Odległość powoli malała. Strażnik wciąż przesuwał pistolet: to mierzył w głowę, to w serce, a czasami, ze złośliwym uśmieszkiem, w krocze. Dla Pitta był to trening cierpliwości. Strażnik był już prawie w jego zasięgu i Dirk zmusił się do odczekania jeszcze paru chwil. To, że napastnik naciśnie guzik przy pierwszym jego ruchu, było pewne. Najskuteczniejszą bronią Pitta było zaskoczenie; nadal trzymał ręce tak, jakby były związane, sprawiając wrażenie bezbronnej i przerażonej ofiary.
Mężczyzna przybliżył się jeszcze o pół stopy i wtedy Pitt skoczył. Lewą ręką uderzył w dłoń trzymającą pistolet, wytrącając go z linii strzału i ignorując syk pocisku, który przemknął mu koło ucha. Prawą zatoczył krótki łuk. Ostrze rozcięło gardło klęczącego, dławiąc agonalny krzyk głośnym syknięciem powietrza uchodzącego przez rozciętą tchawicę. Sekundę później na dywan chlusnęła fontanna krwi, rozpryskując się na ściany, na Pitta i na wszystko wokół. Oczy strażnika rozszerzyły się, ciało drgnęło i osunęło się powoli na podłogę.
Przez moment Pitt stał sparaliżowany widokiem martwego mężczyzny. Wreszcie podniósł z podłogi broń zabitego i pospiesznie ruszył w stronę łazienki, z której dochodziło brzęczenie maszynki do golenia. Drugi strażnik przygotowywał narzędzie egzekucji. Dirk posuwając się wzdłuż ściany, nie spuszczał wzroku z drzwi do łazienki.
Nagle rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Pitt zaskoczony tym niespodziewanym dźwiękiem znieruchomiał. Strażnik wbiegł do pokoju. Spostrzegłszy zwłoki towarzysza leżące w kałuży krwi, zamarł na chwilę. Broń trzymał w opuszczonej ręce. Spojrzał na Dirka w niemym osłupieniu.
– Rzuć broń i nie ruszaj się! – polecił Pitt.
Przez chwilę strażnik stał nieruchomo, zastanawiając się, co zrobić. Pukanie powtórzyło się, tym razem bardziej natarczywie. To pobudziło go do działania: skoczył w bok, unosząc broń. Kula wystrzelona przez Pitta trafiła go prosto w serce. Runął bezwładnie na podłogę i znieruchomiał.
Pitt pozostał na miejscu, nie ruszając się i słuchając uderzeń w drzwi. Czegoś brakowało, o czymś zapomniał, ale umysł nie pracował sprawnie. Ostatnie parę minut dawało znać o sobie… Nagle przyszło olśnienie.
Summer!
Dwoma skokami dotarł do okna i rozsunął zasłony. Nie było za nimi nic prócz okna. Gorączkowo przeszukał pokój i sypialnię – nic. Balkon! Musiała tu dostać się w ten sam sposób co oni. Balkon był pusty, ale przywiązana do balustrady lina wyjaśniała wszystko. „Uciekła tą samą drogą, co przedtem” – pomyślał.
Na jednym z wyplatanych foteli stojących w rogu balkonu zobaczył mały kwiatek – plumerię o białych płatkach wewnątrz zabarwionych na żółto. Oglądał go pod światło niczym rzadki okaz motyla. Córka Delphiego? Ciekawe, jak to możliwe.
Stał na balkonie z kwiatem w jednej ręce i pistoletem w drugiej. Patrzył na błyszczącą, pomarszczoną błękitną powierzchnię oceanu. W tym czasie ludzie Huntera wyłamali drzwi i wpadli do apartamentu.
Rozdział 13
– Panie Pitt… – Atrakcyjna, młoda kobieta w mundurze WAVE zawahała się. – Admirał oczekuje pana.
Pitt spojrzał na nią uważnie, przyjrzał się następnie pozostałym kobietom w takich samych uniformach siedzącym bez ruchu na swoich stanowiskach w bunkrze. Dostrzegł w ich oczach rodzaj podziwu zazwyczaj rezerwowany dla gwiazd filmowych. Poczuł czysto egoistyczne samozadowolenie.
– Wszyscy jesteśmy dumni, że jest pan z nami. – Panienka spuściła oczy i zarumieniła się. – To, czego pan dokonał…
– Jak stary przyjął porwanie córki? – przerwał, za wszelką cenę starając się zmienić temat.
– To twardy chłop – odparła po prostu.
– Jest u siebie?
– Nie, sir. Oczekują pana w sali konferencyjnej. Pokażę drogę.
Podążył więc za nią, nie zadając więcej pytań. Okazało się, że w ścianie bunkra było wejście prowadzące do krótkiego korytarzyka z parą drzwi po każdej stronie. Dziewczyna zapukała do pierwszych po prawej, uchyliła je, zapowiedziała Pitta i gdy wszedł, zamknęła je cicho za nim.
W pomieszczeniu były cztery osoby. Dwie z nich znał. Hunter podszedł żwawym krokiem i uścisnął mu dłoń. Wyglądał starzej i sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego.
– Dzięki Bogu, że jest pan bezpieczny – oznajmił ciepło. Pitt był zaskoczony, słowa admirała były szczere. – Jak noga?
– Przeżyję. – Spojrzał Hunterowi w oczy i powiedział cicho: – Przykro mi z powodu kapitana Cinany… i Adrienne. To była moja wina. Gdybym pomyślał zamiast czekać…
– Nonsens! Tego nie można było przewidzieć. Dostał pan dwóch z tych drani. To musiała być niezła walka.
Zanim Pitt zdołał odpowiedzieć, jego prawica znalazła się w uścisku Denvera.
– Dobrze cię znów widzieć – rzekł komandor, klepiąc go w plecy. – Wyglądasz jak zwykle buńczucznie i niebezpiecznie, ale do tego już przywykłem.
– Wyglądam raczej jak psu z gardła wyjęty – mruknął Pitt. – Trzydzieści minut snu na dobę nie służy mojej delikatnej naturze.
– Przykro mi z tego powodu, ale zaczyna nam brakować czasu – wtrącił Hunter. – Jeśli naprawdę szybko nie podniesiemy „Starbucka”, to możemy go na dobre spisać na straty. Za ten czas, którym dysponujemy, należą się panu podziękowania. Zatopienie dziobowego przedziału torpedowego było genialnym posunięciem.
– Sternik „Marthy Ann” był pewien, że skończymy, płacąc z pensji za uszkodzenia – odparł Pitt.
Hunter uśmiechnął się kącikiem ust.
– Proszę usiąść, ale najpierw chciałbym, aby poznał pan doktora Elmera Chryslera, szefa działu badań Tripler Hospital.
Pitt podał dłoń niskiemu i drobnemu mężczyźnie, który uścisnął mu rękę z siłą obcęgów. Doktor był ogolony na zero i nosił gigantyczne okulary w rogowej oprawie, zza których spoglądały przenikliwe oczy. Uśmiechał się szeroko.
– A to doktor Raymond York, szef Departamentu Geologii Morskiej w Eaton School of Oceanography – dodał Hunter.
York nie wyglądał na geologa. Przypominał raczej kierowcę ciężarówki albo flisaka. Był wysoki oraz szeroki w barach. Pitt ledwo powstrzymał uśmiech, wymieniając potężny uścisk dłoni.
Hunter wskazał na krzesło i rzekł:
– Chcielibyśmy usłyszeć od pana historię utraty statku i walki w hotelu.
Dirk odprężył się i spróbował zmusić umysł do logicznego uporządkowania wydarzeń i do przedstawienia ich z pewnej perspektywy. Wiedział doskonale, że obserwują go uważnie i że zależy im na najdrobniejszych nawet szczegółach, które zdoła sobie przypomnieć.
– Nie spiesz się i nie denerwuj, gdy będziemy ci przerywać pytaniami – dodał Denver.