Выбрать главу

Pitt skinął głową i zaczął powoli:

– Myślę, że tak naprawdę to się zaczęło, w chwili gdy odkryliśmy nagle wznoszące się dno i to w miejscu, w którym mapy zupełnie tego nie wykazywały.

Dalej poszło już gładko. Gdy mówił, obaj naukowcy robili notatki, a Denver obsługiwał magnetofon. Pytania padały rzadko i starał się na nie odpowiedzieć najlepiej jak umiał, co nie zawsze się udawało. Jedyną rzeczą, którą pominął, był udział Summer w porannej walce. Zełgał, że zanim został związany, zdołał ukryć nóż, który stale nosił przy sobie. Nie wzbudziło to niczyich podejrzeń.

– Co panowie sądzicie o tym typku Delphim? – spytał Hunter, zdejmując celofan z kolejnej paczki papierosów. – Jak dotąd kontakt majora był jedynym, który mieliśmy z osobnikami odpowiedzialnymi za całe to zamieszanie.

– Mógłby pan opisać go jeszcze raz, najdokładniej jak pan potrafi? – spytał Pitta Chrysler, pochylając się nad notesem.

– Prawie sześć stóp i osiem cali wzrostu, proporcjonalnej budowy ciała, pociągła twarz, siwe włosy o odcieniu srebrzystym, no i żółte oczy, najbardziej zwracające uwagę w całej postaci.

– Żółte? – Chrysler zmarszczył brwi.

– Tak, żółte. Można powiedzieć, że prawie złote.

– Niemożliwe – sprzeciwił się lekarz. – Albinos mógłby mieć oczy czerwone o lekko pomarańczowym odcieniu. Niektóre choroby mogą odbarwić je na zielonkawożółto, ale czysta żółć, a tym bardziej złoto, nie występuje w przyrodzie. Po prostu tęczówka nie zawiera takiego pigmentu.

York przysłuchiwał się w milczeniu, bawiąc się wyjętą z kieszeni fajką.

– Najdziwniejsze w tym wszystkim jest – odezwał się, gdy zapadła cisza – że rzeczywiście był ktoś taki. Olbrzym o żółtych oczach.

– Wyrocznia Jedności Psychicznej – szepnął Chrysler. – Oczywiście! Doktor Frederick Moran.

– Nie przypominam sobie tego nazwiska – wtrącił Hunter.

– Moran był jednym z największych antropologów tego stulecia, do chwili gdy został opanowany wizją całkowitego wyniszczenia gatunku ludzkiego w wyniku rozwoju cywilizacji zmierzającej według niego do nieuchronnej zagłady. Prawdopodobnie przy użyciu broni nuklearnej.

– Doskonały, ale egocentryczny umysł – przytaknął York. – Zniknął na morzu około trzydziestu lat temu.

– Wyrocznia delfijska – stwierdził Pitt, nie kierując tych słów do nikogo z obecnych.

Jedynie Denver zrozumiał, o co mu chodzi.

– Naturalnie! Imię Delphi pochodzi od wyroczni w starożytnej Grecji.

– Niemożliwe – sprzeciwił się Chrysler. – Ten człowiek nie żyje.

– Naprawdę? – spytał Pitt. – A może on odnalazł swoje Kanoli?

– To brzmi jak hawajskie Shangri-la – uśmiechnął się Hunter.

– Może i jest. – Dirk w skrócie opisał ostatnie spotkanie z George’em Papaaloa.

– Nadal trudno mi uwierzyć, by ktoś taki jak Moran po prostu zniknął dobrowolnie na taki szmat czasu i nagle pojawił się ponownie jako morderca i porywacz – stwierdził York.

– Czy ten Delphi powiedział coś, co pomogłoby go zidentyfikować? – spytał Chrysler.

– Stwierdził, że moja inteligencja znacznie ustępuje inteligencji reprezentowanej przez Lavellę i Roblemanna, choć nie wiem, kim byli ci dżentelmeni – rzekł Pitt.

Chrysler i York spojrzeli wymownie na siebie.

– Przedziwne – odezwał się po chwili geolog. – Lavella był fizykiem specjalizującym się w hydrologii.

– A Roblemann znanym chirurgiem. – W oczach Chryslera nagle zabłysło zrozumienie. – Zanim zmarł, eksperymentował nad mechanicznymi skrzelami dla ludzi. – Zamilkł, wstał i podszedł do stojącego w kącie pojemnika. Nalał sobie kubek wody i wypił duszkiem, po czym wracając na miejsce, dodał: – Jak prawdopodobnie wszyscy obecni wiedzą, podstawowym celem każdego systemu oddechowego jest uzyskanie tlenu niezbędnego dla życia organizmu i wydalanie trującego dwutlenku węgla. Tak u zwierząt, jak i u ludzi płuca wiszą swobodnie wewnątrz klatki piersiowej i muszą być napełniane powietrzem i wypróżniane. Kiedy powietrze jest już w płucach, tlen jest wychwytywany przez pęcherzyki płucne i dostaje się do krwiobiegu. U ryb cały proces polega na pobieraniu zawartego w wodzie tlenu, który zostaje zatrzymany w skrzelach składających się z wielu drobniutkich włókienek. Tam też wydalany jest dwutlenek węgla. Urządzenie, które Roblemann jakoby stworzył, było kombinacją skrzeli i płuc, chirurgicznie przyczepioną do piersi i połączoną z organizmem wewnętrznymi liniami przesyłowymi tlenu.

– Brzmi niewiarygodnie – zauważył Hunter sceptycznie.

– Owszem – zgodził się Dirk. – Ale to wyjaśnia, dlaczego żaden z napastników nie miał akwalungu i dlaczego aparatura wykrywająca traktowała ich jak ryby: byli prawie całkowicie zbudowani z białka, bez śladów metalu.

– Urządzenie to pozwalało ponoć człowiekowi przebywać pod wodą około trzydziestu minut – dokończył Chrysler.

– Może to nie jest dobre na długi czas, ale i tak jest o niebo lepsze od targania butli na plecach, tak jak to dziś robimy – mruknął Denver.

– Wiecie, panowie, co się stało z tymi dwoma osobnikami? – spytał Hunter.

– Zmarli dawno temu. – Chrysler wzruszył obojętnie ramionami.

– Archiwum? Tu Hunter – powiedział admirał do interkomu. – Chcę wszystko, co macie na temat śmierci naukowców o nazwiskach Roblemann i Lavella. Podajcie do sali konferencyjnej, jak tylko ustalicie. – Wyłączył interkom i spojrzał pytająco na Yorka. – No to jest jakiś punkt zaczepienia. Doktorze York, co pan może powiedzieć o obszarze hawajskiego wiru jako geolog marynista?

York wyjął z walizeczki kilka map, które starannie rozłożył przed sobą, zanim zabrał głos.

– Przesłuchanie ocalałych operatorów z „Marthy Ann” i komandora Bolanda przebywającego aktualnie w szpitalu oraz majora Pitta, nasuwa mi tylko jeden wniosek. Hawajski wir to nic innego jak dotychczas nie odkryta podwodna góra.

– Jak to możliwe, że dotąd nie została odkryta? – spytał Denver.

– Nie jest to takie niezwykle, gdy weźmie się pod uwagę, że góry na lądzie odkrywano do połowy lat czterdziestych naszego wieku, a dziewięćdziesiąt osiem procent dna morskiego nadal czeka na porządne skatalogowanie – odparł geolog.

– Czy większość podwodnych gór i wzniesień to nie pozostałości wulkanów? – spytał Pitt.

York nabił fajkę.

– Górę można opisać jako izolowane wzniesienie dna, okrągłego kształtu, z dość stromymi brzegami i ograniczonym obszarem szczytu. Natomiast jeśli chodzi o pańskie pytanie, to istotnie większość jest pochodzenia wulkanicznego, ale doradzałbym ostrożność przy formułowaniu wniosków do chwili przeprowadzenia specjalistycznych badań tego konkretnego wzniesienia. – Ubił starannie tytoń i zapalił, otaczając się kłębami wonnego dymu. – Jeżeli założymy, że legenda o Kanoli zawiera ziarno prawdy i że wyspa wraz z mieszkańcami zapadła się pod powierzchnię morza w wyniku katastrofy, to skłaniałbym się raczej do teorii, że spowodowane to zostało trzęsieniem ziemi, a nie aktywnością wulkaniczną. Jak widać na mapie, to wzniesienie leży w obrębie strefy pęknięcia Fullertona i jest bardzo prawdopodobne, że duża aktywność sejsmiczna mogła spowodować najpierw wypiętrzenie, a potem opadnięcie szczytu o kilkaset stóp. Okres przerwy mógł wynosić i tysiąc lat. Po czym przy następnych ruchach mógł się ponownie podnieść. – Przez chwilę wpatrywał się zamyślony w ścianę, jakby na niej rozgrywał się proces, o którym właśnie opowiadał. – Informacja o stopniu nachylenia zbocza i niższej temperaturze wody wokół szczytu także potwierdza tę teorię – kontynuował. – Zimna, pochodząca z głębin woda często bowiem zostaje wypchnięta o tysiące stóp w górę, w wyniku ulatniania się gazów ze szczelin w dnie. To z kolei tłumaczyłoby nieobecność koralowców, które nie mogą egzystować w temperaturze niższej niż siedemdziesiąt stopni.