Выбрать главу

– A co ze „Starbuckiem”?

– Spisany na straty. – Hunter starał się, by jego głos brzmiał obojętnie, ale nie bardzo mu się to udało. – W Pentagonie zdecydowano, że szkoda ludzi, a ryzyko uruchomienia którejś z rakiet na jego pokładzie jest zbyt duże. Wybrano całkowite zniszczenie: jutro o piątej rano fregata USS „Monitor” odpali rakietę klasy Hyperion dokładnie tam, gdzie wznosi się ten podwodny szczyt odkryty przez pana. Resztki wydobędziemy, gdy wszystko się uspokoi.

– Marnotrawstwo – sapnął Pitt.

– Zgadzam się całkowicie. Zaproponowałem atak SEAL i odbicie okrętu, ale przegłosowano mnie. Wyznają widać zasadę, że lepiej przesadzać niż żałować i boją się, że Delphi zdoła złamać zabezpieczenie odpalania pocisków. Gdyby tak się stało, to mógłby zniszczyć, co mu się podoba prawie na całej kuli ziemskiej.

– Cholernie skomplikowana procedura. Musiałby nie tylko znaleźć sekwencję startu, ale również przeprogramować dane celu, aby zaatakować cokolwiek poza terenem Rosji.

– Bardziej boją się, że dowie się, jak to robić niż że rzeczywiście wyśle gdzieś rakietę – dodał Hunter.

– Nie zgadzam się z tym tokiem rozumowania. Miał je do dyspozycji nie niepokojony przez nikogo przez sześć miesięcy. Gdyby wiedział, jak to zrobić, to nie wierzę, by nie skorzystał z okazji do małego szantażu atomowego. To najlepszy dowód, że nie złamał żadnego z zabezpieczeń.

– Ma pan prawdopodobnie rację, ale mam konkretne rozkazy i nic nie mogę na to poradzić.

Pitt spojrzał na niego przeciągle.

– Czy Pentagon wie o porwaniu Adrienne?

– Nie widzę sensu mieszać spraw prywatnych ze służbowymi – odparł ciężko admirał.

– Jeżeli jest wraz z Delphim na tej podwodnej wyspie i uda się ją odnaleźć przed piątą rano…

– Wiem, o czym pan myśli: złapać go i po kłopocie. Pomysł dobry, ale bez szans na sukces. Niestety, zapewne oboje są tam, gdzie pan myśli.

– Nie ma pan pewności?

– Pewności nie mam, ale wszystko na to wskazuje. Sprawdziliśmy wszystkie samoloty na wyspie i znaleźliśmy wodnopłatowiec zarejestrowany na firmę Pisces Metals Company. Otoczono miejsce jego cumowania, ale o dwie godziny za późno. Świadkowie widzieli olbrzyma i ciemnowłosą dziewczynę wsiadających do niego przed startem. Zdjęcia z satelity zwiadowczego ukazują maszynę w pobliżu pozycji „Starbucka”. Na następnych, wykonanych w czasie kolejnej sesji fotograficznej, nigdzie go nie ma.

– Więc chyba rzeczywiście są tam oboje – przyznał Pitt.

Hunter przytaknął ruchem głowy, nie odzywając się.

– Zniszczenie okrętu i bazy we wnętrzu góry jest poważnym błędem – stwierdził Dirk, siadając przy biurku. – Praktycznie nie wiemy niczego konkretnego ani o Delphim, ani o tym całym przedsięwzięciu. Wszystko to tylko domysły. Logiczne i uzasadnione, ale tylko domysły. Może mieć inne bazy rozsiane po świecie, może być przykrywką dla działań obcego rządu, może mieć załogę „Starbucka” jako zakładników. Jest zbyt wiele wątpliwości i pytań bez odpowiedzi, by tak po prostu ryzykować wysadzenie wszystkiego w diabły. Proszę mi podać jeden rozsądny powód, dla którego mamy tu tkwić jak para durniów i pozwolić, by banda przemądrzalców siedząca sobie siedem tysięcy mil stąd, dyktowała, co mamy robić i to na podstawie analiz komputerowych czy tego, co dowiedzieli się od nas. Z góry uprzedzam, że rozkaz nie jest dla mnie żadnym rozsądnym powodem. Powinniśmy…

– Wystarczy! – Głos admirała nagle stwardniał. – Wykonam rozkazy i radzę panu uczynić to również.

– Nie wykonam. – Głos Pitta był cichy, ale nie pozostawiający cienia wątpliwości. – Odmawiam biernego uczestnictwa w popełnieniu głupoty, podczas gdy mogę zrobić coś, by do tego nie dopuścić.

W swojej trzydziestoletniej karierze w US Navy Hunter nie spotkał podwładnego w stopniu oficerskim, który spokojnie i z logicznym uzasadnieniem odmówiłby wykonania rozkazu i prawdę mówiąc, nie bardzo wiedział, jak ma zareagować.

– Każę pana zamknąć, aż pan nie otrzeźwieje. – Było to jedyne, co mu przyszło do głowy.

– Niech pan spróbuje – poradził mu zimno Pitt. – Rację mam ja, a to co pan powiedział, nie jest żadnym argumentem. Jeżeli zniszczymy Delphiego czy Morana, czy jak go tam nazwać, a w okolicy zaginie kolejny statek, to znów zaczniemy się zastanawiać i nigdy nie będziemy mieli pewności. A jeżeli zaginie ich parę, to będziemy musieli wszystko zaczynać od początku, nie mając żadnego punktu zaczepienia poza nie dającą spokoju pewnością, że popełniliśmy błąd.

Hunter spoglądał na niego, jakby śnił. Dwadzieścia lat temu mógłby się znaleźć na miejscu Pitta, stawiając karierę za pewność, że ma rację. Poddawanie okrętu bez walki było czymś zupełnie sprzecznym z tradycjami Navy, które wpajano mu od pierwszego dnia w Akademii, a przecież nigdy nie musiał się zastanawiać, czy wykonać jakiś rozkaz. Wykonywał je zawsze, choć kilka razy zastanawiał się potem, czy nie lepiej byłoby odmówić ich wypełnienia. Teraz istniała szansa… niewielka i prawie beznadziejna, ale istniała. I wtedy przypomniała mu się ponownie opinia Sandeckera o siedzącym naprzeciwko mężczyźnie i zdecydował się.

– Dobrze, majorze – oświadczył z determinacją w głosie, powstając z fotela. – Niech będzie, jak pan chce. To nas może drogo kosztować, ale konsekwencjami służbowymi zajmiemy się później. Tylko lepiej by było, gdyby pański plan okazał się dobry.

Pitt odprężył się.

– Należy przed piątą rano wykonać dwie rzeczy: umieścić na pokładzie „Starbucka” szkieletową załogę zdolną go doprowadzić na czas do stanu używalności oraz wysłać oddział marines, żeby zakończyli działalność radiostacji na wyspie.

– Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Mamy mniej niż piętnaście godzin.

Przez długą chwilę Dirk milczał. Gdy odezwał się, głos miał obojętny i pewny, a w twarzy nie drgnął mu ani jeden mięsień.

– Jest sposób. Będzie kosztował parę groszy, ale ma więcej niż pięćdziesiąt procent szans na powodzenie.

Po czym zaczął wyjaśniać szczegóły. Gdy skończył, Hunter nadal pełen wątpliwości udzielił niechętnie zgody, wiedząc, że pozwala na szaleństwo. Poza tym był przekonany, że nie usłyszał pełnej wersji planu.

Rozdział 14

Przestarzały samolot Douglas C-54 stał na początku pasa startowego skierowany nosem ku wstędze czarnego asfaltu obramowanej lampami pozycyjnymi. Skrzydła i kadłub wibrowały w takt pracy czterech silników, których śmigła cięły powietrze cichej i spokojnej nocy. Nagle stary samolot drgnął i nabierając szybkości, zaczął kołować po asfalcie, błyskając odbiciem lamp w aluminiowym poszyciu. Rozbieg był długi, ale w końcu maszyna oderwała się od ziemi i weszła w łagodny zakręt wokół Diamond Head, kierując się na północ.

Siedzący w kokpicie Pitt zmniejszył obroty silników, sprawdził przyrządy i zadowolony pokiwał głową: maszyna była stara, ale doskonale utrzymana i nie powinna sprawić kłopotów.

– Miałem cię zapytać, asie przestworzy, czy kiedykolwiek wodowałeś na pełnym morzu nie przystosowanym do tego celu samolotem? – doleciało z fotela drugiego pilota, gdzie spoczywał krępy mężczyzna z potężną klatką piersiową i szerokimi barami.