Выбрать главу

– Spokojnie, tylko mnie teraz nie zawiedź – wyszeptał, nie zdając sobie sprawy, że myśli na głos.

Musiał uważać, by samolot znalazł się idealnie równolegle do powierzchni morza. Gdyby któreś ze skrzydeł opadło niżej i dotknęło wody, to… Łagodnie zniżył maszynę, próbując wylądować w zagłębieniu fal. Chciał wykorzystać pochyłość fali dla zmniejszenia kąta lądowania. Gdy maszyna po raz pierwszy zetknęła się z powierzchnią morza, śmigła wzniosły fontanny wody. Odgłos przypominał uderzenie pioruna, był jednak znacznie głośniejszy. Przymocowana do grodzi gaśnica zerwała się i uderzyła w tablicę przyrządów, przelatując ponad ramieniem Pitta i o cale mijając głowę. Samolot odbił się od powierzchni niczym wprawnie rzucony płaski kamień, przeleciał kilkadziesiąt jardów i ponownie osiadł na wodzie, ryjąc dziobem w fali i zatrzymując się przy akompaniamencie rozgłośnego plusku.

Pitt spojrzał przez ociekającą wodą szybę. Udało się! Sprowadził maszynę w całości i teraz samolot łagodnie kołysał się na falach. Mógł unosić się na wodzie kilkanaście minut lub nawet kilka dni w zależności od tego, jakich uszkodzeń doznał kadłub przy lądowaniu. Zatonięcie w ciągu kilku najbliższych minut im nie groziło, a więcej czasu nie potrzebowali. Odetchnął z ulgą, dopiero teraz dostrzegając, że baterie wytrzymały uderzenie i awaryjne oświetlenie kabiny działało. Wyłączył reflektory i oświetlenie tablicy – nie było już potrzebne. Rozpiął pasy i skierował się do kabiny pasażerskiej.

Tym razem ludzie byli znacznie bardziej pewni siebie niż wówczas, gdy ich widział ostatnio. Podwodniacy powitali go owacją. Zespół SEAL nie tracił czasu na bzdury: sprawdzali po raz ostatni broń, a dwóch otwierało właśnie wyjście awaryjne z tyłu kadłuba.

– Ładne widowisko. – Giordino uśmiechnął się szeroko. – Sam bym tego lepiej nie zrobił.

– W twoich ustach brzmi to jak komplement najwyższej klasy – odparł Pitt, przechodząc do tyłu i chwytając akwalung.

– Jak długo samolot utrzyma się na powierzchni? – spytał Crowhaven.

– Sprawdziłem luk bagażowy – odparł Al, pomagając Pittowi założyć butle. – Jest tylko niewielki przeciek.

– Nie powinniśmy wybić jakiejś dziury czy coś takiego? – zastanowił się oficer. – Żeby szybciej poszedł na dno?

– Nie byłoby to zbyt rozsądne – mruknął Pitt z naganą w głosie. – Gdy Delphi odkryje opuszczony samolot czy to na powierzchni, czy na dnie, to pierwszym skojarzeniem będzie kraksa. Pomyśli, że odpłynęliśmy na tratwach ratunkowych. Dlatego cały sprzęt ratunkowy zostawiłem na lotnisku. To nie powinno przez pewien czas wzbudzić jego podejrzeń, a poza tym zacznie nas szukać najpierw na powierzchni. Dziury w kadłubie wybite od wewnątrz przekreślą z punktu ten optymistyczny plan.

– Muszą być łatwiejsze sposoby, aby zostać admirałem – stwierdził z nadzieją Crowhaven.

– Kiedy uruchomicie okręt, skontaktujcie się z Hunterem na częstotliwości tysiąc dwieście pięćdziesiąt kiloherców – ciągnął Pitt, ignorując tę uwagę.

– To normalna częstotliwość rozgłośni radiowych! Federalna Komisja Łączności może mi narobić niezłego bigosu za używanie tego pasma.

– I pewnie to zrobi – przyznał Pitt – ale Delphi ma system podsłuchowy, który nie przestanie działać do czasu ataku marines. Już nas namierzył i zagłuszył na uzgodnionej ze starym częstotliwości. To pasmo to jedyna szansa. Wątpię, by Delphi chciał grzebać w paśmie nadawania radia, jeżeli w ogóle ma je na podsłuchu. Komisją Łączności będziemy się martwić, jak dożyjemy szczęśliwie do następnego południa.

– Nie myślałem, że z ciebie taki cwaniak – przyznał z podziwem Giordino.

– Lepiej żeby była to prawda; w przeciwnym wypadku będziemy w nielichych kłopotach. – Dirk założył płetwy i maskę, sprawdził regulator i wyjrzał na zewnątrz. Fale zaczynały przelewać się przez krawędzie skrzydeł, a maszyna nabierała lekkiego przechyłu na nos. – Jesteś gotów z tym swoim magicznym pudełkiem? – spytał Ala.

– Zawsze i wszędzie, sir – odparł służbiście Giordino, pokazując wodoszczelną skrzynkę. – Jedziemy.

– Najwyższy czas. Pokaż, co potrafisz.

Giordino siadł na podłodze plecami do otworu, założył starannie ustnik, opuścił maskę, pomachał zebranym, po czym przewrotem przez plecy runął w morze. Za nim, już bez machania, podążyła para z SEAL, Crowhaven i podwodniacy oraz pozostali członkowie oddziału specjalnego. Pitt spojrzał w morze, gdzie rozbłysnął właśnie rządek lamp, gdy każdy z płetwonurków skierował promień latarki na plecy poprzednika, by nie zgubić się w czasie nurkowania. Zadowolony skinął głową.

Pitt został sam. Rozejrzał się po kabinie niczym ktoś wyjeżdżający na weekend i z uśmiechem wyłączył światło.

Rozdział 15

Nad głową Pitta zamknęła się ciepła i mroczna woda. Momentalnie włączył latarkę i rozluźnił ciało, pozwalając mu swobodnie opadać. Krąg światła odnalazł plecy poprzedniego nurka oddalone o około trzydzieści jardów. Nurek nawet nie odwrócił głowy, by sprawdzić, czy Dirk jest na miejscu. Zasada była prosta: następny miał pilnować poprzednika i miejsca w szyku. Pittowi przyszło nagle do głowy, że zajęcie ostatniego miejsca w linii nie było wcale najlepszym pomysłem. Otaczała go ciemność, w której wyobraźnia widziała doskonałe miejsce do ukrycia dla morskich potworów i drapieżników. Co kilka sekund rozglądał się, oświetlając wodę wokoło, ale w zasięgu wzroku byli tylko jego współtowarzysze.

Uczucie osaczenia osłabło nieco, gdy dotarli do dna. Ludzki umysł zachowywał się znacznie spokojniej, mając jakiś punkt odniesienia. Przestraszona ośmiornica przemknęła Pittowi przed maską, znikając w jednej z rozpadlin – był to pierwszy żywy mieszkaniec głębin, którego napotkał od momentu zanurzenia. Skały rozstąpiły się po chwili, ukazując piaszczyste podłoże i czarny kształt, po którym przesuwały się światła latarek.

USS „Starbuck” wyglądał dokładnie tak jak w chwili, gdy go opuszczał parę dni temu. Pitt zamachał gwałtownie płetwami i mijając szereg nurków, dotarł do Ala, złapał go za ramię i zajrzał w głąb maski. Zobaczył szeroki uśmiech i zadowolone oblicze. Czym prędzej odczepił od pasa tabliczkę i podsunął Crowhavenowi z wiadomością: Tu się rozłączamy, powodzenia. Crowhaven skinął głową. Zaczął rozdzielać ludziom zadania. Każdemu ruchowi towarzyszyło płynne falowanie blond włosów.

Pięciu łudzi, w tym dwóch z SEAL, miało wejść przez otwarte wyrzutnie dziobowe i zakręcić zawory, które pracowicie odkręcali nurkowie z „Marthy Ann”. Reszta prowadzona przez pozostałych komandosów miała wejść przez rufowe wyjście awaryjne i dotrzeć do stanowiska dowodzenia, likwidując po drodze każdą próbę oporu.

Podwodniacy przestali się bać, teraz nie było na to czasu. Poza tym mieli konkretne zajęcia, do których potrzebowali zarówno umiejętności, jak i zimnej krwi. Ci z przodu zniknęli równocześnie z pierwszą grupą na rufie, pozostałe dwie grupy weszły do komory ewakuacyjnej tak szybko, jak to tylko było możliwe. Pitt zamknął właz za ostatnią piątką i poczekał, aż usłyszał szum wypychanej wody. Następnie zapukał trzykrotnie trzonkiem noża w kadłub. Prawie natychmiast odpowiedziały trzy stłumione stuknięcia z wewnątrz sygnalizujące brak oporu i problemów. Podpłynął do dziobu, gdzie cała operacja powtórzyła się z tą różnicą, że dźwięk był cichszy z powodu zalania przedziału torpedowego. Gdy odpływał, zaczynały się zamykać zewnętrzne klapy wyrzutni.