Выбрать главу

Palce olbrzyma dotknęły lufy, złapały muszkę i pociągnęły. Broń przesunęła się o jedną ósmą cala, ale wymknęła się z jego palców. Ponownie spróbował jej dosięgnąć, lecz bez skutku. Nie zrażony tym ponowił próbę i w końcu zdołał chwycić rewolwer za lufę i przyciągnąć do siebie. Ujął rękojeść z wielką siłą; kostki na dłoniach zbielały. Zakasłał, wypluwając przy tym sporo krwi, ale ręka nie drgnęła mu ani o ułamek cala. Z triumfującym uśmiechem, który odsłonił upiornie wyglądające, czerwone od krwi zęby, wymierzył broń dokładnie między oczy Pitta.

Nagle kilka stóp przed nim coś się poruszyło. Zaskoczony Pitt obserwował jak czyjeś ramię przesunęło się po gruzie i wyprostowało. Ręka pochyliła się w stronę Delphiego, dłoń zwinęła się w pięść poza małym palcem, który sztywno wyprostowany sterczał na całą długość. Ręka opadła błyskawicznie, trafiając idealnie w wylot lufy Colta. Mały palec zagłębił się w niej aż do pierwszego stawu.

Pomysł był niesamowity, lecz dający jedyną szansę sukcesu. Ręka należała do Giordino, który nie mógł poruszyć żadną inną częścią ciała. Al był zbyt daleko, by móc złapać lufę i wyszarpnąć broń Delphiemu. Zrobił, co mógł, czyli zatkał lufę jedyną rzeczą, którą dysponował – własnym palcem. Wiedział, że przy strzale straci go, ale wiedział również, że Delphi strzelając wyda na siebie wyrok. Gazy rozerwą lufę, a wyrwany kurek uderzy z wielką siłą w twarz strzelca.

W oczach Delphiego błysnęło przerażenie. Próbował szarpnięciem uwolnić broń, ale ruchy były słabe – najwyraźniej gonił resztkami sił. Przez chwilę trwał nieruchomo, próbując obmyślić jakąś skuteczną strategię, ale osłabiony umysł nie podsuwał sensownego rozwiązania. Olbrzym błysnął ponownie upiornym uśmiechem i nacisnął spust.

Stłumiony huk wstrząsnął jaskinią. Z sufitu oderwało się kilka odłamków i rozszedł się zapach spalonego prochu. Prawa strona głowy Delphiego zniknęła, broń rozprysnęła się, ciało osunęło się w dół, uderzając z głuchym odgłosem o skałę.

Giordino nawet nie jęknął. Ponownie uniósł rękę i rozprostował zaciśniętą pięść: kciuk i trzy palce. Małego palca nie było, został urwany u nasady.

Pitt ocknął się i zdwoił wysiłki zmierzające do wyswobodzenia się ze skalnej pułapki. Gdy zdołał wreszcie wyciągnąć nogi, uwolnił zszokowaną Adrienne. Oparł dziewczynę o ocalały posąg. Spojrzała na niego nieprzytomnym wzrokiem i zemdlała.

– Jak już jesteś na chodzie – mruknął Giordino przez zaciśnięte zęby – to może byś mnie odkopał? Cholernie tu niewygodnie.

– W tej sekundzie.

Pitt podczołgał się do przyjaciela i zaczął spychać rumowisko. Al pomagał mu w miarę możliwości. Po kilku minutach Giordino był wolny.

– Czy poza brakiem palca coś ci jeszcze dolega?

– Nie sądzę. A tobie?

– Złamane żebro albo dwa, nie jestem pewien. – Dirk zdjął podarte kąpielówki, oderwał pasek i oznajmił: – Daj no łapę, trzeba ci jakoś opatrzyć to wspomnienie po palcu.

– Słyszałem o tym, że przyjacielowi oddawano w potrzebie własną koszulę – stwierdził Al – ale majtki są twoim własnym pomysłem.

Ledwie skończyli opatrunek, w miejscu, gdzie osypisko wpadało do wody, rozległ się cichy jęk. Summer powoli wspięła się na brzeg, rozglądając się nieprzytomnie. Spojrzała na Dirka. Trwało chwilę, zanim go rozpoznała.

– Ojciec… co…? – Głos jej zamarł.

– Spokojnie. Za kilka minut będziemy bezpieczni.

Pitt podszedł do niej i delikatnie objął, odgarniając mokre włosy z czoła. Na skroni miała niewielkie rozcięcie, ale poza tym wydawała się cała i zdrowa. Szepnął dziewczynie coś do ucha i pocałował lekko w usta. Po schodach i rumowisku zaczęło spływać więcej wody, ale nie zdawał sobie z tego sprawy pochłonięty trzymaną w ramionach dziewczyną. Po chwili spojrzała na niego dziwnie odległym wzrokiem i spytała spokojnie:

– On nie żyje, prawda?

– Zmiażdżył go posąg – odparł.

Było to częściowe kłamstwo, ale nie miał wyrzutów sumienia. Delphi i tak zmarłby z powodu wewnętrznych obrażeń i krwotoku. O ostatniej próbie mordu nie musiała wiedzieć.

– Cholernie mi przykro, że znowu wam przeszkadzam – odezwał się Giordino – ale lepiej się stąd wynośmy, zanim sufit zechce spaść nam na głowy.

Pitt pocałował Summer raz jeszcze i wstał niepewnie. Chciał poprosić Ala o pomoc przy cuceniu Adrienne, ale dziewczyna wstała o własnych siłach, naga i pokryta złocistym pyłem. Giordino próbował nie spoglądać nachalnie na jej kołyszący się biust, ale nie bardzo mu to wychodziło.

– Może pani pływać, panno Hunter? – spytał uprzejmie, nie mogąc oderwać wzroku od imponujących piersi.

– Postaram się – odparła słabo.

– Al, ty i Adrienne popłyniecie pierwsi. Niech cię złapie za szyję, żeby się nie zgubiła. My popłyniemy zaraz za wami; w tej małej jaskini zrobimy chwilę przerwy.

– Szkoda że akwalungi szlag trafił – stwierdził Giordino, rozglądając się wokół ponurym wzrokiem. Wzruszył ramionami, po czym delikatnie wziął Adrienne za rękę. – Podwodny ekspres Alberta Giordino właśnie odpływa.

Wszedł do wody, założył jej ręce na swój kark i powoli zanurzył się do ramion. Skryła głowę za jego łopatkami, posłusznie słuchając poleceń.

– Trzymaj się mocno i weź głęboki oddech – rzekł Al.

Poczekał aż to zrobi i zanurkował, pozostawiając za sobą jedynie falującą wodę.

Summer spojrzała na rumowisko otaczające przewrócony posąg.

– Nic się nie da zrobić? – spytała.

– Nic.

Żal to dziwne uczucie; jej smutna twarz stała się nagle maską zdeterminowania i żalu.

– Kocham cię, Dirk, ale… nie mogę z tobą iść.

– Nie opowiadaj nonsensów.

– Proszę, zrozum mnie. To zawsze był mój dom. Tu spoczywa matka, a teraz i ojciec.

– 7b nie powód, żebyś i ty miała tu umrzeć.

Położyła mu głowę na piersi i powiedziała cicho:

– Obiecałam kiedyś tacie, że nigdy go nie opuszczę. Muszę dotrzymać słowa.

Ostatkiem sił powstrzymał się przed solidnym ciosem, który pozbawiłby ją przytomności i umożliwił bezproblemowe dotarcie do jaskini. Zamiast tego pogładził ją łagodnie po włosach i cicho odparł:

– Jestem samolubny. Twój ojciec nie żyje i teraz należysz do mnie. Chcę ciebie i potrzebuję, a nawet on nie wymagałby, żebyś dotrzymywała w takich warunkach dziewczęcej obietnicy. I nie chcę więcej żadnych sporów na ten temat. Odpływamy razem i to już.

Nadal cicho płakała, gdy trzymając się za ręce, zniknęli pod złocistą powierzchnią wody.

Gdy wynurzyli się w drugiej jaskini, Giordino i Adrienne siedzieli na skalnej półce.

– Co tak długo robiliście? – powitał ich Al. – Wiesz, że jak bezczynnie czekam, to robię się głodny.

– Niektórzy zawsze tylko myślą o jedzeniu – stwierdził Pitt, który w tej chwili nie byłby w stanie przełknąć nawet najlepiej przyrządzonego specjału.

Serce tłukło mu się jak oszalałe. Wiedział, że dochodzi do ostatniej granicy sił i wytrzymałości. Wszystko go bolało i jedyne, do czego był zdolny, to przytrzymać się brzegu – wejście na górę było już ponad jego siły.