Выбрать главу

Odbywają się także turnieje na jajkach, mam na myśli owe automaty z jajkami. Każdy dostaje po sto żetonów i gra się na czas, wygrywa ten, komu po kwadransie zostanie najwięcej. Jeden raz przytrafiła mi się na tym zdobycz w postaci lampy kwarcowej, moi znajomi zaś wygrali dwutygodniową wycieczkę do Tunezji.

Wiadomość z ostatniej chwili:

Dyrekcja kasyna okazała wielki rozsądek i dokupiła kilka automatów pokerowych z tych najbardziej pożądanych. Z dżokerem i po złotówce. No, jeden po pięć, ale robi dobre wrażenie. Ponadto pięciozłotowe przeprogramowano, górna granica wynosi 50 złotych i za dużego pokera dostaje się 50 tysięcy, co robi wrażenie jeszcze lepsze.

Poker pokerem, ale gdyby nasz rząd tak uwzględniał postulaty społeczeństwa, żylibyśmy zgoła w raju...

Od automatów definitywnie odczepić się nie zdołamy, bo znajdują się wszędzie i stanowią wielką atrakcję, spróbujemy jednakże przejść do gry najściślej kojarzącej się z kasynami i budzącej najgłębszą zgrozę. Jest to mianowicie:

RULETKA

Ruletka, jako taka, była dla mnie, Bóg raczy wiedzieć od kiedy, pojęciem doskonale znanym. Grać na niej umiałam od urodzenia i do dziś dnia nie wiem, skąd mi się to brało.

Zapewne jest to jakaś tajemnicza właściwość organizmu. Powodów racjonalnych i zrozumiałych brak, nie stykałam się z nią bowiem bezpośrednio i grywałam najwyżej, bardzo rzadko, na zabawkach dla dzieci, takich prztykanych własną ręką, przemycanych z krajów zachodnich.

W jakimś momencie życia znalazłam się w hotelu „Pod Różą" w Krakowie. Musiało to być niezbyt dawno, ponieważ kasyno prosperowało już w nim w najlepsze. Rzecz jasna, do tego kasyna natychmiast poleciałam.

Pieniędzy nie miałam wcale. Cały mój majątek stanowiło pięćset tysięcy starych złotych, a więcej nie wzięłam w przekonaniu, że za spotkania autorskie zapłacą mi na bieżąco. Tymczasem okazało się, że nic z tego, płacą przelewem na konto i cześć pieśni. Pozostałam zatem na tym jednym posiadanym banknocie, z którym mogłam zrobić, co mi się podobało.

Stanęłam sobie nad ruletką. Tłok przy niej panował średni, można się było dopchnąć bez wielkiego trudu. Od pierwszego momentu tajemniczy głos w duszy zaczął się mnie czepiać, twierdząc, że przyjdzie 28. Gapiłam się, tłumiąc głos. Czasu miałam ile chcąc, wciąż jeszcze trwało obstawianie. Kasa wymiany na żetony znajdowała się o dwa metry ode mnie. Mogłam wymienić swoje pięćset tysięcy na cokolwiek, mogłam całość postawić na te 28. Nic z tych rzeczy, trwałam w bezruchu, wpatrzona w numer, w stu procentach pewna, że będzie 28. Kulka ruszyła, obstawiona była cała tablica, z wyjątkiem 28. Moja dusza wrzeszczała na ten temat, jeszcze w ostatniej chwili mogłam zwyczajnie rzucić pieniądz na te parszywe 28, a skąd, paraliż mnie tknął nieodwracalny.

No i co przyszło? Imbecyl zgadnie. Oczywiście, że 28.

Od tego momentu postanowiłam przy ruletce kierować się natchnieniem.

Ruletka w Marriotcie wygląda rozmaicie nie tylko pod względem kosztów i nie wszystkie stoły są jednakowe. Zacznijmy od różnic prostych, matematycznych, wyzutych z metafizyki.

Wysokości stawek kształtowany się różnie, zdaje się, że obecnie najtańszy stół jest po złotówce, może po dwa i pół złotego, a najdroższy po dwadzieścia pięć złotych, po drodze są jeszcze stoły po pięć i po dziesięć. Łatwo zgadnąć, że im droższy, tym szybciej można na nim zdobyć oraz stracić majątek.

Raczej stracić...

(Sprawdziłam i dokonuję sprostowania: najniższa stawka ruletki wynosi dwa złote pięćdziesiąt groszy. Zdaje się, że złotówka istniała tylko przez kilka tygodni, a może nawet wcale.)

Ruletka ma jeszcze to do siebie, że, w przeciwieństwie do automatów, stanowi grę niejako zbiorową. Widać wyraźnie sukcesy i klęski współgraczy i można się uczyć na cudzych błędach. Namiętności budzi ogromne.

Na niej najlepiej widać prawo serii, rządzące hazardem, złą i dobrą passę, oraz ich właściwości. Porzucić ruletkę we właściwej chwili, odejść od stołu kiedy należy, to już sztuka potężna, znacznie większa niż przy automatach, rzadko komu dostępna.

Sposoby gry bywają rozmaite.

1. Zawsze na te same liczby.

2. Wyłącznie na kolor, zwiększając stawkę w razie przegranej.

(Tu osobom, nie kochającym przesadnie matematyki, należy zwrócić uwagę, że zwykłe podwajanie stawki zbytnio ich nie wzbogaci. Wygrają najwyżej jeden żeton, nawet gdyby doszli w swoim szaleństwie do tysiąca. Łatwo to wyliczyć, przegrali jeden, postawili dwa, przegrali, postawili cztery, przegrali, postawili osiem, to już razem piętnaście. W tym momencie, przy ośmiu, wygrywają i odbierają szesnaście. Różnica na ich korzyść wynosi jeden i tak będzie zawsze. Stawkę należy zatem potrajać, co wprawdzie stwarza wielkie nadzieje, ale zarazem szybko zbliża ich do bankructwa.)

3. Wyłącznie na kornery (skrzyżowania pól, obstawia się cztery numery równocześnie i oczywiście odpowiednio mniej się wygrywa).

4. Ruchem konika szachowego.

5. Na własną datę urodzenia, ślubu, na numer prawa jazdy, na datę bieżącą, na cokolwiek, co nam w pamięci utkwiło albo co uważamy za szczęśliwe.

(Przy którejś kolejnej imprezie z nagrodami bilety na losowanie dostawało się, kiedy gracz trafił na numer zgodny z datą bieżącą. Jedenastego, na przykład, trzeba było wygrać na jedenastkę. Nazajutrz na dwunastkę. I tak dalej.)

6. Na liczbę lat, ale ta możliwość dotyczy tylko osób niezbyt wiekowych, poniżej trzydziestego siódmego roku życia, ruletka bowiem zawiera numerów 36. No i zero. Nie wiadomo, jak je traktować.

7. Na obstawianie wszystkich tych samych cyfr, to znaczy 2, 12, 22, 32 albo 5, 15, 25, 35, albo 7, 17, 27 i tak dalej.

(Znałam jednego takiego pana, który twierdził, że na tę ostatnią machinację zawsze wygrywa. Zachęcona jego powodzeniem, spróbowałam ją zastosować, niestety, nie bardzo dobrze mi wyszło. Główny kłopot miałam z wyborem, od czego zacząć i czego się uczepić po takiej, na przykład, gęsto chodzącej trójce. Szóstki? Siódemki? Jedynki...? A diabli wiedzą...)

8. Na natchnienie.

9. Na byle co.

10. Na dowolnego szczęśliwego gracza. Ten ostatni sposób sprawia, że wyżej wymieniony gracz dość szybko przestaje być szczęśliwy.

11. Na pechowca. Rzecz jasna, grając przeciwko niemu.

12. Na tabliczkę mnożenia. (Ósemka wyszła, powiedzmy, dzieli się przez 2 i przez 4, dwa razy osiem to szesnaście, trzy razy osiem - dwadzieścia cztery, dalej 32 i 40. Już widać, co należy obstawiać...)

13. Zamknąwszy oczy, na cokolwiek.

14. Na rozum Metoda nader wątpliwa.)

Przegrać można bez trudu na wszystkie sposoby.

O jednej sprawie należy tu chyba napomknąć, bo nie każdy tę wiedzę posiada. Otóż stawia osoba swój kochany żetonik na przykład na 20. Fortuna osobie sprzyja, 20 wychodzi. Osoba dostaje trzydzieści piec żetonów, a ten trzydziesty szósty, jej własny, pozostaje na numerze. Przymusu nie ma, może go zabrać i postawić na CO innego.

Nie radzę.

I zaraz powiem, dlaczego, tylko przedtem jeszcze przypomnę o wysokości stawek. Jeden żeton to jest pięć złotych, dziesięć, dwadzieścia pięć, zależnie od stołu, można grać po jednym żetonie, a można grać i po dziesięć. Zdaje się, że dziesięć na jednym numerze stanowi w naszych kasynach górną granicę. Czepia się człowiek jednego numeru, takiej, powiedzmy, trzynastki, trzynastka nie wychodzi, stopniowo podnosi stawkę, dokładając żetonów z nadzieją, że jeśli wyjdzie, on się od razu odegra...