Выбрать главу

Nie chciałem wzbudzać jego gniewu moimi pytaniami. Następnej nocy, jeśli przyjdzie mu ochota, po prostu mnie zabije, jeśli oczywiście w ciągu dnia nie uda mi się uciec.

– Od dawna czekam na kogoś, kto uporządkuje i skataloguje moją bibliotekę – odrzekł prosto. – Jutro spokojnie pan sobie wszystko obejrzy. A dzisiejszej nocy porozmawiamy.

Ruszył ciężkim krokiem w stroną opuszczonych przez nas krzeseł. Jego słowa dodały mi wielkiej otuchy, wlały w serce nadzieją. Z całą pewnością nie zamierzał zabijać mnie tej nocy, ponadto drążyła mnie wielka ciekawość. Najwyraźniej nie śniłem. Rozmawiałem z kimś, kto osobiście przeżył taki szmat czasu, że w porównaniu z jego wiedzą każdy historyk pozostawał dyletantem. Szedłem za nim, trzymając się jednak w odpowiedniej odległości. Ponownie zasiedliśmy przy palenisku. Kiedy zająłem miejsce, spostrzegłem, iż zastawiony pustymi naczyniami stół, przy którym spożywałem wieczerzę, zniknął, a jego miejsce zajęła niska kanapka, na której z ulgą oparłem nogi. Dracula siedział wyprostowany dumnie na królewskim krześle. Było ono wysokie, drewniane i średniowieczne, a moje, wybite tapicerką, bardzo wygodne i miękkie jak otomanka, na której trzymałem nogi. Zupełnie jakby Dracula chciał zapewnić komfort swemu gościowi pochodzącemu ze zniewieściałych czasów.

Bardzo długo trwaliśmy pogrążeni w milczeniu. Myślałem już, że będziemy tak siedzieć do końca nocy, kiedy hospodar otworzył usta.

– Za życia kochałem książki. – Odwrócił się lekko w moją stronę tak, że dostrzegłem błysk jego oczu i lśnienie światła w kosmatych włosach. Zapewne nie wie pan, iż byłem po części naukowcem. Najwyraźniej mało kto o tym wiedział. – Mówił beznamiętnym, pozbawionym wszelkich emocji tonem. – Zdaje pan sobie sprawę z tego, że za moich czasów książki stanowiły rzadkość. Miałem do czynienia głównie z księgami sankcjonowanymi przez kościół - na przykład z ewangeliami opatrzonymi ortodoksyjnym komentarzem. Ale te dzieła mnie nie interesowały. Kiedy po raz pierwszy wstąpiłem na tron jako prawowity władca, wielkie biblioteki w Konstantynopolu były już kompletnie zniszczone. A to, co pozostało z ich zbiorów – księgozbiory przejęły liczne monastery – było dla mnie niedostępne. – Nie odwracał wzroku od ognia. - Ale miałem inne źródła dostępu do ksiąg. Kupcy zwozili do mnie dziwne i cudowne książki z wielu miejsc - z Egiptu, z Ziemi Świętej, z ogromnych klasztorów na Zachodzie. Dzięki nim poznałem starożytną wiedzę tajemną. Kiedy dowiedziałem się, że i tak nie dostąpię zbawienia – ciągnął tym samym martwym tonem – zostałem historykiem, by utrwalić na zawsze własną historię.

Dłuższy czas siedział w milczeniu, a ja bałem się zadawać dalsze pytania. Po chwili poruszył głową i oparł ramię na poręczy tronu.

– Taki był początek mojej biblioteki. Przezwyciężyłem się, choć pytanie przyszło mi z trudem.

– Ale po śmierci… dalej zbierałeś książki?

– Naturalnie. - Popatrzył na mnie dlatego, że zadałem to pytanie z własnej, nieprzymuszonej woli, i posępnie się uśmiechnął. W blasku ognia jego źrenice zalśniły w przerażający sposób. – Już panu mówiłem, iż w głębi serca jestem zarówno historykiem, jak i wojownikiem, a księgi te przez długie lata dotrzymywały mi towarzystwa. Można z nich zaczerpnąć wiele praktycznej wiedzy – na przykład o wielkich mężach stanu, o taktyce bitewnej wybitnych dowódców. Ale mam bardzo dużo innych dzieł. Jutro pan je obejrzy.

– Zatem co dokładnie mam zrobić z twoją biblioteką?

– Jak wspomniałem, uporządkować ją i skatalogować. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałem, ile mam książek, skąd pochodzą ani w jakim są stanie. To będzie pierwsze zadanie. Przy pańskich rozległych horyzontach umysłowych, przy pańskiej wiedzy i znajomości języków obcych dokona pan tego szybciej niż ktokolwiek inny. Będzie miał pan do czynienia z najpiękniejszymi – i najpotężniejszymi – księgami, jakie kiedykolwiek powstały. Wielu z nich już nie ma. Zapewne wie pan, profesorze, że przetrwała zaledwie jedna książka na tysiąc? A ja przez stulecia prawie wszystkie je zgromadziłem.

Kiedy mówił, znów zauważyłem w jego głosie ów spokój i chłód, a jednocześnie chrobot dobiegający z jego ciała -jak grzechot węża lub szum płynącej po kamieniach wody.

– Pańskie drugie zadanie zajmie o wiele więcej czasu. Tak naprawdę trwać będzie ono wiecznie. Kiedy już pozna pan moją bibliotekę równie dobrze jak ja, wyślę pana do świata, by zdobywał mi nowe okazy – również te stare - gdyż nigdy nie przestanę zbierać starodawnych dzieł. Dam panu do dyspozycji wielu archiwistów - najlepszych z najlepszych a pan będzie zdobywać, nawet siłą, i dostarczać mi najnowsze książki.

Wymiary tej wizji i jej znaczenie, jeśli dobrze zrozumiałem plan Draculi, sprawiły, że oblał mnie zimny pot.

– A dlaczego sam nie chcesz kontynuować poszukiwań? – spytałem drżącym głosem.

Uśmiechnął się, nie odwracając twarzy od ognia, i przez ułamek widziałem inne jeszcze jego oblicze -pysk psa lub wilka.

– Obecnie mam inne zajęcia. Świat się zmienia, a ja zamierzam się zmieniać wraz z nim. Zapewne już wkrótce nie będę potrzebował tej formy - wskazał swój średniowieczny strój, skrywający ogromną martwą potęgę jego kończyn – by zaspokoić ambicje. Ale biblioteka jest dla mnie niebywale cenna i chcę widzieć, jak nieustannie się rozrasta. Poza tym od pewnego czasu czuję, że jest tutaj coraz mniej bezpieczna. Już kilku historyków jest bliskich jej odnalezienia. Na przykład pan. Gdybym zostawił pana w spokoju, to właśnie pan by ją pierwszy odnalazł. Pan jest mi niezbędny, i to natychmiast. Czuję nadchodzące niebezpieczeństwo i biblioteka, przed przeprowadzką, musi zostać skatalogowana.

Doszedłem do wniosku, że powinienem zacząć udawać senność.

– Gdzie zamierzasz ją przenieść? – zapytałem. I czy wraz ze mną? – dodałem w duchu.

– W pewne starodawne miejsce, znacznie starsze od tego, które bardzo miłe wspominam. Odległe, opuszczone miejsce znajdujące się jednak stosunkowo niedaleko wielkich, współczesnych miast, do których będę mógł bez trudu się udawać, po czym znów wracać do siebie. Przeniesiemy tam bibliotekę, a pan zacznie pomnażać jej zbiory. – Popatrzył na mnie z zaufaniem, które na ludzkim obliczu mogłoby wyrażać nawet sympatię. Następnie tym swoim dziwacznym ruchem zerwał się z krzesła. Dosyć się nagadaliśmy jak na jedną noc… widzę, że jest pan zmęczony. Ja z kolei, zgodnie ze swym obyczajem, poświęcę się lekturze. Później będę zmuszony zająć się innymi obowiązkami. Rankiem weźmie pan papier i pióra, znajdują się one obok prasy, i przystąpi do katalogowania. Od kilkudziesięciu lat, a może nawet od stulecia, segregowałem księgi według kategorii. Sam pan zresztą zobaczy. Zostawiam też maszynę do pisania. Katalogować może pan po łacinie, ale to pozostawiam już pańskiej decyzji. No i, naturalnie, w każdej chwili, kiedy pan zechce, może pan oddawać się lekturze.