Выбрать главу

— To pańska opinia — wymamrotał blady Houseman.

Jego bladość teraz miała dwojakie podłoże — wściekłość i zaskoczenie, bo faktycznie przejrzał jedynie informacje o całkowitym tonażu obu flot i na tej podstawie oparł swe rozumowanie. Nie przyszło mu nawet do głowy, by porównać klasy, możliwości i przeznaczenie wchodzących w ich skład okrętów.

— Tak, to moja opinia — zgodził się spokojnie i nieustępliwie Courvosier. — I dlatego jest to również opinia rządu Jej Królewskiej Mości, jak również tej misji dyplomatycznej. Jeśli się pan z nią nie zgadza, będzie pan miał dość okazji, by poinformować o tym premiera i parlament, jak tylko wrócimy do systemu Manticore. Do tego jednakże czasu powstrzyma się pan od bezsensownego i chamskiego obrażania naszych gospodarzy i przestanie pan traktować jak durni ludzi, którzy od pokoleń żyją w obliczu śmiertelnego zagrożenia, z którego pan nawet nie próbował zdać sobie sprawy. W przeciwnym wypadku usunę pana ze składu delegacji i osadzę w areszcie domowym. Czy wyraziłem się jasno i zrozumiałe, panie Houseman?

Zapytany spojrzał na niego wściekle, przytaknął bez słowa i wypadł z pokoju, omal nie zderzając się z drzwiami.

ROZDZIAŁ XII

Uporczywy dźwięk interkomu wyrwał Courvosiera ze snu — siadł na łóżku, przetarł oczy i wcisnął klawisz uciszający urządzenie i równocześnie przyjmujący połączenie. I wyprostował się, widząc na ekranie Yanakova. W szlafroku i z włosami w nieładzie, ale jak najbardziej przytomnego.

— Przepraszam, że cię budzę, Raoul, ale właśnie zameldowano mi o śladzie przejścia o trzydzieści minut świetlnych od Yeltsina. Dużym śladzie.

— Masada? — Courvosier również błyskawicznie oprzytomniał.

— Nie mamy pewności, ale pojawił się w namiarze 003 na 092, a to najprostszy kurs do systemu Endicott.

— A jakie są sygnatury napędów?

— Dla nas trochę za daleko — przyznał Yanakov. — Próbujemy wycisnąć coś konkretniejszego z…

— Przekaż namiar komandorowi Alvarezowi — przerwał mu Courvosier. — Madrigal ma znacznie lepsze sensory niż wy. Zobaczymy, co odczyta.

— Dziękuję, miałem nadzieję, że tak powiesz — w głosie Yanakova było tyle wdzięczności, że Courvosier uniósł brwi w szczerym zdumieniu.

— Nie dałeś się chyba przekonać temu dupkowi Housemanowi, że będzie inaczej?!

— Cóż, nie… ale nie jesteśmy jeszcze oficjalnie sojusznikami, więc…

— Tylko dlatego, że nie podpisaliśmy uroczyście jakiegoś świstka, nie znaczy, że obaj nie zdajemy sobie sprawy, co chcą osiągnąć głowy naszych państw. A jedną z przewag bycia admirałem, a nie dyplomatą… — w ustach Courvosiera słowo „dyplomacja” zabrzmiało jak obelga — …jest to, że możemy zacząć działać, kiedy trzeba. A teraz przekaż dane na Madrigal. I jak rozumiem, jestem zaproszony do centrum dowodzenia?

— Będziemy zaszczyceni, jeśli się zjawisz — odparł natychmiast zapytany.

— Dzięki. Aha: jak tylko skontaktujesz się z Alvarezem, spytaj, czy przygotował to, o czym rozmawiałem z nim w poniedziałek — Courvosier uśmiechnął się złośliwie. — Monitorowaliśmy wasz system łączności i myślę, że powinno nam się udać włączyć sensory niszczyciela w waszą sieć dowodzenia.

— Byłoby wspaniale — ucieszył się Yanakov. — Za kwadrans podjadę po ciebie.

Gdy obaj admirałowie zjawili się w centrum dowodzenia, drukarki pracowały pełną mocą, a na głównym ekranie widać było wolno przesuwającą się świetlistą, plamkę. Było to złudzenie wywołane skalą — ekran pokazywał wszystko w promieniu trzydziestu minut świetlnych, więc musiał zmniejszać odległości. Ponieważ pokazywał dane uzyskane przez sensory grawitacyjne, obraz przekazywany był w czasie rzeczywistym, bez opóźnień. W tym konkretnym przypadku niczego to akurat nie zmieniało.

Madrigal został już sprzężony z siecią łączności — inaczej obok plamki nie byłoby szczegółowych sygnatur napędu, na to sensory planetarne miały zbyt mały zasięg i rozdzielczość. Było to pocieszające. Mniej pocieszająca była treść informacji — plamka przedstawiała dziesięć okrętów przyspieszających po wyjściu z nadprzestrzeni do standardowej prędkości przelotowej w normalnej przestrzeni.

Nawet czujniki niszczyciela nie potrafiły jednoznacznie zidentyfikować jednostek, ale sądząc po mocy sygnałów napędów, znajdowały się tam cztery lekkie krążowniki i sześć niszczycieli, czyli więcej niż liczyła cała zdolna do lotów nadprzestrzennych flota planety Grayson.

Przewidywany kurs napastników nagle uległ zmianie, skręcając gwałtownie, i stojący obok Courvosiera Yanakov zaklął.

— Co się stało? — spytał cicho Courvosier.

— Kierują się prosto ku stacji Orbit 4, jednej z naszych stacji górniczych w pasie asteroidów.

— Macie w okolicy jakieś siły mogące ich powstrzymać?

— Niewystarczające — mruknął ponuro Yanakov i spytał głośniej: — Walt, za ile będą mieli w zasięgu ognia Orbit 4?

— Za około osiemdziesiąt sześć minut, sir.

— Możemy ich przechwycić?

— Judah zdąży nim będą w stanie wystrzelić pierwszą salwę — odparł opanowanym głosem Brenthworth. — Nic innego nie doleci tam na czas. Nawet dozorowce.

— Tak właśnie myślałem — Yanakov przygarbił się, opuszczając bezradnie ramiona.

Courvosier rozumiał go doskonale — wysłanie jednego niszczyciela nie mogłoby uratować stacji, a oznaczałoby bezsensowną zagładę okrętu i załogi.

— Walt, przekaż Judah rozkaz, by nie zbliżał się do wroga — polecił Yanakov. — A potem połącz się z Orbit 4 i daj mi mikrofon. Ktoś musi im powiedzieć, że są zdani tylko na siebie.

Holoprojekcja skrzyła się światełkami i zmieniającymi się zestawami informacji, z których część nadal była nie całkiem zrozumiała dla Simondsa. Nie zdradzał się jednak z tym przed nikim, zwłaszcza przed Yu. Teraz dodatkowy powód irytacji stanowił fakt, iż zamiast znajdować się na mostku Abrahama, tkwił na pokładzie Thunder of God i jedynie przyglądał się, jak jeden z jego zastępców prowadzi najsilniejszy z dotychczasowych ataków na system Yeltsin. Podczas gdy to on powinien nim dowodzić.

Tyle że nie mógł — bez względu na to, jak potężny był ten atak, stanowił jedynie fragment planu, którego w całości nie znał nawet kapitan Yu.

Dowódca Orbit 4 obserwował ekran i czuł, jak pot ścieka mu po twarzy. Komunikat docierał doń prawie pół godziny, ale i tak od ponad dwudziestu minut wiedział, co się święci, i znał jedyne możliwe zakończenie.