Pytaniu towarzyszyło całkowicie pozbawione uczuć spojrzenie zreumatyzowanych oczu, przypominających jednak w dalszym ciągu oczy węża.
ROZDZIAŁ XVIII
Honor poczuła ową specyficzną, teoretycznie bezwonną, a jednak zawsze wyczuwalną zimną woń paniki, ledwie wysiadła z pinasy. Wrażenie potęgowała wszechobecność uzbrojonych wart i ściągnięta twarz witającego ją kapitana wojsk lądowych. Witał ją już uprzednio i nie było to miłe doświadczenie, ale teraz miała ważniejsze sprawy na głowie, a sądząc po jego sztywnym i jak najbardziej poprawnym zachowaniu, gdy eskortował ją do samochodu, on również. Była to jedyna pozytywna cecha katastrofy militarnej na wielką skalę. Zadziałały te same mechanizmy, które każą skazanemu na śmierć koncentrować się na sprawach najważniejszych.
Nimitz poruszył się lekko na jej ramieniu. Miał stulone uszy i opierał się jedną chwytną łapą o jej beret — napięcie panujące wokół atakowało nachalnie jego zmysł empatii; spodziewając się tego, chciała zostawić go na pokładzie, ale urządził taką awanturę, że zrezygnowała. Prawdę mówiąc z ulgą. Nadal nie w pełni rozumiano, jak działa łącze empatyczne między treecatem a adoptowanym przez niego człowiekiem, ale Honor, podobnie jak inni adoptowani, była przekonana, że pomaga jej zachować równowagę umysłu i w znacznej mierze spokój. A nie ulegało wątpliwości, że jednego i drugiego będzie potrzebowała w najbliższym czasie w dużych ilościach.
Do ambasady dotarli szybko, ponieważ ulice były wyludnione, a nieliczni przechodnie spieszyli przed siebie, nerwowo spoglądając w górę, jakby Masada lada chwila miała wysadzić tu desant. Wóz był hermetyczny i wyposażony we własny zapas powietrza, ale mimo to ponownie poczuła woń paniki. Rozumiała to doskonale, bowiem pracownicy ambasady spisali się lepiej, niż się spodziewała — streszczenie ostatnich wydarzeń wraz z podsumowaniem i stanem sił, które pozostały władzom Graysona, dotarło do niej, gdy Fearless znajdował się o godzinę lotu od planety, toteż miała okazję dokładnie się z nim zapoznać i nie zazdrościła mieszkańcom. Przez sześć stuleci wrogowie, którzy udowodnili, że nie cofną się przed niczym i że rozmawiać się z nimi nie da, grozili im zniszczeniem. Teraz po raz pierwszy mieli realną możliwość spełnienia swych gróźb. A jedyną przeszkodę na ich drodze stanowiły trzy obce okręty, które być może zechcą bronić Graysona. Jak by tego było mało, dowodzone przez kobietę.
Rozumiała ich strach i nawet do pewnego stopnia im współczuła. Ale nie zapomniała, jak potraktowali ją i jej podkomendne.
Gdy wóz zatrzymał się przed drzwiami ambasady, na nowo ogarnęły ją bolesne wspomnienia na widok samotnie oczekującego jej sir Anthony’ego. Obok niego powinna ujrzeć znajomą, niewysoką sylwetkę mężczyzny z twarzą radosnego cherubinka i specjalnym uśmiechem zarezerwowanym tylko dla niej.
Weszła na schody, wartownik z Korpusu sprezentował broń — miał na sobie pełne oporządzenie bojowe wraz z kuloodpornym ekwipunkiem i załadowany pulser. Ambasador przywitał ją w pół drogi.
— Sir Anthony — uścisnęła jego dłoń, nie kryjąc żalu.
— Kapitan Harrington, dzięki Bogu, że już pani tu jest — Langtry zakończył służbę jako pułkownik Royal Manticoran Marine Corps i zachował pełne szacunku podejście do kapitana okrętu. Weszli do klimatyzowanego budynku, do którego powietrze dostawało się wyłącznie przez skomplikowany zestaw filtrów. Langtry był wysokim mężczyzną, acz odrobinę nieproporcjonalnie zbudowanym — miał długie ciało, lecz stosunkowo krótkie nogi, toteż musiał nimi dość szybko przebierać, by dotrzymać kroku długonogiej towarzyszce w drodze do sali konferencyjnej.
— Zjawił się dowódca sił graysońskich? — spytała, gdy stanęli przed drzwiami.
— Nie, nie zjawił się… — Langtry próbował coś dodać, zamilkł jednak, widząc jej ostre spojrzenie, i wdusił otwierający drzwi przycisk, po czym zaprosił ją gestem do środka. Wewnątrz oczekiwały jej dwie osoby: komandor w błękitno-granatowym uniformie Marynarki Graysona oraz Reginald Houseman.
— Kapitan Harrington, oto komandor Brenthworth — przedstawił go Langtry. — Pana Housemana już pani zna.
Honor skinęła głową Housemanowi i wyciągnęła dłoń ku oficerowi, wychodząc z założenia, że najprościej będzie od razu poznać jego reakcję na swoją osobę. Ku jej zaskoczeniu, podał jej rękę bez cienia wahania — sądząc po wyrazie oczu, nie był najszczęśliwszy, ale nie było to uczucie skierowane przeciwko niej. Albo raczej nie bezpośrednio przeciwko niej.
— Komandor Brenthworth jest oficerem łącznikowym, o którego pani prosiła — dodał Langtry nieco dziwnym i trudnym do natychmiastowego odszyfrowania tonem.
— Witam na pokładzie, komandorze — wygłosiła tradycyjną formułkę, i nie zważając na jego minę, dodała: — Mam nadzieję, że wasz głównodowodzący wkrótce się zjawi, ponieważ nie sądzę, abyśmy bez niego zdołali w pełni skoordynować dalsze plany.
Brenthworth chciał coś powiedzieć, ale Langtry uprzedził go i odezwał się z dziwnym współczuciem w głosie.
— Obawiam się, że admirał Garret nie przybędzie. Uważa, że jest niezbędny na stanowisku dowodzenia. Polecił przekazać komandorowi Brenthworthowi rozkazy dla pani, wynikające z opracowanego przez siebie planu obronnego rozmieszczenia sił.
Honor przyjrzała mu się, chwilowo niezdolna do wydania artykułowanego dźwięku, po czym przeniosła wzrok na Brenthwortha. Ten był purpurowy aż po nasadę włosów i wreszcie zrozumiała w pełni wyraz jego oczu i powód, który go wywołał. Był to wstyd.
— Obawiam się, że jest to sytuacja nie do przyjęcia, sir Anthony — powiedziała zadziwiająco spokojnym i nieugiętym tonem. — Admirał Garret może być doskonałym oficerem, ale nie jest w stanie w pełni zrozumieć możliwości moich okrętów, ponieważ ich nie zna, wobec czego nie może skutecznie ich wykorzystać. Z całym szacunkiem, komandorze Brenthworth, ale według mojej oceny sytuacji wasza flota nie ma szans samodzielnie obronić planety.
— Ja… — zaczął Brenthworth i zamilkł, a jego twarz nabrała jeszcze głębszego odcienia czerwieni.
— Rozumiem pańskie położenie, komandorze — dodała ciszej, bo żal się jej go zrobiło. — Proszę nie uważać tego, co powiedziałam, za krytykę swojej osoby.
Upokorzenie oficera wyraźnie wzrosło, ale zrozumienie sytuacji, w jakiej się znalazł, spowodowało również, że poczuł wdzięczność. Widziała to w jego oczach.
— Doskonale, sir Anthony — ponownie skoncentrowała się na ambasadorze. — Będziemy musieli zmienić przekonania admirała Garreta. By obronić Graysona, muszę dojść do porozumienia i ściśle współpracować…
— Momencik! — Głos Housemana w niczym nie przypominał pełnego wyższości tonu z ostatniej rozmowy, był napięty i lekko się łamał. — Nie sądzę, żeby pani w pełni rozumiała sytuację, kapitan Harrington. Jest pani oficerem Królewskiej Marynarki zobowiązanym chronić przede wszystkim interesy Królestwa Manticore, nie planety Grayson. Jest moją powinnością jako przedstawiciela Jej Królewskiej Mości przypomnieć pani, że ochrona obywateli Królestwa jest bezwzględnie najważniejszym ze spoczywających na pani obowiązków.
— Zamierzam w pełni chronić poddanych Jej Królewskiej Mości, panie Houseman — odparła, nie starając się nawet ukryć niechęci. — A najlepszym na to sposobem jest obrona całej planety, na której przebywają, nie zaś tego kawałka, na którym akurat stoją.
— Tylko nie tym tonem, dobrze?! Proszę nie zapominać, że to po śmierci admirała Courvosiera ja jestem szefem delegacji dyplomatycznej i traktować stosownie moje instrukcje.