Выбрать главу

W sali zapanowała głęboka cisza — dla wielu obecnych większym szokiem była bezpośrednia wypowiedź Hanksa niż wiadomość o masakrze floty. Serce Benjamina zaczęło bić szybciej; czuł, jak zmienia się równowaga sił. Przez ostatnie sto lat Rada kawałek po kawałku pozbawiała Protektora władzy, krępując go coraz to nowymi ograniczeniami. Gdy objął to stanowisko, był praktycznie figurantem, ale figurantem mającym pełną świadomość, że w oczach mieszkańców Graysona Protektor zachował znacznie więcej autorytetu, niż sądzili tu zebrani. Teraz stanęli przed koniecznością podjęcia decyzji, której desperacko starali się uniknąć. Sparaliżowała ich bezczynność, dzięki której ograniczenia narzucone Protektorowi kłuły w oczy. I nagle zrozumiał, że historia i kapitan Honor Harrington dały mu szansę zmiany tej sytuacji.

Wziął głęboki oddech.

— Panowie — oświadczył, wstając i przyjmując dumną postawę, jakiej nie widział dotąd w jego wykonaniu żaden z obecnych. — Ta decyzja jest zbyt poważna, a my mamy zbyt mało czasu na nie kończące się debaty. Spotkam się z kapitan Harrington.

Dał się słyszeć ni to jęk, ni to świst, gdy obecni prawie równocześnie wzięli głębokie oddechy, ale nie dał żadnemu okazji dojść do głosu.

— W istniejących warunkach byłbym winny karygodnego zaniedbania jako Protektor Graysona, gdybym nadal bezczynnie czekał na rozwój wydarzeń. Spotkam się z kapitan Harrington i jeśli jej żądania nie okażą się totalnie nierozsądne, zgodzę się na nie w imieniu Graysona. — Clinkscales i Jared przyglądali mu się z pełnym niedowierzania przerażeniem, toteż dodał, spoglądając na kuzyna, ale kierując słowa do wszystkich: — Rozumiem, że wielu z was nie zgadza się z moją decyzją, i chcę wam powiedzieć, że nie przyszła mi ona łatwo. Uginanie się w obliczu ultimatum nigdy nie jest łatwe, ale czasami niezbędne. Moja decyzja jest ostateczna, ale sądzę, że można przedstawić różnicę w punktach widzenia, doprowadzając do tego spotkania w warunkach nieoficjalnych. Zaproszę kapitan Harrington, by zjadła ze mną obiad, na którym chciałbym widzieć także ciebie, Jared.

— Nie! — Jared poderwał się, spojrzał na niego wściekle i wykrzyknął: — Nigdy nie przełamię się chlebem z kobietą, która znieważa wszystko, w co wierzę!

Benjamin przyjrzał mu się ze smutkiem, mając nadzieję, że nie widać po nim bólu — zawsze byli sobie bliscy mimo różnic filozoficzno-ortodoksyjnych i myśl, że to się kończy, nie była miła. Jednak musiał się spotkać z dowódcą okrętów RMN, bo wymagał tego interes Graysona. Na dodatek zapoczątkował właśnie zmiany w strukturze władzy planetarnej i jeśli teraz się wycofa, planeta tego nie przetrwa, a szansa stworzenia postępowej, silnej władzy zostanie zaprzepaszczona.

— Przykro mi, że tak uważasz — powiedział cicho. — Będzie nam ciebie brakowało.

Jared spojrzał na niego z dziwnym wyrazem twarzy i wymaszerował z sali. To złamanie protokołu wywołało spore oburzenie pozostałych, ale Benjamin zmusił się, by je zignorować.

— Doskonale, panowie — oświadczył spokojnie. — Sądzę, że to zamyka naszą debatę.

I wyszedł przez drzwi prowadzące do prywatnych pomieszczeń Protektora i jego rodziny. Gdy zamknęły się za nim, obecni zdali sobie sprawę, że właśnie zakończyła się ich kontrola nad rządem planetarnym.

Na ekranie modułu łączności stojącego na zapleczu niewielkiego sklepiku nigdy nie pojawiał się żaden obraz, ale równocześnie odbierający nigdy nie miał pewności, czy to nie pułapka.

— Halo?

— Udręka opuszczenia nie powtórzy się — odezwał się znajomy głos.

— I nie musimy obawiać się klęski, albowiem jest to świat Boga — odparł z ulgą siedzący przed ciemnym ekranem. — Jak mogę ci służyć, Machabeuszu?

— Nadszedł czas, by odzyskać Świątynię, bracie. Protektor spotka się z bluźnierczynią dowodzącą obcymi okrętami.

— Z kobietą?!

— W rzeczy samej. Ale tym razem profanacja posłuży Bożej Sprawie. Za godzinę ogłoszą jego decyzję, a zanim to nastąpi, musisz zmobilizować ludzi. Jesteście gotowi?

— Tak, Machabeuszu. — Oburzenie we wzroku sklepikarza zmieniło się w coś zupełnie innego; oczy zaczęły mu pałać.

— Dobrze. Za trzy kwadranse skontaktuję się ponownie i podam ci ostateczne instrukcje, hasła i odzewy. Dalej wypełnienie Woli Bożej będzie już w twoich rękach, bracie.

— Rozumiem. Nie zawiedziemy cię. Ten świat należy do Boga.

— Zaiste, ten świat należy do Boga — odparł glos i tajemniczy rozmówca przerwał połączenie.

ROZDZIAŁ XX

Rzeczywiście była duża.

Była to pierwsza myśl Benjamina Mayhewa, gdy do pokoju weszła Honor Harrington. Natychmiast zresztą pojawiła się druga, właściwsza — nie tyle „duża”, ile „wysoka”. Górowała nad otaczającymi ją członkami jego ochrony i choć miała rozłożyste ramiona jak na kobietę i muskulaturę wskazującą, iż urodziła się na planecie o większej niż standardowa grawitacji, poruszała się z gracją tancerki. Ze sporym rozbawieniem obserwował kapitana Foxa, dowódcę swej osobistej ochrony, wyglądającego teraz niczym terier w towarzystwie smukłego, eleganckiego doga. Fox był jego prywatnym ochroniarzem od dzieciństwa, toteż Benjamin nie roześmiał się, bo uraziłoby to niewiarygodnie lojalnego człowieka, a to że irytowało go, iż Honor była od niego o dwadzieścia centymetrów wyższa, nie było już jego winą.

Irytowało go także sześcionogie, futrzaste, szaro-kremowe stworzenie siedzące na jej prawym ramieniu. Nie przychodzi się ze zwierzakami na formalną wizytę do głowy państwa, ale Protektor oficjalnie zaprosił ją tylko na obiad, a to, że ta upiorna baba wymusiła to, stawiając ultimatum całej planecie, nie miało w tym momencie żadnego znaczenia — oficjalnie. Nie dawało jej to jednak w oczach Foxa prawa do przynoszenia ze sobą stwora z innej planety. Jedynie dobry Bóg wiedział, ile pasożytów czy chorób mogło to sprowadzić na Protektora i jego rodzinę.

Na nieszczęście dla Foxa, kapitan Harrington skończyła już ze zwracaniem uwagi na uczucia mieszkańców Graysona. Nie wspomniała nawet o tym, że przyniesie swego ulubieńca — po prostu pojawiła się z nim na ramieniu, a Mayhew bawił się doskonale, obserwując przez kamery pałacowego systemu bezpieczeństwa, jak ignorowała wysiłki Foxa próbującego dać jej dyskretnie do zrozumienia, że obecność treecata nie jest mile widziana. Kiedy próbował przestać być delikatny, obdarzyła go spojrzeniem rezerwowanym zwykle przez nianie dla wyjątkowo upierdliwych i niezbyt rozgarniętych podopiecznych, którzy mimo niestosownego wieku nadal jeszcze robią w majtki. Fox ustąpił, ale nie zrezygnował, i Benjamin był pewien, że jeszcze tego wieczoru jakoś się na niej odegra. W przeciwieństwie do Foxa wiedział także, że ani treecat ani inni członkowie załóg Royal Manticoran Navy nie stanowili żadnego biologicznego zagrożenia dla mieszkańców innych planet, ponieważ przechodzili stosowne zabiegi medyczne przed postawieniem stopy na powierzchni takiej planety. Była to standardowa procedura w przypadku załóg wszystkich okrętów i statków posiadających zdolność do lotów w nadprzestrzeni w galaktyce.

Wstał z fotela na widok gościa — po sześciu latach spędzonych na Uniwersytecie Harvarda w Bogocie na Ziemi doskonale wiedział, jak należy się zachować wobec kobiet pochodzących spoza planety. Honor zaskoczyła go nie tylko słusznym wzrostem i sposobem zachowania, ale także wdziękiem, pewnością siebie i niekonwencjonalnym urokiem, którego istotę trudno było określić na pierwszy rzut oka.