Posiłek dobiegł końca, sprzątnięto ze stołu i służba zniknęła. Benjamin Mayhew rozsiadł się wygodniej i przyjrzał gościowi z namysłem.
— Dlaczego mam takie wrażenie, kapitan Harrington, że argumentacja użyta w pani „prośbie” o spotkanie była nieco… hm, powiedzmy, przesadzona?
— Przesadzona? — Honor uśmiechnęła się niewinnie. — Być może, ale sądziłam, że należy w jakiś sposób zwrócić pańską uwagę.
Kapitan Fox zdołał utrzymać drewnianą minę przynależną części umeblowania, ale kąciki ust drgnęły mu zauważalnie.
— A to, zapewniam, udało się pani — przyznał Protektor. — Skoro już pani zwróciła moją uwagę, co konkretnie mogę zrobić?
— Abym mogła skutecznie wykorzystać swoje okręty do obrony waszej planety, potrzebuję pełnej współpracy waszego głównodowodzącego i reszty jego sztabu. Niezależnie od tego, jak dobrzy czy zdeterminowani są wasi dowódcy, po prostu nie znają się oni na możliwościach moich okrętów i w związku z tym nie są w stanie wykorzystać ich optymalnie.
— Rozumiem. — Benjamin przyglądał się jej poważnie jeszcze przez moment, po czym spytał, unosząc brew: — Sądzę, że powinienem wnosić, że odmówiono pani takiej współpracy?
— Powinien pan — odparła rzeczowo. — Admirał Garret przydzielił mi wybitnie rozsądnego oficera łącznikowego, komandora Brenthwortha, oraz wydał rozkazy dotyczące rozmieszczenia moich jednostek, z których jasno wynika, że będą źle wykorzystane.
— Wydał rozkazy? — W głosie Benjamina Mayhewa pojawiła się groźba, i to nie udawana.
— Wydał. Uczciwość nakazuje przyznać, że zapewne zrozumiał moje oświadczenie przekazane przez ambasadora Langtry’ego o zamiarze pomocy w obronie Graysona w ten sposób, że chcę oddać swoje okręty pod jego dowództwo.
— A chce je pani oddać?
— Sądzę, że można to tak nazwać, bo nie jest istotne, kto dowodzi obroną planety, ale żeby wszystkie elementy tej obrony były włączone w logiczny plan obronny. Ten, który opracował admirał Garret, jest jednak w mojej opinii daleki od ideału, a nie mogę nic na to poradzić, ponieważ admirał odmówił przedyskutowania go ze mną.
— Po tym, co admirał Courvosier i Madrigal już dla nas zrobili?! — wybuchnął Michael i dodał, spoglądając na brata: — Mówiłem ci, że on nie odróżnia tego, czym myśli, od tego, na czym siedzi, Ben! Jeśli mamy mieć jakiekolwiek szanse, te okręty są nam niezbędne, a stary cymbał tego nie przyzna, bo będzie wtedy musiał przyjmować rozkazy od kobiety. Kuzyn Bernie zawsze mówił…
— Wiem, Mike — przerwał mu Benjamin i spytał spokojnie: — Jeśli dobrze rozumiem, prawdziwym powodem, dla którego chciała się pani ze mną spotkać, jest postawa admirała Garreta?
— Mniej więcej, Protektorze Mayhew.
— Podejrzewam, że raczej „więcej” niż „mniej” — ocenił rzeczowo. — Jeżeli mu rozkażę, by z panią współpracował, podejrzewam, że wykona ten rozkaz. Przynajmniej teoretycznie. Ale nie zapomni pani tego, że udała się pani do mnie.
— Wyjaśnijmy sobie jedną sprawę: funkcjonowanie waszej floty i panujące w niej układy to nie moja sprawa.
Jedyne, co mnie w tej chwili obchodzi, to obrona tej planety zgodnie z wolą mojej Królowej. Aby tego dokonać, niezbędna jest współpraca, o której mówiłam. Jeśli admirał Garret będzie ze mną uczciwie współpracował, jestem gotowa z nim współdziałać.
— Ale on nie będzie z panią współpracować. Obawiam się, że mój pyskaty brat ma w tej kwestii całkowitą rację. A to oznacza, że będę musiał pozbawić go dowództwa.
Honor stłumiła westchnienie ulgi i powiedziała cicho:
— Zna go pan lepiej niż ja.
— Znam i żałuję, że w pewnych kwestiach jest taki uparty… Doskonale, kapitan Harrington, admirał Garret przestanie być problemem. — Benjamin spojrzał na brata. — Jesteś tak dobrze poinformowany w sprawach floty, Mike… kto tam jest najstarszy stopniem?
— Z doświadczeniem liniowym czy sztabowym?
— Liniowym.
— Komodor Matthews, chyba że chcesz ściągnąć kogoś z emerytury, ale ja bym tego nie robił, Ben. On jest dobry — zapewnił bez wahania Michael i dodał: — A pani nie będzie miała z nim żadnych kłopotów, kapitan Harrington.
— W takim razie komodor Matthews — zdecydował Protektor i uśmiechnął się, słysząc westchnienie ulgi, które wyrwało się Honor. — Sądzę, że nie jest pani przyzwyczajona do rozgrywek dyplomatycznych, kapitan Harrington?
— Nie jestem — odparła z uczuciem.
— W takim razie rozegrała to pani całkiem dobrze. A może udało się pani lepiej, niż pani sądzi, biorąc pod uwagę naszą wewnętrzną sytuację — pochwalił Benjamin. — Spokojnie, Fox, nie chrząkaj ostrzegawczo; tu na pewno nie ma szpiegów Rady.
Fox na moment przestał być meblem — spojrzał z wyrzutem na Protektora, z irytacją na Honor i zamarł ponownie w pozycji na „spocznij”.
— Proszę mi powiedzieć, czy przypadkiem interesowała się pani kiedyś dokładniej historią Ziemi? — spytał niespodziewanie Benjamin.
— Przepraszam, Protektorze? — Honor zamrugała, zaskoczona, i wzruszyła ramionami. — Raczej nie jestem autorytetem w tej dziedzinie.
— Ja też nie byłem, dopóki ojciec nie wysłał mnie do Harvardu. Chodzi mi o to, że przypomina mi pani bardzo komodora Perry’ego w pewnym okresie jego życia. Wie pani, o kogo mi chodzi?
— Perry? — Honor zastanowiła się. — Amerykański dowódca w czasie bitwy na jeziorze Champlain?
— Raczej jeziorze Erie, jeśli dobrze pamiętam. To był Oliver Perry, a mnie chodzi o jego brata Matthewa, choć być może bardziej znany był w stopniu komandora.
— Obawiam się, że nic o nim nie wiem.
— Szkoda. Co prawda był nadętym pyszałkiem, ale wyciągnął cesarstwo japońskie z izolacji, i to pomimo głośnych wrzasków tamtejszych wielmożów. Miało to miejsce w czwartym wieku Przed Diasporą. Prawdę mówiąc, zainteresowałem się nim dzięki Japonii, choć Grayson i Japonia mają stosunkowo niewiele wspólnego. Oni chcieli, by zostawiono ich w spokoju, my przez ostatnie dwa stulecia próbowaliśmy skłonić każdego, by umożliwił nam rozwój i dołączenie do reszty galaktyki, ale zaczynam sądzić, że będzie pani miała podobnie duży wpływ na nas, jak Perry miał na Japończyków. — Benjamin uśmiechnął się słabo. — Mam nadzieję, że unikniemy ich najgorszych błędów, a zrobili kilka naprawdę imponujących, ale konsekwencje społeczne i kulturowe pani wizyty mogą okazać się większe nawet od zmian militarnych i technologicznych.
— Rozumiem. Mam nadzieję, że nie uważa pan tych hipotetycznych zmian za złe?
— Wręcz przeciwnie — odparł, gdy otworzyły się drzwi i do alkowy, z której wchodziło się do jadalni, wkroczyło dwóch mężczyzn w uniformach ochrony. — Sądzę, że na nich skorzystamy, choć może nam…
W ślad za nimi weszło dwóch następnych — wszyscy skierowali się do jadalni, nie wywołując zainteresowania nikogo z rodu Mayhewów.
Fox zmarszczył brwi, widząc nowo przybyłych, i uspokoił się, gdy jeden z pierwszej pary wyciągnął ku niemu aktówkę. Sięgnął ku niej… i w tym momencie Nimitz skoczył przy wtórze przenikliwego ni to syku, ni to warkotu, przypominającego odgłos rozdzieranego płótna.
Honor odwróciła się dokładnie w momencie, w którym treecat wylądował na plecach najbliższego z nowo przybyłych. Ochroniarz wrzasnął, gdy centymetrowej długości pazury wbiły mu się w ramiona, a wrzask zmienił się w wycie, gdy Nimitz sięgnął wokół jego głowy i wbił mu chwytne łapy aż po nasadę pazurów w oczy. Wycie urwało się w fontannie krwi, gdyż w następnej sekundzie środkowe łapy treecata rozszarpały mu gardło aż do kręgosłupa.