Выбрать главу

Zabity runął jak rażony piorunem, tryskając krwią z oczu i dziury nad kołnierzykiem, ale nim jego ciało dotknęło dywanu, Nimitz odbił się już od niego i wpadł na następnego, szarpiąc i tnąc wszystkimi kończynami. Jego bojowy warkot stał się jeszcze przenikliwszy i zarówno Fox, jak pozostali członkowie ochrony wpatrywali się w niego z przerażoną fascynacją zrodzoną z kompletnego zaskoczenia. Zdziwiła ich co prawda jego długość — sześćdziesiąt centymetrów bez ogona — gdy wyprostował się, zdjęty przez Honor z ramienia przed posiłkiem, ponieważ jednak był szczupły i poruszał się z wdziękiem łasicy, nie zwrócili uwagi na jego masę. Nie wiedzieli, że ważył ponad dziewięć kilo i trudno ich było o to winić — Honor przyzwyczaiła się do jego wagi przez te wszystkie lata tak, że jej prawie nie zauważała, a nie wzięli poprawki, że dla kogoś urodzonego na planecie o takim ciążeniu jak Sphinx dziewięć kilogramów stanowi subiektywnie znacznie mniejszą wagę. Uznali go z tych i z innych powodów za żywą maskotkę, a jego maniery przy stole upewniły ich, że mają do czynienia z domowym zwierzątkiem. O jego sile, nie wspominając już o inteligencji, nie mieli pojęcia, podobnie jak i o tym, że jest drapieżnikiem, toteż szybkość, z jaką zabijał, oszołomiła ich. Ale nie na długo — byli najlepiej wyszkolonymi osobistymi ochroniarzami na Graysonie i po pierwszej sekundzie szoku zadziałały odruchy.

Sięgnęli po broń. Wszyscy poza Foxem, bo on złapał Protektora, szarpnięciem wyrwał go z krzesła i cisnął za siebie. Dopiero potem sięgnął do kabury. Michael zareagował równie błyskawicznie — zbryzgany krwią zabitego, złapał obie szwagierki, wepchnął pod stół i padł na nie, osłaniając je własnym ciałem.

Honor dostrzegła to kątem oka, zbyt zaskoczona, by się ruszyć — wiedziała, że Nimitz potrafi wyczuwać jej emocje, ale sama nigdy świadomie nie zdołała poczuć jego. A tym bardziej emocji innych ludzi.

A teraz poczuła i jego, i nowo przybyłych członków ochrony. I gdy to się stało, skoczyła ku nim, przewracając krzesło. Od znajdującego się najbliżej Benjamina dzieliło ją z półtora metra — pokonała je jednym skokiem i kantem prawej dłoni uderzyła go w nasadę nosa z siłą, która wbiła zmiażdżone odłamki kości prosto w mózg. W tym samym momencie jego towarzysz z mniej niż metra strzelił do Foxa z broni ukrytej pod aktówką. Rozległ się wizg i huk, podobny do tego, jaki wydaje siekiera trafiająca w pień — Fox poleciał dobre dwa metry w tył, przewracając na dywan Protektora. Nie zdążył nawet do końca wyciągnąć broni, nim zginął. Honor skrzywiła się, słysząc ten dźwięk — strzelano z wyjątkowo paskudnej broni i na pewno nie wyprodukowanej na Graysonie: z miotacza sonicznego.

Nie tracąc czasu, z półobrotu złapała strzelca jedną ręką za kark, drugą za miotacz. A raczej chciała złapać za miotacz, nim zdąży strzelić do Protektora, ale nie trafiła i jej palce zacisnęły się na jego nadgarstku. Złapany zawył do wtóru pękających kości i wypuścił broń, a w następnej chwili, z miną pełną niedowierzania, zatoczył w powietrzu półkole i rąbnął plecami o stół. Kryształowe kielichy roztrysnęły się na wszystkie strony i nim ucichł dźwięk tłuczonego szkła, był martwy — łokieć Honor, wsparty całą jej siłą i wagą ciała, trafił go w mostek, łamiąc żebra i masakrując organy wewnętrzne. Zmarł, bo jego serce i płuca nie były w stanie dłużej funkcjonować. Drugi przeciwnik Nimitza leżał na dywanie, wyjąc i oburącz ściskając krwawą ruinę, przed sekundą będącą jeszcze twarzą, ale z korytarza słychać było kolejne tępe łupnięcia zmieszane ze strzałami z klasycznej broni palnej, a przez drzwi wpadła znacznie liczniejsza grupa ochroniarzy — wszyscy uzbrojeni byli w miotacze, toteż Honor porwała ze stołu ciężką, metalową tacę i cisnęła ją w prowadzącego. Taca pomknęła niczym ukochane frisbee Nimitza i trafiła kantem w czoło dowódcy, zabijając go natychmiast w fontannie krwi i odłamków kości. Padając, podciął nogi dwóm następnym, blokując na moment pozostałych, a zaraz potem rozpętało się piekło, gdy czterej prawdziwi członkowie ochrony zrozumieli, kto jest rzeczywistym przeciwnikiem.

Strzelanina wypełniła pokój i wśród napastników trup posypał się gęsto — ludzie Foxa byli doskonałymi strzelcami, a uzbrojeni byli co prawda tylko w pistolety, za to z eksplodującą amunicją. Mieli też doskonałe pozycje, ale było ich tylko czterech… Przez moment zamieszanie było jednak takie, że Honor nie bardzo wiedziała, kto jest kim, bo różnili się wyłącznie uzbrojeniem.

Nimitz nie miał podobnych problemów z rozpoznaniem przeciwników. Z przypominającym wycie warkotem skoczył na kolejnego napastnika, zmieniając jego twarz w miazgę niczym futrzasta piła tarczowa. Zaatakowany upadł, stojący najbliżej odwrócił się, celując w treecata. Honor włączyła się do walki. Dopadła mężczyzny trzema skokami, trafiła obcasem prawej stopy w ramię i złamała je natychmiast. Niejako w przelocie wyprowadziła lewą dłonią cios, który zmiażdżył mu tchawicę. Stanęła na obu nogach i rozejrzała się, zaskoczona ciszą — wszyscy ludzie Foxa byli martwi, podobnie jak większość napastników. A między pozostałymi znajdowali się ona i Nimitz… Wiedziała, że jest ich zbyt wielu, ale wiedziała też, że tylko ona i treecat stoją między Protektorem i jego rodziną a śmiercią. Jeśli zdołają utrzymać fałszywych ochroniarzy zablokowanych w alkowie przy wejściu, być może ochrona pałacu zdąży na ratunek, jeśli nie, cóż…

Mordercy wiedzieli, że ona tu będzie, ale przecież była tylko kobietą, więc nie brali jej pod uwagę jako przeciwnika. Nie mówiąc już o tym, że dodatkowym zaskoczeniem musiały być dla nich jej wzrost, siła i wyszkolenie w walce. A pierwsza zasada każdej sztuki walki sprowadza się do tego, że pierwszy cios, który nie zostanie zablokowany, kończy się śmiercią lub wyłączeniem z walki — a kiedy zadaje go ktoś urodzony na Sphinksie, prawie zawsze kończy się tym pierwszym. Nimitz zaś był czymś tak nieoczekiwanym, że w ogóle go nie brali pod uwagę: ot, głupie zwierzątko domowe.

W korytarzu strzelanina rozpętała się na dobre, tyle że tym razem słychać było więcej pistoletów niż miotaczy — siły bezpieczeństwa pałacu zareagowały na atak. Problem polegał na tym, że pozostali przy życiu napastnicy znajdowali się między nimi a Honor, czyli nadal skazana była na siebie i Nimitza. Zwinęła się w kulę i potoczyła, zmieniając miejsce i przewracając celnymi kopniakami dwóch napastników. Jednym zajął się natychmiast Nimitz, drugiego dobiła ciosem w skroń. Wybiła się rękoma i wstała, wyprowadzając natychmiast kopniak w twarz następnego. Obok jęknął miotacz i fala dźwiękowa przemknęła obok jej głowy. Rąbnęła strzelca na odlew w krtań, miażdżąc ją, i potężnym kopnięciem złamała kolano innego, tak że strzaskane kości wyszły tyłem nogi. Padając z wyciem, nacisnął spust i trafił któregoś z kompanów, nim zmiażdżyła mu stopą dłoń, w której trzymał broń. Następnego złapała od tyłu za szyję i obróciła się gwałtownie — wygiął się, a trzask kręgów szyjnych świadczył, że złamała mu kark. Odrzuciła trupa, przewracając kolejnego wroga. Z boku rozległ się tryumfalny okrzyk bojowy Nimitza.

Z korytarza słychać było krzyki, a stojący najbliżej drzwi napastnicy odwrócili się, strzelając przez nie na korytarz. Pozostali z furią zaatakowali powód swej klęski, a raczej dwa powody. Ktoś do niej wycelował, ale odbiła lufę kantem dłoni, drugą ręką łapiąc go od tyłu za głowę, i gwałtownie przyciągnęła do siebie i w dół. Doprowadziło to do energicznego zetknięcia twarzy napastnika z jej uniesionym kolanem — rozległ się trzask pękających kości i poczuła, jak nogawka przesiąka krwią. Złapała następnego dłońmi za szyję. Do sali wpadli prawdziwi członkowie ochrony. Zacisnęła dłoń i ktoś walnął ją kowalskim młotem w bok głowy. Usłyszała pełen furii wrzask Nimitza i poczuła, że pada — trupa wyrwało jej z dłoni, a siła ciosu obróciła ją w locie niczym szmacianą lalkę, tak że runęła na bok, odbiła się bezwładnie od dywanu i znieruchomiała na plecach.