Выбрать главу

— Doktor ma rację, skipper — poparł go Venizelos i dodał ostrzej, widząc, że Honor ignoruje ich obu. — Na litość boską, niech pani się nie wygłupia i wraca do łóżka!

— Nie. — Złapała się ściany dla równowagi, bo podłoga stała się dziwnie ruchoma, i dodała, starannie cedząc słowa: — Jak nic nie czuję, mogę to wykorzystać. Gdzie mój mundur?

— W łóżku nie jest nikomu potrzebny, a tam właśnie pani wraca.

— Aha — mruknęła, ogniskując spojrzenie na wbudowanej w ścianę szafie, i ruszyła w jej kierunku, z początku lekkim zygzakiem, ale do przodu.

— Tam go nie ma — powiedział szybko Montoya, więc stanęła i poczekała na wyjaśnienie. — MacGuiness go zabrał i powiedział, że spróbuje usunąć z niego krew.

— To chcę inny.

— Skipper… — jęknął i umilkł, gdy się do niego odwróciła z ironicznym uśmieszkiem wyglądającym upiornie, jako że widoczny był tylko po prawej stronie ust, podkreślając groteskowy bezruch lewej.

— Fritz, dasz mi inny mundur albo pójdę na mostek w tej głupiej koszuli nocnej. To jak będzie?!

Andreas Venizelos wstał, gdy do kabiny weszła Alice Truman, Honor tego nie zrobiła — Nimitza przyniosła tu w objęciach, nie na ramieniu, bo nadal nie czuła się zbyt pewnie na nogach i nie miała zamiaru pokazywać, jak słabe są jeszcze jej kolana. Własna niemoc denerwowała ją wystarczająco, by nie pragnęła okazywać jej częściej, niż musiała. Przyglądała się za to nowo przybyłej, czekając na jej reakcję. Szok i wściekłość MacGuinessa, który przyniósł jej uniform, i wyraz twarzy Venizelosa, nie próbującego udawać, że pochwala jej obecność poza łóżkiem, stanowiły przedsmak tego, czego powinna się spodziewać po innych. Truman prawie się cofnęła, widząc jej twarz.

— Jezu, co ty tu robisz?! Powinnaś być w izbie chorych! — jęknęła, zmuszając się do oderwania wzroku od zmasakrowanej części twarzy i skupienia go na zdrowym oku. — Mam wszystko pod kontrolą i naprawdę nie ma powodu, żebyś musiała dodatkowo nadwerężać własne zdrowie.

— Wiem. — Honor wskazała jej fotel i poczekała, aż usiądzie. — Ale jeszcze żyję i nie będę leżeć odłogiem. Truman spojrzała wymownie na Venizelosa.

— Próbowaliśmy obaj z Fritzem — wzruszył wymownie ramionami. — Jak widać bez skutku.

— Więc przestańcie — poradziła mu Honor powoli. — Chcę wiedzieć, co się dzieje.

— Jesteś w stanie… Przepraszam, ale wyglądasz strasznie, a mówisz nie lepiej — powiedziała z troską Truman.

— Wiem, to przez wargi — skłamała, dotykając lewej strony ust. — Mówcie, będę głównie słuchać. Protektor żyje?

— Cóż, skoro tak twierdzisz… — Alice nadal nie była przekonana, ale widząc upór Honor, wzruszyła ramionami. — No dobrze… Żyje i nic mu nie jest, jego rodzinie zresztą też… a przynajmniej tak to wyglądało kwadrans temu. Ponieważ od próby zabójstwa minęło zaledwie pięć godzin, nie znam jeszcze szczegółów, ale wychodzi na to, że znalazłaś się w samym środku próby zamachu stanu.

— Clinkscales?

— Nie, choć też tak z początku pomyślałam, kiedy dowiedziałam się, kim byli zabójcy. Okazało się jednak, że nie należeli do ochrony, tylko byli przebrani w jej mundury. To członkowie tak zwanego Bractwa Machabeusza, jakiegoś tajnego stowarzyszenia fundamentalistów religijnych, którego istnienia władze i siły bezpieczeństwa nawet nie podejrzewały… Nie jestem zresztą do końca przekonana, że faktycznie nic o nich nie wiedzieli.

— Ja jestem, skipper — wtrącił Venizelos. — Oglądałem planetarne serwisy informacyjne nieco dłużej niż komandor Truman, i nie licząc pewnego dynamicznego nagrania, wszystkie są zdrowo doprawiane histerią, a jedno wynika z nich niezbicie: nikt tam na dole nigdy nie słyszał o tej organizacji i nikt nie jest pewien, co właściwie chciała osiągnąć, próbując przejąć władzę.

Honor w milczeniu pokiwała głową — nie dziwiło jej, że Grayson przypominał gniazdo szerszeni, dziwne byłoby, gdyby tak się nie stało. Natomiast jeżeli Protektor żył, oznaczało to, że nadal władzę dzierży on i ten sam rząd — to było w tej chwili najważniejsze.

— Ewakuacja? — spytała.

— Zakończona — odparła Alice. — Frachtowce odleciały godzinę temu, posłałam z nimi Troubadoura, żeby towarzyszył im aż do wejścia w nadprzestrzeń, na wypadek, gdyby dozorowce próbowały im się naprzykrzać. Jeśli natrafią na coś większego, powinni zdążyć uciec, ale wątpię, żeby je zaatakowano.

— Dobrze — Honor potarła prawy policzek, którego mięśnie dawały o sobie znać, zmuszone samotnie poruszać szczęką; wolała nie myśleć o przeżuciu czegokolwiek. — Napastnicy?

— Nie wykryliśmy żadnych śladów. Wiemy, że tu są i powinni podjąć jakieś działania, ale jak dotąd cisza i spokój.

— Stanowisko dowodzenia Graysona?

— Ani mru mru, ma’am — poinformował ją Venizelos. — Komandor Brenthworth nadal jest na pokładzie, ale jemu też nie udało się dotąd niczego z nich wydobyć.

— To mnie akurat nie dziwi — dodała Alice. — Jeżeli ci fanatycy zdołali przeniknąć do serca pałacu, podszywając się pod ochronę, tak że nikt ich nie podejrzewał, to nim władze nie dowiedzą się szczegółów, muszą zakładać obecność zdrajców i informatorów wszędzie, zwłaszcza w wojsku. Prawdę mówiąc, należy się spodziewać, że jakiś idiota wpadł już na genialny pomysł, że to, co spotkało ich flotę, to wynik jakiejś zdrady w naczelnym dowództwie. To uzasadniałoby przewrót.

— Więc jesteśmy sami… Co z napędem niszczyciela?

— Stoczniowcy potwierdzili opinię Alistaira — odparła posępnie Truman. — Węzły zniszczone całkowicie, nie są w stanie ich naprawić. Ich technologia napędu nadprzestrzennego jest jeszcze prymitywniejsza, niż sądziliśmy, i części nie mają prawa pasować z naszymi. Inaczej sprawa ma się ze standardowym napędem i porucznik Anthony wraz z głównym mechanikiem stoczni wpadli na pewien pomysł, jeszcze zanim wysłałam Troubadoura jako eskortę: wymienią nasze alfy na swoje bety i połączą całość na krótko, co da mu maksymalne przyspieszenie pięćset dwadzieścia g, ale to jedyne, co da się zrobić. W nadprzestrzeń nie będzie w stanie wejść.

— Ile to potrwa?

— Anthony ocenia, że ze dwadzieścia godzin, stoczniowcy — że piętnaście, i sądzę, że są bliżsi prawdy. Anthony tak się rozczarował poziomem napędu, że nie docenia ich umiejętności.

Honor przytaknęła i powstrzymała się od dalszego masowania twarzy.

— Dobrze, jeśli możemy… — przerwał jej sygnał wywołania, toteż wcisnęła klawisz interkomu. — Tak?

— Mam transmisję z Graysona, ma’am — rozległ się głos porucznik Metzinger. — Osobiste połączenie adresowane do pani od Protektora Benjamina Mayhewa.

Honor wyprostowała się w fotelu.

— Proszę przełączyć tutaj — poleciła.

Ekran ożył, ukazując zmęczone oblicze Benjamina, który wytrzeszczył oczy i zamarł na moment z rozdziawionymi ustami, widząc jej twarz i opatrunek.

— Kapitan Harrington… — wykrztusił, odchrząknął i zamrugał gwałtownie, biorąc się w garść z wyraźnym wysiłkiem — dziękuję pani. Uratowała pani moją rodzinę i mnie. Jestem i zawsze pozostanę pani dłużnikiem.

Honor poczuła, że prawa strona jej twarzy zarumieniła się, i potrząsnęła głową.

— Pan także uratował mi życie… a ja się tylko broniłam, tak?

— Oczywiście — Mayhew uśmiechnął się ironicznie. — I dlatego razem z Nimitzem… nic mu się nie stało, prawda? Nie widzę go na pani ramieniu…