— Obawiam się, że na to pytanie nie mamy jeszcze odpowiedzi — odparł po namyśle Mayhew. — Poproszę Howarda, żeby to sprawdził, ale przyznam szczerze, że nie sądzę, by miało to większe znaczenie. Fanatycy muszą nas teraz zaatakować, bo po stracie Machabeusza nic innego im nie pozostało.
— Zgadzam się. — Honor zdała sobie sprawę, że odruchowo masuje lewy policzek, i opuściła rękę. — Jeżeli wiedzieli o wszystkim, dlaczego tak długo nie atakowali?
— Ale jeżeli wiedzieli, kiedy nas zaatakować, to wkrótce będą wiedzieć, że Machabeuszowi się nie udało — dodał Benjamin, widząc uniesioną brew Honor. — Gdyby mu się powiodło, komandor Truman jako pełniąca obowiązki waszego dowódcy po pani śmierci, kapitan Harrington, już opuszczałaby orbitę.
Alice Truman najeżyła się, słysząc te słowa, i spytała średnio uprzejmie:
— A niby dlaczego miałabym to zrobić?
— Dlatego, że po pierwsze — zażądałby tego nowy Protektor, a po drugie — cały pomysł polegał na tym, by wszystko wskazywało na to, że mnie i moją rodzinę zabiła kapitan Harrington — odparł cicho Mayhew, a widząc miny obu rozmówczyń, dodał: — Dlatego uzbrojeni byli w miotacze soniczne: takiej broni nie umiemy produkować na Graysonie i nie potrafią tego również fanatycy. Oficjalna wersja miała brzmieć tak: wymusiła pani spotkanie, by mieć pretekst do znalezienia się blisko mnie, zabiła pani przy użyciu miotacza moją ochronę, rodzinę i mnie, co stanowiło część intrygi zmierzającej do podporządkowania sobie Graysona przez Królestwo Manticore, i została pani zastrzelona przez posiłki sił bezpieczeństwa w czasie próby ucieczki.
— Sidiocieli?! — zdenerwowała się Honor i dodała wolniej: — Nikt by w to nie uwierzył!
— Nie byłbym taki pewien — powiedział z ociąganiem Mayhew. — Przyznaję, że brzmi to absurdalnie, ale proszę pamiętać, jakie są obecnie nastroje na planecie. Gdybym był martwy, nie pozostałby żaden świadek masakry, a jako dowód przedstawionoby podziurawione kulami pani zwłoki. Jared zdołałby prawdopodobnie stworzyć wystarczające zamieszanie, żeby móc objąć urząd i zerwać negocjacje. Gdyby tak zrobił i nakazał komandor Truman opuścić ten system planetarny, co miałaby zrobić? Zwłaszcza że jeżeli by odmówiła, natychmiast ogłosiłby, że jest to kolejny dowód na to, że Królestwo chce zająć system Yeltsin.
— On ma rację, Honor — mruknęła Alice. — Przykro mi, ale ma.
— Skoro nie odkryli sygnatur napędów oddalających się od planety, wiedzą, że się nie udało — podsumowała Honor.
— Chyba że mieliśmy szczęście i wzięli frachtowce za nas — zaoponowała Truman.
— Co jest raczej nieprawdopodobne, bo wiedzieli dokładnie, ile oraz jakich okrętów i statków przebywa na orbicie. Jared tego dopilnował… — zgasił ją Benjamin. — Podobnie jak tego, by wiedzieli dokładnie, do jakich klas należą wasze okręty wojenne.
— Cholera! — wyrwało się Venizelosowi. — Przepraszam, ma’am.
— Nie szkodzi. Należy więc spodziewać się rychłego ataku. — Honor ponownie potarła lewy policzek. — W takim razie natychmiast muszę naradzić się z waszym głównodowodzącym, Protektorze Mayhew.
— Zgadzam się z panią w zupełności i zapewniam, że nie będzie już pani miała w tej materii żadnych problemów.
— Admirał Garret stracił dowództwo? — spytała z nadzieją.
— Nie do końca. — Benjamin uśmiechnął się prawie naturalnie, widząc jej reakcję. — Zdołałem go spacyfikować, co jest dość istotne, biorąc pod uwagę stan nerwów większości oficerów na planecie. Zamiast pozbawić go dowództwa, mianowałem go dowódcą stałych umocnień planetarnych, a komodor Matthews został awansowany na admirała i objął dowództwo naszych mobilnych jednostek. Wytłumaczyłem mu dokładnie, że oznacza to dostosowanie działań i planów do pani postanowień, i nowy admirał nie widzi w tym żadnego problemu.
— Może zadziałać — oceniła Honor po namyśle — ale centrum dowodzenia pozostaje centrum łączności i jeżeli Garret zacznie się stawiać…
— Nie zacznie. Nie odważy się zrobić niczego, co ktokolwiek z mieszkańców Graysona mógłby odebrać jako obraźliwe dla pani, nie mówiąc już o niewykonaniu polecenia — przerwał jej z taką pewnością siebie, że ponownie uniosła brwi: okazało się bowiem, że może poruszać obiema.
Tym razem Protektor wyglądał na ciężko zaskoczonego jej zachowaniem.
— Nie oglądała pani naszych wiadomości? — spytał. — Obojętnie których.
— Pół godziny temu wstałam z łóżka — odparła, zastanawiając się, co wspólnego ma jedno z drugim.
Przypomniała sobie dziwne słowa Venizelosa o serwisach informacyjnych, spojrzała więc na niego ostro — wzruszył niewinnie ramionami, ale w kącikach ust czaił mu się przekorny uśmieszek.
— Rozumiem — głos Benjamina Mayhewa przyciągnął jej uwagę do ekranu. — W takim razie nie ma pani prawa wiedzieć… proszę chwilę zaczekać.
Wyłączył głos, odwrócił się do kogoś znajdującego się poza zasięgiem kamery i po krótkiej wymianie zdań ponownie spojrzał na nią, włączył dźwięk i powiedział:
— To, co pani teraz zobaczy, to nagranie z kamer połączonego systemu bezpieczeństwa, kapitan Harrington. Jest puszczane na przemian z komentarzami przez wszystkie stacje od chwili próby zamachu i wątpię, by ktokolwiek z obywateli Graysona jeszcze go nie widział.
Zanim Honor zdążyła cokolwiek powiedzieć, ekran na moment zrobił się całkowicie czarny, po czym pojawił się na nim zupełnie inny obraz. Z artystycznego punktu widzenia pozostawiał wiele do życzenia, ale był kolorowy i niezwykle ostry. Przedstawiał jadalnię, do której weszło czterech nowych ochroniarzy. Zobaczyła samą siebie słuchającą z uwagą Protektora, a zaraz potem Nimitz ruszył do akcji, skacząc na pierwszego napastnika. Siedziała, nie mogąc wydobyć z siebie słowa, zaskoczona rozmiarami masakry, jaką do spółki z treecatem urządziła, i skutecznością, z jaką to oboje zrobili. Gdy zobaczyła lecącą tacę i siebie skaczącą ku nowym napastnikom przy drzwiach, poczuła strach, na który wtedy nie miała czasu. Oglądając teraz, jak gęsto słał się trup w wyniku obustronnej strzelaniny, nie mogła wyjść z podziwu, jakim cudem ani ona, ani Nimitz nie zostali trafieni. Gdy zginął ostatni z prawdziwych ochroniarzy, obraz został spowolniony, ale nagranie i tak było bardzo dynamiczne. Obserwując własne wyczyny, zastanawiała się, jak też to „rękodzieło” oceniliby jej instruktorzy walki wręcz z Akademii.
Obserwując, jak Nimitz unieszkodliwia napastnika, który miał zamiar strzelić jej w plecy, zrozumiała, że bez treecata nie przeżyłaby tej walki. Nie odrywając wzroku od ekranu, pogłaskała go, na co zareagował zadowolonym mruczeniem. Nim odwody ochrony wdarły się do pokoju, podłoga wokół niej usłana została trupami i umierającymi. Poczuła ponowny przypływ napięcia, gdy ten, który ją postrzelił, stanął nad nią, by ją dobić, a potem ulgę, gdy padł z rozerwaną przez pocisk Protektora klatką piersiową. A potem ekran znów stał się czarny.
I pojawiła się na nim twarz Mayhewa.