Theisman zmełł w ustach przekleństwo — jeżeli Harrington znajdowała się tam, gdzie podejrzewał, to właśnie miał okazję wysłuchać projektu samobójstwa: co prawda, dość skomplikowanego, za to z gwarantowanym skutkiem. Skoro jeden niszczyciel parę dni temu skopał dupę Franksowi, to co z nim zrobią dwa krążowniki?
Pytanie było retoryczne, a dyskusja niemożliwa, bowiem do Franksa nie trafiały żadne argumenty. Za bardzo go skrytykowano za poprzednią taktykę i zdołał ocalić głowę wyłącznie dzięki argumentowi, że nie mógł nic poradzić na znacznie większy zasięg rakiet używanych przez Królewską Marynarkę, bo to właśnie spowodowało największe straty. Teraz sam miał przewagę zasięgu dzięki rakietom rozmieszczonym w bazie i był zdecydowany udowodnić, że wybronił się zgodnym z prawdą argumentem.
— W takim razie, jakie są pańskie rozkazy, sir? — zażądał Theisman.
— Okręty zgromadzą się za Blackbirdem, tak jak zaplanowano. Wyrzutnie bazy ostrzelają jednostki Heretyków, kiedy te znajdą się w zasięgu skutecznego ognia, a jeżeli jakiś okręt ich czy RMN przetrwa, wykończymy ich, mając równe prędkości w boju spotkaniowym.
— Rozumiem…
Był to zdecydowanie najgłupszy plan bitwy, o jakim Theisman kiedykolwiek słyszał przy uwzględnieniu siły obu stron. I nic nie był w stanie na to poradzić — mógł albo wykonać bezsensowne rozkazy, albo uciec, a sądząc po minie Franksa, to kazał on wycelować działa laserowe w Principality. Znając jego upór i tępotę, Theisman ani przez moment nie wątpił, że jeśli tamten zacznie podejrzewać, iż niszczyciel ucieka, każe go zniszczyć.
— Dobrze, sir — warknął i przerwał połączenie. A potem klął przez dwie minuty, aż echo niosło.
— Czterdzieści minut do celu, ma’am — zameldował Stephen DuMorne. — Odległość dziesięć koma sześć miliona kilometrów.
— Panie Venizelos, proszę skontaktować się z admirałem Matthewsem i poprosić go o otwarcie szyku — poleciła Honor. — Najwyższy czas się rozejrzeć.
Jeżeli Ludowa Republika dała fanatykom to, co podejrzewała, oboje z Matthewsem przekonają się o tym za około sto czterdzieści sekund.
— Wiedziałem! Kurwa, wiedziałem! — zaklął komandor Theisman.
Co prawda sensory niszczyciela nie były w stanie dostrzec napastników zza księżyca, ale obraz na ekranie pochodził z sensorów bazy. I pokazywał rozciągającą się na wszystkie strony formację dozorowców, za którą pojawiły się trzy sygnatury napędu znacznie silniejsze niż wszystkie pozostałe. Były to więc okręty Harrington, które właśnie przyspieszyły, przechodząc przez dotąd osłaniające je jednostki i ustawiając się w klasyczny szyk antyrakietowy. Okręty Królewskiej Marynarki odstrzeliły boje ECM i to, co pozostało z floty Graysona, praktycznie zniknęło z ekranów.
Admirał Matthews obserwował ekran taktyczny i czekał. Covington nadal nie miał pięciu wyrzutni, ale generatory osłon burtowych i wszystkie działa laserowe zostały naprawione w rekordowym czasie. Zdawał sobie jednak sprawę, że okręt, podobnie jak pozostałe, którymi dowodził, był praktycznie bezbronny wobec ataku, którego spodziewała się Honor Harrington. W pierwszym momencie przeraziły go możliwości, jakimi dysponowały według niej rakiety odpalane z naziemnych wyrzutni, ale na Honor zdawało się to nie robić większego wrażenia. Teraz nadszedł czas, by sprawdzić, czy jego strach był uzasadniony.
Jeżeli kapitan Harrington nie przesadzała, rakiety te mogły osiągać niewiarygodną prędkość stu siedemnastu tysięcy kilometrów na sekundę i dolatywać na odległość ośmiu milionów kilometrów, nadal dysponując napędami. Biorąc pod uwagę szybkość zbliżania się okrętów do księżyca, dawało to skuteczny zasięg ponad dziewięciu milionów kilometrów, a to oznaczało, iż powinni je odpalić właśnie… teraz.
— Odpalenie rakiet z księżyca — zameldował Rafael Cardones. — Zbliżają się z przyspieszeniem osiemset trzydzieści trzy kilometry na sekundę kwadrat. Będą tu za sto trzydzieści pięć sekund!
— Komandorze Venizelos, proszę rozpocząć realizację planu obronnego „Able” — poleciła Honor.
— Aye, aye, ma’am. Plan obronny „Able”.
Komandor Theisman zdołał przestać kląć, gdy okręty RMN wystrzeliły pierwsze antyrakiety. Spojrzał za to wściekle na porucznika Trottera. Porucznik nie był niczemu winien, ale na swoje nieszczęście należał do niewielu oficerów niszczyciela pochodzących z Masady i był pod ręką. Prawdę mówiąc, wydawał się całkiem sympatyczny, co postępowało dzięki stopniowemu zarażaniu się duchową zgnilizną od pozostałych, z Theismanem na czele, ale tym razem okazało się całkowicie bez znaczenia.
Czując na sobie wzrok dowódcy, Trotter zaczerwienił się i zrobił minę, która miała wyrażać upokorzenie, poczucie krzywdy i przeprosiny. Chciał coś powiedzieć, ale zastanowił się i zamknął usta, co spowodowało, że Theisman przestał się na niego gapić; wzruszył ramionami i utkwił wzrok na ekranie taktycznym.
W salwie było trzydzieści rakiet — więcej niż się Honor spodziewała. W dodatku były: duże, wredne i niebezpieczne. Każda ważyła sto sześćdziesiąt ton, czyli była ponad dwukrotnie cięższa od pokładowych pocisków HMS Fearless, a tę dodatkową masę wypełniały silniejsze napędy, lepsze systemy samonaprowadzania i pojemniejsze komputery, które trudniej było zdezorientować. Ponieważ jednak spodziewała się ich, Rafe Cardones i komandor porucznik Amberson, oficer taktyczny HMS Apollo, opracowali trójstopniowy plan obronny. Pierwszą linię obrony stanowiły antyrakiety Fearless, drugą wystrzelone z Apolla i Troubadoura, a trzecią — zajmującą się niedobitkami — sprzężone działka wszystkich trzech okrętów kierowane przez kontrolę ogniową okrętu flagowego.
Honor tymczasem pracowała przy swoim komputerze taktycznym, by na podstawie torów lotów rakiet wyśledzić ich wyrzutnie na powierzchni Blackbirda.
— Ostrzelać wyrzutnie, ma’am? — spytał Cardones po odpaleniu przeciwrakiet.
— Jeszcze nie.
Honor chciała zdobyć bazę, nie uszkadzając jej, choć zdawała sobie sprawę, że może się to okazać niemożliwe. Poza tym nie wiedziała jeszcze, z iloma i jakiej klasy okrętami przeciwnika będzie miała do czynienia — mogła się o tym przekonać albo szybko, w drodze konfrontacji, albo przeszukując bazę: gdzieś tam musiały istnieć dane albo osoby, które mogłyby jej udzielić potrzebnych informacji.
Druga salwa zawierała dokładnie tyle samo rakiet, a wystrzelona została po trzydziestu czterech sekundach. Zgodnie z danymi wywiadu, stacjonarne wyrzutnie Ludowej Republiki były trzystrzałowe i miały szybkostrzelność jednego odpalenia na trzydzieści do czterdziestu sekund. Wskazywało to, iż baza dysponuje trzydziestoma wyrzutniami, a więc powinny być trzy salwy, chyba że wywiad się mylił…
Z pierwszej salwy piętnaście rakiet przedarło się przez zewnętrzną obronę Cardonesa — miały lepsze środki radioelektroniczne, niż sądził wywiad, ale komputery już zmieniały obliczenia, dostosowując kolejność zagrożeń do aktualnej sytuacji i posyłając dane na pozostałe dwa okręty. Rakiety dzięki silniejszym napędom osiągały niewiarygodne prędkości — już leciały o połowę szybciej niż rakiety z jej krążownika, ale prędkość nie stanowiła cudownego środka gwarantującego niezniszczalność, a zasięg był tak duży, że dawał czas na zmiany w obliczeniach kursów przeciwrakiet.
Kolejne punkty na ekranie oznajmiły wystrzelenie trzeciej salwy i odruchowo przygryzła dolną wargę — z lewej strony za mocno. Poczuła krew. Przeciwnicy wystrzelili już dziewięćdziesiąt rakiet, czyli więcej, niż spodziewała się, że Haven przekaże fanatykom z Masady. Jeżeli wywiad pomylił się i nastąpi czwarta salwa, może zapomnieć o zajęciu nie uszkodzonej bazy i będzie musiała ją zniszczyć.