Okazało się, że zdążył. Troubadour podleciał z lewej burty, ciągnąc za sobą warkocz powietrza ze zdehermetyzowanych przedziałów, i Principality drgnął, uchwycony w wiązki promieni ściągających. Theisman odetchnął z ulgą — on i jego ludzie jeszcze pożyją. Choć wolał się nie zakładać, jak długo.
— Panie kapitanie, wywołuje nas HMS Fearless — zameldował cicho porucznik Trotter.
ROZDZIAŁ XXIV
Honor rozsiadła się wygodniej, słysząc dźwięk otwierających się drzwi. Do kajuty wszedł major Ramirez, eskortując przeciętnie wyglądającego szatyna w szkarłatno-złotym mundurze Marynarki Masady z dystynkcjami komandora. Ramirez był o sześć centymetrów niższy niż ona, ale San Martin, jedyna nadająca się do zamieszkania planeta w układzie Trevor Star, z której pochodził, posiadała największą siłę grawitacji ze wszystkich planet, na których osiedlili się ludzie. Ciśnienie na poziomie morza było tak duże, że stwarzało prawie śmiertelną koncentrację dwutlenku węgla i azotu. Major dokładnie odzwierciedlał warunki, w jakich się urodził: był niski, krępy i masywny, dysponował potężną siłą i nienawidził Ludowej Republiki Haven z pasją, której nie mógł dorównać żaden obywatel Gwiezdnego Królestwa urodzony w systemie Manticore. W tym momencie panował nad uczuciami jedynie dzięki wieloletniej dyscyplinie, o czym świadczyła kompletnie pozbawiona wyrazu twarz.
Honor znacznie bardziej interesował jeniec, choćby dlatego, że Ramireza miała okazję dokładnie poznać i polubić. Mężczyzna wyglądał na bardziej opanowanego, niż można się było w tych okolicznościach spodziewać, i przyglądał jej się spokojnie i bez uniżoności, zyskując sobie niechętny, ale jednak szacunek. Nie musiała go lubić i nie lubiła za to, co zrobił, ale zmuszona była przyznać, że doskonale wykonał zadanie. Podejrzewała, że lepiej, niż ona zdołałaby to zrobić w tych warunkach. Wyczuwała jednak w nim napięcie i zastanawiała się, co miało ono wspólnego z jego prośbą o prywatną rozmowę.
Komandor wsunął czapkę pod ramię, wyprężył się w pozycji zasadniczej i wyrecytował:
— Komandor Thomas Theisman, Marynarka Wiernych z planety Masada, ma’am.
Akcent i wymowa mogły pochodzić z różnych miejsc ale, na pewno nie z Masady czy Graysona, mających wspólne naleciałości językowe.
— Naturalnie, skądby indziej — prychnęła ironicznie, choć wyszło to gorzej, niż chciała — przez defekt ust.
Widać było, jak rozszerzyły mu się oczy, gdy przyjrzał się nieruchomej połowie jej twarzy i zasłoniętemu opatrunkiem oku. Ale nie zareagował na jej słowa, toteż po paru sekundach wzruszyła ramionami i spytała:
— W jakiej sprawie chciał się pan ze mną widzieć, komandorze?
— Ma’am, ja… — Theisman spojrzał wymownie na Ramireza, który zesztywniał jeszcze bardziej, ale nie odezwał się.
Honor przyjrzała się z namysłem czekającemu także w milczeniu Theismanowi.
— Dziękuję panu, majorze — zdecydowała w końcu. Ramirez zjeżył się, ale bez słowa strzelił obcasami i wyszedł.
— Słucham, komandorze — ponagliła Theismana, gdy za Ramirezem zamknęły się drzwi. — Może zechce mi pan powiedzieć, dlaczego Ludowa Marynarka zaatakowała okręty Royal Manticoran Navy?
— Kapitan Harrington, jestem oficjalnym obywatelem Masady, a mój okręt o nazwie Principality jest… był niszczycielem Marynarki Masady.
— Pańskim okrętem był Breslau, niszczyciel klasy City. Został zbudowany w stoczni Gunther Yord dla Marynarki Ludowej Republiki Haven. Może przestanie pan udawać durnia? — zaproponowała rzeczowo, a widząc jego minę, dodała: — Grupa abordażowa oprócz nienagannych oficjalnych danych znalazła także sygnaturę stoczni i plakietę herbową okrętu. Nie ma więc sensu dalej kłamać. Przez moment milczał, po czym powiedział równie rzeczowo jak ona:
— Mój okręt został zakupiony przez władze Masady i włączony w skład jej floty. Wszyscy moi podkomendni mają obywatelstwo tej planety i ja także, ma’am.
Skinęła potakująco głową — oboje znali swoje obowiązki, a on najwyraźniej otrzymał rozkazy, by trzymać się oficjalnej wersji, obojętne, czy ktoś będzie w nią wierzył, czy nie. I wypełniał te rozkazy.
— Jak pan chce — westchnęła. — Skoro jednak powtarza pan oficjalne brednie, po co chciał się pan ze mną zobaczyć, komandorze?
— Bo… — pierwszy raz dało się zauważyć, że mówi szczerze, choć z trudem. — Nie wiem, co pani zamierza zrobić z bazą na Blackbirdzie, ale uważam, że powinna pani wiedzieć, iż przetrzymywany jest w niej personel Królewskiej Marynarki.
— Co?! — Honor aż podniosło z fotela. — Jeżeli to jakiś…
— Nie, ma’am. To żaden wybieg czy kłamstwo. Kapitan Y… jeden z moich przełożonych zmusił głównodowodzącego do zebrania ocalałych członków załogi HMS Madrigal. Zostali przeniesieni do bazy na księżycu Blackbird… i przekazani stosownemu przedstawicielowi wojsk lądowych.
Honor opadła na fotel, analizując jego wypowiedź — starannie dobrane słownictwo i intonacja brzmiały dziwnie alarmująco. Założyła, podobnie zresztą jak graysońscy oficerowie, że nikt z załogi Madrigala nie przeżył, bo zwycięzcy nikogo nie próbowali ratować — przynajmniej dotąd, a nic nie wskazywało na nagły przypływ miłosierdzia. Wolała nie myśleć, kto przeżył bitwę i jaką śmiercią następnie umarł. Informacja, że część ludzi nadal żyła, była radosna, ale sposób, w jaki Theisman wypowiedział ostatnie słowa, skutecznie stłumił tę radość. Trzymając się uparcie oficjalnej wersji, równocześnie wyraźnie nie chciał mieć z tym procederem nic wspólnego. Powstawało pytanie dlaczego.
Już miała je zadać, gdy dostrzegła niemą prośbę w jego oczach i zmieniła zdanie, a raczej pytanie.
— Dlaczego mi pan to powiedział, komandorze?
— Bo… — zaczął ostro, zamilkł i odwrócił wzrok. — Bo zasługują na lepszy los… niż zginąć od własnych pocisków wystrzelonych w nieświadomości przez ich towarzyszy, ma’am.
— Rozumiem… — mruknęła, przyglądając mu się z namysłem.
Zaczął odpowiadać z gniewem, a gniew i obrzydzenie, gdy wspomniał o „stosownych przedstawicielach”, zaczynały stanowić groźną mieszankę, gdy mowa była o jeńcach.
— A gdybyśmy chwilowo pozostawili bazę własnemu losowi, komandorze — powiedziała miękko. — Nadal uważałby pan, że coś im zagraża?
— Ja… — Theisman przygryzł wargę i odpowiedział niezwykle formalnie. — Z całym szacunkiem, zmuszony jestem odmówić odpowiedzi na to pytanie, kapitan Harrington.
— Rozumiem — powtórzyła.
Zaczerwienił się, poznając po jej głosie, że jednak odpowiedział na pytanie, ale nie spuścił wzroku. Przyglądając mu się z szacunkiem, Honor miała równocześnie nadzieję, że Ludowa Marynarka ma w swoich szeregach niewielu takich oficerów.
— Doskonale pana rozumiem, komandorze Theisman — powiedziała i nacisnęła guzik na poręczy. Drzwi za plecami Theismana otworzyły się. Wszedł Ramirez.
— Majorze, proszę odprowadzić komandora Theismana do jego kabiny. Jest pan osobiście odpowiedzialny za to, by jego i jego podkomendnych traktowano zgodnie z przysługującymi im prawami. — Poczekała, aż zgaśnie błysk w oczach Ramireza, i dodała, spoglądając na Theismana: — Dziękuję za informacje, komandorze Theisman.
— Mam nadzieję, że wykorzysta je pani właściwie, ma’am.
— Może pan być pewien, komandorze. Majorze Ramirez, po odprowadzeniu komandora proszę natychmiast tu wrócić. I proszę przyprowadzić wszystkich dowódców kompanii.