Выбрать главу

— Znaleźliśmy sześciu zabitych, jak dotąd — oznajmił Ramirez bez wstępów. — To bydlę szło od celi do celi i rozstrzeliwało ich kolejno, gdy wdarliśmy się do bloku więziennego…

Urwał, widząc, jak starszy sanitariusz wstaje i potrząsa ze smutkiem głową. Ramirez zmełł w ustach przekleństwo i zamilkł.

Przyglądająca mu się Honor przypomniała sobie, jak powstrzymała go przed zabiciem Williamsa, i poczuła, że płonie jej prawy policzek. Bez słowa czekała, aż Ramirez się opanuje.

— Obawiam się, że to nie wszystko, ma’am — powiedział w końcu chrapliwie. — Pozwoli pani ze mną?… Panie, poruczniku.

Tremaine zatrzymał się w pół kroku i już otwierał usta, by zaprotestować, ale dotarła do niego jakaś ostrzegawcza nuta w tonie Ramireza i cofnął się bez słowa, stając obok sierżant Talon. Honor także usłyszała coś niepokojącego w głosie majora, i również milczała.

Ramirez poprowadził ją jakieś czterdzieści metrów w głąb jednego z korytarzy, a gdy dotarli do zakrętu, niespodziewanie zatrzymał się, przełknął ślinę i powiedział:

— Sądzę, że lepiej będzie, jeżeli tu zaczekam.

Już miała go spytać, o co chodzi, gdy dostrzegła wyraz jego twarzy. Zamknęła usta, skinęła głową i minęła załamanie korytarza, wychodząc po paru krokach na mniejszy od poprzedniego placyk. Stało na nim z tuzin marines i dopiero po sekundzie zdała sobie sprawę, że wyglądają dziwnie. A po paru kolejnych wiedziała dlaczego — wszyscy zdjęli hełmy i nie było wśród nich ani jednego mężczyzny. Przeczuwając, o co chodzi, przyspieszyła kroku i stanęła przed otwartymi drzwiami celi.

— Kochanie, musisz nam pozwolić do niej dojść — usłyszała czyjś łagodny, cichy głos. — Proszę. Musimy się nią zaopiekować.

Głos należał do kapitan Hibson, która pochylała się nad nagą, posiniaczoną i pokrwawioną dziewczyną na wpół siedzącą na brudnym materacu, na wpół wspartą plecami o równie brudną i poznaczoną zakrzepłą krwią ścianę. Pod warstwą siniaków, strupów i opuchlizny rysy twarzy dziewczyny były prawie niewidoczne, ale Honor rozpoznała ją od pierwszego wejrzenia. Podobnie jak drugą, również nagą, ale znacznie bardziej zmasakrowaną kobietę, którą tamta tuliła do siebie kurczowo, próbując osłonić ją własnym ciałem.

Podeszła do posłania i przyklęknęła. Dziewczyna spojrzała na nią wzrokiem zaszczutego zwierzęcia i pisnęła przerażona.

— Chorąży Jackson — powiedziała spokojnie Honor i coś przypominającego przebłysk rozsądku pojawiło się w podbitych, zapuchniętych oczach. — Poznaje mnie pani, Mailing?

Mailing Jackson przyglądała się jej przez długą jak wieczność chwilę, nim potwierdziła gwałtownym, nieskoordynowanym ruchem głowy.

— Jesteśmy tu, żeby wam pomóc. — Honor nigdy nie zdołała odpowiedzieć sobie na pytanie, jakim cudem cały czas mówiła spokojnie i łagodnie, tym bardziej, że gdy dotknęła skołtunionych, zlepionych krwią włosów Jackson, dziewczyna drgnęła jak uderzona. — Jesteśmy tu, żeby wam pomóc, ale jak długo nie puści pani komandor Brigham, tak długo nic nie możemy zrobić. Lekarze czekają, proszę ją puścić.

Jackson zaskomlała i jeszcze silniej przytuliła się do bezwładnej Brigham.

— Proszę, Mailing — powtórzyła Honor, gładząc ją po włosach i czując, jak po jej policzkach płyną łzy. — Pozwól nam jej pomóc.

Chorąży Mailing Jackson spojrzała na zmasakrowaną twarz Mercedes Brigham i przestała skomleć. Wybuchnęła za to płaczem tak rozdzierającym, że Honor straciła nadzieję na przekonanie jej. Pozostało jedynie rozdzielić je siłą, co nie było najlepszym rozwiązaniem, ale nim się na to zdecydowała, uścisk zelżał. Hibson zareagowała błyskawicznie, unosząc delikatnie ledwie oddychającą Mercedes w swych pancernych ramionach, a Honor przytuliła Mailing, która zaczęła krzyczeć przeraźliwie niczym dusza potępiona.

Sanitariuszki straciły dziesięć minut i musiały zastosować potężną dawkę środków uspokajających, by przełamać napad histerii Jackson, a i tak wszyscy zdawali sobie sprawę, że jest to jedynie pozorny i chwilowy spokój. W migdałowych oczach malowało się zbyt wiele obrazów piekła, by mogło być inaczej, a drobnym, leżącym na noszach ciałem co chwila wstrząsały dreszcze. Leżała jednak spokojnie, ściskając dłoń Honor jak przerażone dziecko i wzrokiem błagając ją, by odegnała koszmary. Honor przyklęknęła przy noszach i spytała łagodnie:

— Możesz nam opowiedzieć, co się stało? Mailing podskoczyła, ale tym razem oblizała opuchnięte usta i leciutko, z przestrachem skinęła głową.

— Tak, ma’am — szepnęła, ale potem jej usta poruszyły się bezdźwięcznie, a z oczu popłynęły łzy.

— Nie musisz się spieszyć — dodała Honor równie łagodnie i spokojnie.

Leżąca zdawała się czerpać siłę z tonu jej głosu, bowiem zaczęła szeptać z wysiłkiem i urywanymi zdaniami, ale zrozumiałe i w miarę logicznie:

— Zzzdjęli nas z wraku… kapitan, pierwszy i ja byliśmy jedynymi oficerami, którzy przeżyli… Mmyślę, że z załogi przeżyło dwudziestu… albo trzydziestu… nie jestem pewna, ale niewielu więcej…

Przełknęła z trudem ślinę i ktoś włożył Honor w dłoń kubek z wodą. Przysunęła go delikatnie do ust Mailing. Ta piła powoli, długo, drobnymi łykami, a potem zamknęła oczy i dłuższą chwilę leżała bez ruchu. Gdy się odezwała, głos miała silniejszy, ale całkowicie pozbawiony uczuć, jakby to, co opowiadała, w żaden sposób jej nie dotyczyło.

— Przywieźli nas tu i przez parę dni nie było najgorzej… tyle że wszystkich oficerów umieścili w jednej celi. Powiedzieli… powiedzieli, że skoro pozwalamy dziwkom nosić mundury, to kapitan może spać ze swoimi kurwami…

Na twarzy Honor nie drgnął ani jeden muskuł.

— Potem… potem dostali szału… zabrali mnie i komandor Brigham… myśleliśmy, że na przesłuchanie, ale wrzucili nas do tej wielkiej sali, gdzie byli ci… zboczeńcy i oni… oni… — głos jej się załamał i zaczęła szlochać.

Honor pogładziła ją delikatnie po twarzy i czekała.

— Powiedzieli, że to dlatego, że jesteśmy kobietami… śmiali się… a potem mówili, że tak z Woli Bożej karzą… nierządnice szatana! — Otworzyła oczy i wpatrzyła się w twarz Honor, wczepiając się równocześnie w jej dłoń palcami. — Walczyłyśmy, ma’am! Naprawdę. Ale byłyśmy skute, a ich było tylu… choć z początku ich zaskoczyłyśmy i komandor połamała paru solidnie… mnie się nie udało, ale też próbowałam… naprawdę, ma’am… próbowałyśmy!

— Wiem, Mailing — powiedziała cicho Honor, przytulając ją delikatnie.

Jackson oparła głowę na jej ramieniu i dodała martwym głosem:

— Kiedy już nas zgwałcili, wrzucili z powrotem do celi… kapitan… kapitan Alvarez robił, co mógł, ale mógł niewiele… i nie wiedział, co oni zrobią… nikt z nas nie wiedział…

— Rozumiem — głos Honor wypełnił dłuższą niż dotąd ciszę.

Zęby Mailing zadzwoniły nagle, gdy jej ciałem wstrząsnął kolejny dreszcz.

— Ppotem wrócili… jja już nie mogłam walczyć, ale komandor mogła… mmyślę, że tym razem któregoś zabiła… a może dwóch, zanim jej nie powalili i nie zaczęli kopać… i bić, i bić, i bić!… Kapitan też z nimi walczył i paru dokopał, zanim… zanim któryś go nie uderzył kolbą… stracił przytomność, a oni tłukli go kolbami, a potem… potem…

Szarpnęła się nagle, toteż Honor zakryła jej usta dłonią, a sanitariuszka czekająca w pobliżu pospiesznie zrobiła zastrzyk. Wiedziała, co stało się z Alvarezem — na podłodze celi widać było dużą plamę zakrzepłej krwi i ślady pozostawione przez obcasy kogoś, kogo z niej ciągnięto do drzwi.