— Jak na kogoś, kto stracił połowę okrętów i ludzi z pierwszego zespołu, jakim dowodził, czuję się całkiem dobrze — odparła, uśmiechając się krzywo.
— Pewnie można na to i tak spojrzeć, ma’am, ale jednocześnie sporo osiągnęliśmy i nieźle skopaliśmy im tyłki. Jak trzeba będzie, dokopiemy im jeszcze.
Ku swemu zaskoczeniu Honor zachichotała i poklepała go po ramieniu.
— Oczywiście, że dokopiemy, Andy — uśmiechnęła się, nie kryjąc zmęczenia. — Idę się zdrzemnąć, obudź mnie, jeśli cokolwiek się wydarzy.
— Naturalnie, ma’am.
Weszła do windy, a Venizelos poczekał, aż zamkną się drzwi, nim wrócił na fotel kapitański.
Alice Truman przygryzła wargę, obserwując Fearless i Troubadoura oddalające się w kierunku Graysona. Nie chciała ich opuszczać, ale Theisman uczciwie załatwił jej okręt i jedyne, co mogłaby robić w starciu z krążownikiem liniowym, to służyć za ruchomy cel. Co byłoby szczytem idiotyzmu i mordem na załodze.
Nacisnęła przycisk interkomu i w głośniku rozległ się zmęczony głos:
— Komandor Hackmore, słucham.
— Charlie, mówi kapitan. Jesteście gotowi do wejścia w nadprzestrzeń?
— Jesteśmy, ma’am. Jedyna rzecz na tym okręcie, za którą mogę ręczyć, to napęd, skipper.
— To dobrze. — Truman ani na moment nie oderwała wzroku od oddalających się punktów. — Miło mi to słyszeć, Charlie, bo chciałabym, żebyś zdjął blokady z hipernapędu.
Przez chwilę w głośniku panowała cisza, potem Hackmore chrząknął i spytał:
— Jest pani tego pewna, ma’am?
— Stuprocentowo.
— Skipper, wiem, co powiedziałem o napędzie, ale oberwaliśmy mocno i to wielokrotnie: nie mogę gwarantować, że znalazłem wszystkie uszkodzenia.
— Wiem, Charlie.
— Jeżeli wejdziemy za wysoko i coś puści albo wdadzą się drgania harmoniczne…
— Wiem, Charlie — powtórzyła bardziej stanowczo. — I wiem też, że mamy na pokładzie wszystkich rannych zespołu. Ale wiem również, że jeżeli zdejmiesz blokady, możemy zaoszczędzić dwadzieścia pięć do trzydziestu godzin na czasie przelotu. A może nawet trochę więcej.
— Sama pani na to wpadła, skipper?
— Byłam nie najgorszym astrogatorem i nadal potrafię liczyć. Przestań więc ględzić i bierz się do roboty.
— Aye, aye, ma’am. Jeżeli pani sobie życzy… — skapitulował Hackmore i spytał ciszej: — Czy kapitan Harrington wie, co pani zamierza, ma’am?
— Chyba zapomniałam jej o tym wspomnieć w tym całym zamieszaniu.
— Aha. — W głosie pierwszego mechanika dały się słyszeć iskierki humoru. — Ta cholerna skleroza…
— Właśnie. Możesz to zrobić?
— Jasne, że mogę. Przecież jestem najgenialniejszym inżynierem w całej Królewskiej Marynarce, no nie? — Ton Hackmore’a wrócił już do normalnej radosnej złośliwości.
— Podobno — zgodziła się łaskawie Truman. — Wiedziałam, że ci się spodoba. Daj mi znać, kiedy tylko skończysz.
— Naturalnie, ma’am. Chciałbym tylko dodać, że pani świadomość, iż się zgodzę, sprawia mi autentyczną satysfakcję. Oznacza bowiem, że jest pani przekonana, że jestem prawie takim samym wariatem jak pani.
— Pochlebca. Baw się swoimi kluczami i śrubokrętami, sio!
Alice przerwała połączenie i rozsiadła się wygodniej, trąc dłońmi o poręcze fotela i zastanawiając się przelotnie, co też powiedziałaby o jej pomyśle Honor. Zgodnie z przepisami mogła powiedzieć tylko jedno, ponieważ Alice zamierzała złamać wszystkie możliwe zasady bezpieczeństwa. Honor miała jednak i bez tego dość zmartwień, a skoro Apollo nie mógł pomóc w walce, to mógł przynajmniej możliwie najszybciej sprowadzić odsiecz. Nie było sensu dokładać kapitan zmartwień zbędną informacją. A poza tym wtedy Truman musiałaby złamać rozkaz.
Zamknęła oczy, ale i tak nie mogła zapomnieć wyczerpania i bólu, widocznych w zdrowym oku Honor i pogłębiających się od chwili śmierci admirała, z każdą śmiercią podkomendnego. Obie wiedziały, że zginie ich jeszcze wielu. A wyczerpanie i napięcie było ceną, którą kapitan płacił za przywilej dowodzenia. Cywile i większość młodszych oficerów dostrzegała jedynie szacunek i przywileje oraz niemal boską władzę, jaką posiadał kapitan Królewskiego Okrętu. Nie zauważali drugiej strony medalu — ciężaru odpowiedzialności i świadomości, że nieuwaga czy błąd mogą i najprawdopodobniej będą kosztować życie, nie jego, ale innych, albo nie tylko jego. I o wiele gorszej świadomości skazywania własnych ludzi na śmierć, gdy nie było innego wyjścia. Ich obowiązkiem było ryzykować życie, a kapitana — prowadzić ich do zwycięstwa lub wysyłać na śmierć…
Truman nie znała co prawda większego zaszczytu niż dowodzenie Królewskim Okrętem, ale bywały momenty, gdy nienawidziła tłumu zwanego „obywatelami Królestwa” lub „poddanymi Korony”, którego przysięgała bronić, a to dlatego, że obrona ta kosztowała życie ludzi takich jak członkowie jej załogi. Albo takich jak Honor Harrington. Prawda bowiem wyglądała tak, że to nie patriotyzm, poczucie obowiązku czy inne szlachetne pobudki utrzymywały załogi na nogach w sytuacjach, gdy człowiek najchętniej padłby i zasnął tam, gdzie stał, albo opuścił ręce, usiadł w kąciku i poczekał na śmierć. Takie motywy mogły spowodować, że zaciągali się do marynarki czy korpusu w czasach pokoju i spokoju, kiedy mieli świadomość, że groźba może zaistnieć, ale jeszcze nie zaistniała. W sytuacjach kryzysowych nie zasypiali i nie opuszczali rąk mimo braku nadziei z powodu łączących ich więzi, lojalności względem kolegów i świadomości, że inni na nich liczą i od nich zależą, podobnie jak oni liczą i są zależni od postępowania pozostałych członków załogi. A czasami, choć jak na jej gust zbyt rzadko, wszystko sprowadzało się do tego, że na pokładzie była jedna osoba, której po prostu nie można było zawieść. Ktoś, co do kogo miało się pewność, że nigdy nie zawiedzie i nie pozostawi reszty własnemu losowi, a więc nie do pomyślenia było, by sami mogli zachować się wobec niej inaczej. Alice Truman wiedziała, że tacy ludzie istnieją, acz nigdy kogoś takiego nie spotkała do chwili poznania Honor Harrington. I dlatego czuła się jak zdrajca, mimo świadomości, że nie mogła postąpić inaczej. Wiedziała bowiem, że Honor jej potrzebowała.
Otworzyła oczy i wzruszyła z determinacją ramionami — cóż, jeśli Lordowie Admiralicji zdecydują się oceniać jej postępowanie zgodnie z regulaminem, skończy przed sądem wojennym za beztroskie narażanie okrętu i załogi. Zresztą nawet jeśli nie, wielu kapitanów będzie przekonanych, że ryzyko, które podjęła, nie było uzasadnione, ponieważ gdyby Apollo został zniszczony, nikt nie dowiedziałby się, że Harrington potrzebuje pomocy.
Jednak od chwili ich odlotu sytuacja w układzie Yeltsin zmieniła się i to tak drastycznie, że liczyły się tam dosłownie godziny, a to oznaczało, że komandor Truman nie mogłaby spojrzeć samej sobie w oczy, gdyby nie zaryzykowała i nie wykorzystała tej możliwości.
Interkom bipnął, nacisnęła więc przycisk połączenia.
— Mostek, kapitan, słucham.
— Blokady zabezpieczające zdjęte, skipper — zameldował Hackmore. — Ta poobijana balia jest gotowa do wyścigu.
— Dziękuję, Charlie — odparła z ulgą, sprawdzając dane na ekranie manewrowym. — Przygotuj się do wejścia w nadprzestrzeń za osiem minut.
ROZDZIAŁ XXIX
Alfredo Yu miał świadomość, że powinien się skupić na raporcie dotyczącym przeglądu i stanu emiterów promieni ściągających okrętu, ale wpatrywał się w litery niewidzącym wzrokiem. Coś w reakcji fanatyków niepokoiło go i fakt, że nie potrafił powiedzieć co, powodował, że był coraz bardziej rozkojarzony i zaniepokojony.