Выбрать главу

Na szczęście George był bardziej czujny. Tylko że to, co zaplanowali na wypadek próby przejęcia okrętu przez fanatyków, przewidziane było na normalny stosunek sił na pokładzie, a nie na taką sytuację. Ledwie jedna trzecia załogi rekrutowała się z Ludowej Marynarki. A z żołnierzami, których właśnie przewozili, przeciwnik miał przewagę liczebną co najmniej pięć do jednego.

Otworzył oczy, podszedł do drzwi kabiny, otworzył je i odetchnął z ulgą — na korytarzu stał na warcie kapral marines. Dał mu znak, by podszedł bliżej, i powiedział cicho:

— Marlin, idź do majora Bryana i przekaż mu, że mamy stan „Kolega 4-1”.

Wołałby co prawda nie wysyłać go osobiście, ale nie miał wyboru. Zdołał zatrzymać oficerów i większość podoficerów marines z pierwotnego składu załogi. Wszyscy zostali uprzedzeni, co oznacza ten kryptonim. Natomiast prawie połowa kontyngentu pokładowego pochodziła już z Masady i miała te same zestawy łączności. Nie ulegało wątpliwości, że oni również biorą udział w akcji, i gdyby którykolwiek usłyszał dziwną wiadomość przekazywaną przez Marlina…

Kapral zbladł, skinął bez słowa głową i pomaszerował energicznie korytarzem. Yu obserwował go, dopóki nie zniknął za narożnikiem, mając nadzieję, że dotrze na czas do Bryana, i wycofał się do kabiny.

Otworzył ścienny sejf, którego skaner ustawiony był na jego linie papilarne. Wewnątrz znajdowała się wyłącznie broń — pistolety pulserowe w policyjnych podramiennych kaburach z szelkami. Podał każdemu z obecnych broń, zdjął kurtkę i założył uprząż.

— No to siedzimy po uszy w gównie, Jim — ocenił Valentine, idąc za jego przykładem. — Nie widzę żadnej możliwości, żebyśmy byli w stanie utrzymać okręt przy takiej dysproporcji sił.

— Co oznacza, że musimy go uszkodzić na tyle, na ile zdołamy — zgodził się Yu, wkładając kurtkę mundurową.

— Zgadza się. — Valentine także nałożył kurtkę i zaczął upychać po kieszeniach zapasowe magazynki.

— Kto ma wachtę w maszynowni?

— Workman — odparł zwięźle Valentine, nie kryjąc niesmaku.

— Szkoda. — Yu pokiwał smętnie głową. — Musisz się tam jakoś dostać i awaryjnie wyłączyć reaktor. Zdołasz to zrobić, Jim?

— Spróbuję. Co prawda większość wachty to fanatycy, ale Joe Mount ich pilnuje, żeby czegoś do reszty nie schrzanili, więc jest szansa, skipper.

— Jim, nie mam prawa cię o to prosić, ale…

— Ale nie ma pan specjalnego wyboru, skipper. Zrobię, co będę mógł.

— Dziękuję. — Yu spoglądał mu przez chwilę w oczy, zabierając się równocześnie do zapięcia kurtki mundurowej, po czym zwrócił się do DeGeorge’a. — My spróbujemy dostać się na mostek. Major Bryan wie, co ma robić i…

Drzwi kabiny za jego plecami otworzyły się, więc Yu umilkł i odwrócił głowę. Stał w nich pułkownik wojsk lądowych Masady z pistoletem w dłoni, a za nim widać było czterech również uzbrojonych, tyle że w broń długą, żołnierzy.

— Co to za zwyczaje, włazić bez pukania do kabiny wyższego rangą oficera, pułkowniku?! — warknął Yu przez ramię, wsuwając prawą dłoń w rozpięcie kurtki i ujmując kolbę pulsera.

— Kapitanie Yu — pułkownik jakby nie słyszał jego słów — mam obowiązek poinformować pana, że ten okręt znajduje się od tej chwili pod do…

Yu odwrócił się i nacisnął spust. Pulser zawył jękliwie, wypluwając z siebie serię strzałek, bowiem załadowany został nie typowymi eksplodującymi pociskami, ale strzałkami o znacznie większej sile przebicia i nastawionymi na ogień ciągły. Plecy pułkownika eksplodowały stalą, fontanną krwi oraz strzaskanych kości. Padł na pokład bez jednego jęku, a strzałki tymczasem masakrowały stojących za nim żołnierzy. Ściana na wprost drzwi spłynęła krwią, a ktoś w korytarzu wrzasnął z przerażenia. Yu wypadł przez drzwi i ledwie znów znalazł się w korytarzu, ponownie otworzył ogień.

Stało tam sześciu żołnierzy wpatrujących się z osłupieniem w rozerwane pociskami ciała towarzyszy. Na widok Yu pięciu gorączkowo sięgnęło po broń, szósty zaś zrobił w tył zwrot i uciekł, co uratowało mu życie, bowiem ciała pozostałych pięciu na tyle długo powstrzymały strzałki z pulsera, że zdążył dopaść narożnika. Yu zaklął, wskoczył z powrotem do kabiny i dopadł konsoli łączności, uaktywniając system przekazujący jego głos do wszystkich głośników na pokładzie.

— Koledzy 4-1! — powiedział głośno i wyraźnie. — Powtarzam: Koledzy 4-1!

Major Joseph Bryan wyciągnął broń boczną, odwrócił się i nacisnął spust bez jednego słowa. Ośmiu żołnierzy znajdujących się wraz z nim w zbrojowni nadal wpatrywało się z głupimi minami w głośnik, gdy rozszarpały ich pociski z pistoletu pulserowego. Dopiero gdy ciała znieruchomiały na podłodze, Bryan zaklął długo i soczyście. Zastanawiał się od początku, dlaczego ten porucznik tak namolnie chciał zwiedzić zbrojownię — teraz już wiedział. Trzydzieści lat doświadczeń w roli konkwistadora Ludowej Republiki wyrobiło w nim jednak pewne odruchy — pochylił się nad trupem rzeczonego porucznika i szarpnięciem rozdarł mu kurtkę mundurową. A potem uśmiechnął się z zimną satysfakcją — wszarz miał za paskiem pistolet.

Drzwi zbrojowni otworzyły się, obrócił się więc w półprzysiadzie, lecz nim nacisnął spust, poznał kaprala Marlina.

— A ty co tu robisz, do nagłej cholery? — warknął. — Miałeś pilnować kapitana!

— Wysłał mnie do pana, zanim ogłosił alarm przez głośniki, sir. Wychodzi na to, że miał mniej czasu, niż sądził, gdy ze mną rozmawiał.

Bryan chrząknął, wstał i zabrał się do nakładania pasywnego opancerzenia kuloodpornego na mundur. Wolałby co prawda zasilaną aktywną zbroję czy bojowy skafander próżniowy, ale nie miał czasu na dokładne sprawdzenie ani wcześniejsze ich uruchomienie. Marlin poszedł za jego przykładem. Bryan skończył nakładać oporządzenie i złapał z najbliższego stojaka z bronią automatyczną krótkolufową strzelbę systemu flechette. Zdążył dołączyć do niej magazynek i przeładować, wprowadzając pocisk do komory, gdy na korytarzu rozległa się kanonada prowadzona z klasycznej broni palnej. Zakończyła się wizgiem pulserów równie nagle, jak rozpoczęła. Wycelował broń w drzwi, ale poczekał z naciśnięciem spustu. I dobrze zrobił, bowiem w drzwiach pojawił się kapitan Young.

— Mam dziewięciu ludzi, sir — zameldował bez żadnych wstępów.

— Bardzo dobrze — pochwalił Bryan, obwieszając się amunicją i analizując sytuację. Wiadomość ogłoszona przez głośniki oznaczała, iż Yu nie wierzy, by udało im się utrzymać okręt, z czym Bryan musiał się zgodzić, biorąc pod uwagę liczbę żołnierzy Masady na pokładzie. Jego własne zadanie przy tym scenariuszu było proste i jasne, tyle że spodziewał się dysponować większą liczbą ludzi do jego wykonania.

Odsunął się od stojaka z bronią, robiąc miejsce Youngowi, który wraz z pięcioma podkomendnymi zaczął wkładać oporządzenie kuloodporne. Pozostała czwórka zajęła pozycje na korytarzu, osłaniając dojście do zbrojowni. Uzbrojeni byli w garłacze, jak popularnie zwano strzelby systemu flechette, podane przez kolegów będących już wewnątrz.

— Wezmę Merlina i czterech pańskich ludzi, kapitanie Young — zdecydował Bryan. — Ma pan utrzymać się tu trzydzieści minut albo do usłyszenia mojego rozkazu. Tylko nie życzę sobie żadnych martwych bohaterów: jeżeli nie będzie pan w stanie dłużej tu siedzieć, proszę mnie o wszystkim powiadomić przed opuszczeniem zbrojowni. I niech pan dopilnuje, żeby nic nie dostało się w ręce tych świrów.

— Tak jest, sir — wyprężył się Young. — Hadley, Marks, Banner, Jancowitz, idziecie z majorem Bryanem.

Wymienieni przytaknęli, nie przestając obwieszać się bronią i amunicją. Bryan poczekał, aż skończą, nim wyprowadził ich na korytarz.