Honor uważała, że ma rację — tylko jej obecność dawała szansę zwabienia w pułapkę kogoś, dla kogo własne bezpieczeństwo było sprawą najważniejszą, i kto spodziewał się, że dla innych mających władzę również jest to kwestia priorytetowa. Teraz nie miała zresztą czasu na przekonywanie LaFolleta — musiała się skupić na przekonaniu wariata.
— Ujmując rzecz skrótowo, zgadza się — odparł Warnecke.
— Doskonale. Propozycja wygląda następująco: pozwolę panu i wybranym przez pana ludziom wejść na pokład statku remontowego, ale dopiero gdy moja grupa abordażowa zniszczy wszystkie jego systemy łączności — uśmiechnęła się, widząc, że zaczął słuchać jej z uwagą. — W ten sposób nie będzie pan w stanie oszukać mnie w ostatniej chwili, prawda?
— Pani żartuje! — pierwszy raz zaczął być naprawdę zły i nie ukrywał tego. — To będzie oznaczało zdanie się na pani łaskę i niełaskę. Nie wsiądę na statek tylko po to, by robić za ruchomy cel!
— Trochę cierpliwości, panie Warnecke, cierpliwości! Kiedy moi ludzie załatwią system łączności, wyśle pan na pokład swoich, ale pan i nie więcej niż trzy inne osoby, które pan wybierze, wejdziecie na pokład nieuzbrojonego promu przycumowanego do kadłuba statku, gdzie dołączę do pana ja wraz z trzema moimi oficerami. Nadajnik promu będzie oczywiście sprawny, więc będzie pan mógł wysłać sygnał detonujący ładunki w każdej chwili. Następnie moi ludzie zajmą się nadajnikami dalekiego zasięgu wszystkich jednostek dokujących na pokładzie hangarowym, a gdy zameldują mi, że skończyli, pozwolę, by statek remontowy opuścił orbitę. Na pokładzie promu będzie pan miał także krótkodystansową radiostację o zasięgu pięciuset kilometrów, zasięg sprawdzą moi ludzie wraz z pańskim personelem na statku. Kiedy zameldują oni panu, że wszyscy moi podkomendni opuścili pokład, skieruje pan statek ku granicy wejścia w nadprzestrzeń, ale pozostanie pan na pokładzie promu. Zakładając, że w drodze nie wydarzy się nic nieprzewidzianego, gdy dotrzemy do granicy, będzie pan mógł wraz z osobami towarzyszącymi przejść na pokład statku, a ja wraz z moimi oficerami odcumujemy prom i wrócimy na nasz okręt, odbierając panu w ten sposób ostatnią możliwość zdetonowania ładunków. Ponieważ prom będzie nieuzbrojony, nie będziemy w stanie przeszkodzić panu w żaden sposób w odlocie i wejściu w nadprzestrzeń.
Skończyła i przyglądała się mu z wyrazem uprzejmego zainteresowania.
Cisza ciągnęła się kilkadziesiąt długich sekund.
— Interesująca propozycja, kapitan Harrington — ocenił w końcu Warnecke. — Choć nie uchodzi podejrzewać niewiasty i to jeszcze oficera o oszustwo, to jestem z natury podejrzliwy, więc proszę mi odpowiedzieć, co stanie na przeszkodzie, by pani grupa abordażowa, niszcząc nadajniki, podłożyła przy okazji ładunek, który zniszczy mój statek, gdy pani odcumuje? Nie byłoby to dla mnie miłe zakończenie.
— Pańscy ludzie mogą nadzorować wszystkie działania moich. Moi naturalnie będą uzbrojeni i wszelki opór skończy się użyciem siły, ale pańscy, jak podejrzewam, też nie są całkowicie bezbronni, a poza tym nie muszą stawiać żadnego oporu, tylko patrzeć moim na ręce. Jeżeli powiedzą panu, że założono bombę, naciśnie pan guzik i ładunki eksplodują.
— Fakt — zgodził się Warnecke, gładząc się po brodzie. — Następna kwestia to sprawa liczby ludzi na pokładzie promu. Doceniam pani ofertę wystąpienia w roli zakładnika na dowód uczciwych intencji, ale chce pani mieć ze sobą trzech oficerów. Czterech uzbrojonych wojskowych w podobnych okolicznościach może wykazać nierozsądną skłonność do bohaterstwa, a to by mi nie odpowiadało.
— Może i nie, ale muszę w jakiś sposób dopilnować, by nie mógł pan zdetonować tych ładunków, korzystając z pokładowego nadajnika promu.
— Fakt — powtórzył i uśmiechnął się leniwie. — Jednakże sądzę, że będę się upierał, byście państwo przybyli nieuzbrojeni.
— Niemożliwe! — warknęła, niczym nie zdradzając, że była na to przygotowana. — Nie mam zamiaru dostarczyć panu czterech kolejnych zakładników.
— Obawiam się, że nie ma pani wyboru. A poza tym jakże to tak? Gdzie odwaga wojownika? Gdzie gotowość, by zginąć za przekonania?
— Zginąć za przekonania to jedno, a zginąć i pozwolić panu wysadzić te ładunki to coś zupełnie innego.
— W takim razie mamy impas. A szkoda: pomysł wyglądał naprawdę miło…
— Zaraz — poleciła i zaczęła maszerować w tę i z powrotem, starając się wyglądać na ciężko rozmyślającą.
Warnecke rozsiadł się wygodniej i obserwował ją, bawiąc się detonatorem i pogwizdując sobie radośnie. Sekundy płynęły wolno i nieubłaganie. W końcu Honor zatrzymała się, spojrzała w kamerę i oznajmiła to, co wcześniej postanowiła i co spotkało się z takim sprzeciwem, nie tylko LaFolleta.
— Dobrze, nie będziemy mieli broni, co pańscy ludzie będą mogli sprawdzić, ale kulturalnie i delikatnie. Moja grupa abordażowa będzie jeszcze wtedy na pokładzie promu przed zniszczeniem radiostacji pojazdów na pokładzie hangarowym i jeden z moich ludzi umieści następnie ładunek wybuchowy na kadłubie promu. Wystarczająco silny, by zniszczył oba statki.
— Ładunek wybuchowy?! — zdenerwował się Warnecke.
— Pan będzie miał swoje na planecie, ja będę miała swój za ścianą. Ładunek będzie zaprogramowany tak, by eksplodował na sygnał z tego okrętu, a ja będę pozostawała z nim w stałej łączności. Jeśli ta łączność zostanie przerwana, mój zastępca odpali ładunek, niszcząc pański statek, pana i mnie.
Warnecke zmarszczył brwi, myśląc intensywnie, a Honor zmusiła się do spokojnego czekania z obojętną miną. W jej propozycji była jedna luka, o której doskonale wiedziała, a co więcej spodziewała się, że Warnecke także ją zauważy. Zakładając, że słusznie oceniła jego osobowość, powinien ją wykorzystać… wręcz musiał ją wykorzystać. A jego zaskoczenie, gdy się zorientuje, że nie będzie jednak w stanie tego zrobić, powinno pomóc jej w wykonaniu tego, co naprawdę zamierzała.
— To mi się podoba — ocenił w końcu Warnecke i zachichotał. — Zastanawiam się, czy w czasie podróży nie mielibyśmy czasu na małą partyjkę pokera… Ciekaw jestem, jak pani żyłka hazardzistki objawia się przy grze w kartach.
— Nie jestem hazardzistką, panie Warnecke, i nie grywam w karty. Może pan zabić wszystkich tych ludzi na planecie, może pan także zabić i mnie, ale tylko jeśli będzie pan także gotów zginąć. Jeśli nie wydarzy się nic… nieprzewidzianego, przesiądzie się pan na statek powiedzmy na dziesięć minut przed dotarciem do granicy wejścia w nadprzestrzeń, a ja i moi oficerowie odlecimy, zabierając pański nadajnik i ładunek wybuchowy.
— Proszę, proszę… — mruknął Warnecke, po czym skinął głową. — Doskonale, kapitan Harrington. Umowa stoi.
ROZDZIAŁ XXXII
Ustalenie wszystkich szczegółów technicznych zajęło całe godziny, ale podstawy pozostały takie, jakie Honor zaproponowała. Ciężko było słuchać złośliwych uprzejmości Warnecke’a i ustępować w pewnych drobnych kwestiach, by postawić na swoim w tych, które były naprawdę istotne, ale mogła to ścierpieć, bowiem w całych tych skomplikowanych negocjacjach był jeden drobiazg, na który Warnecke nie zwrócił uwagi. Drobiazg niezwykle zresztą istotny: nigdy nie powiedziała, że zamierza puścić go wolno. Na każdym etapie dodawała swoje komentarze do warunków na zasadzie: jeżeli przyjmie jej warunki i jeżeli wypełni wszystkie tak, jak uzgodniono, wówczas będzie mógł odlecieć. Równocześnie stworzyła mu okazję, z której musiał skorzystać, a ona zamierzała dopilnować, by przez to nie wypełnił wszystkich warunków. A o dobrej woli stron nie było mowy ani razu…