Выбрать главу

Najpierw przez śluzę przeszedł LaFollet, potem Honor, a na końcu Candless i Mattingly. W przedziale pasażerskim promu oczekiwało ich czterech ubranych w skafandry próżniowe piratów.

Warnecke siedział na fotelu tuż za kabiną pilotów, a na kolanach miał nadajnik — był większy niż ten, którym bawił się w czasie negocjacji, ale było to uzgodnione — musiał mieć większy zasięg, by móc wysłać sygnał z orbity. Cała czwórka uzbrojona była w pulsery, a dwaj mieli dodatkowo krótkolufowe strzelby systemu flechette. Czwarty, ze stylizowanymi srebrnymi skrzydełkami pilota na prawej piersi skafandra, stał zaraz przy wejściu — najwyraźniej jego zadaniem było sprawdzenie, czy przeciwnicy nie mają przy sobie broni. Czerwony z wściekłości LaFollet został zrewidowany, nim Honor stanęła na pokładzie, a uśmiechnięty radośnie pilot wyciągał ku niej ręce, gdy oznajmiła lodowato:

— Trzymaj łapy przy sobie albo ci je połamię — nie podniosła głosu, ale ciął on niczym bicz. Nimitz wyszczerzył kły.

Mężczyzna zamarł, a Honor spojrzała wymownie na Warnecke’a.

— Zgodziłam się na sprawdzenie, czy nie mam broni, nie na obmacywanie mnie przez jednego z pańskich zboczeńców.

— Pyskata jesteś, paniusiu! — warknął jeden z ochroniarzy. — Uważaj, żebym cię nie rozsmarował po całej ścianie tą zabawką!

— Proszę uprzejmie, twój szef doskonale wie, co go czeka, jeśli to zrobisz.

— Spokojnie, Allen — polecił Warnecke. — Kapitan Harrington jest naszym gościem. Tym niemniej, kapitan Harrington, musi mnie pani przekonać, że nie jest pani uzbrojona.

— Ależ jestem — uśmiechnęła się zimno, unosząc prostokątne pudełko przymocowane łańcuszkiem do lewego nadgarstka.

Miało dwadzieścia dwa centymetry długości, piętnaście szerokości i dziesięć głębokości, na górnej powierzchni znajdowały się zaś trzy przyciski, klawiatura z cyframi i dwie lampki kontrolne. Obie się nie paliły.

— A cóż to takiego? — Warnecke silił się na lekki ton, ale w jego głosie słychać było napięcie.

Obaj towarzyszący mu ochroniarze natychmiast unieśli broń.

— Coś znacznie groźniejszego od tych zabawek, które macie — wyjaśniła spokojnie. — To urządzenie do zdalnego odpalania ładunku wybuchowego, nieco podobne do pańskiego, ale różni się jednym szczegółem: kiedy zostanie uaktywnione, ładunek wybuchnie, jeśli przynajmniej raz na pięć minut nie wprowadzę odpowiedniego kodu.

— Nie było o tym mowy! — warknął.

Odpowiedział mu syk Nimitza i śmiech Honor. Jego ostry dźwięk przypominał pęknięcie klingi na mrozie, ale jej oczy były znacznie zimniejsze.

— Nie było. Ale teraz nie ma pan wyboru, panie Warnecke. Może pan mnie zabić i moich oficerów także, może pan wysadzić ładunki na planecie, ale ten ładunek już jest na miejscu i będzie pan martwy dziesięć sekund po nas. Czy uważał mnie pan za kompletną idiotkę? Jesteście uzbrojeni, a my nawet nie mamy skafandrów próżniowych, nie wspominając o broni. Możecie nas zastrzelić albo rozhermetyzować kabinę: skutek będzie ten sam. Ja mogę tylko zabić nas wszystkich. Sądzę, że jest to stosowna polisa ubezpieczeniowa i sposób na rozsądne wyrównanie sił.

Warnecke miał groźny błysk w oczach, ale mięśnie twarzy już całkowicie kontrolował — uśmiechnął się nawet prawie przekonująco.

— Jest pani sprytniejsza, niż sądziłem — rzekł niemalże normalnym tonem.

— Nie sądził pan chyba, że zapomniałam o podstawowych działaniach matematycznych. Uzgodniliśmy, że prom ma oddzielić się od statku o dziesięć minut lotu przed osiągnięciem granicy wejścia w nadprzestrzeń, co oznacza, że ładunek od mojego okrętu będzie dzieliło dwanaście minut świetlnych. Ale to bez znaczenia, skoro nadajnik mam ze sobą, prawda?

— Skąd mam wiedzieć, że wewnątrz nie ukryła pani pulsera? Miejsca jest dość.

— Macie pewnie na pokładzie jakiś przenośny wykrywacz energii. Sprawdźcie poziom energii nadajnika i będzie pan miał odpowiedź.

— Doskonały pomysł. Harrison?

Pilot spojrzał bykiem na Honor i otworzył szafkę z narzędziami. Wyjął z niej ręczny skaner i przesunął urządzenie nad prostopadłościanem podsuniętym przez Honor.

— I co? — spytał Warnecke.

— Pojedyncze źródło energii mocy dziesięć woltów. Wystarczy dla nadajnika o małym zasięgu, ale to za mało jak na pulser — poinformował go zniechęcony pilot.

— Proszę wybaczyć moją podejrzliwość, kapitan Harrington. Taki charakter — przeprosił Warnecke i dodał: — Mam nadzieję, że to jedyna broń, którą pani przywiozła?

— Wszystko, co przyniosłam, widzi pan w tej chwili. Co się zaś tyczy broni… — Honor podała nadajnik LaFolletowi, posadziła Nimitza na najbliższym fotelu i zdjęła kurtkę mundurową.

Pod nią miała białą elastyczną bluzkę, może nie idealnie, ale dość ściśle przylegającą do ciała. Obróciła się i dodała:

— Widzi pan? Niczego nie mam ani na plecach, ani w rękawach.

— A miałaby pani coś przeciwko zdjęciu butów? — spytał uprzejmie. — Zaskakujące, ile zmyślnego paskudztwa ludzie potrafią tam chować…

— Jeśli panu zależy…

Honor zdjęła buty i wręczyła pilotowi, który sprawdził je z wprawą wskazującą na długoletnią praktykę, po czym oddał jej z kolejnym ponurym spojrzeniem.

— Czyste — warknął niechętnie.

Honor odpowiedziała mu złośliwym uśmieszkiem, usiadła obok Nimitza i założyła najpierw buty, potem kurtkę munduru. Wstała, zapięła ją, zabrała treecata oraz nadajnik, po czym podeszła do ostatniego rzędu foteli w rufowej części promu. Wybrała jeden, usadowiła się wygodnie, położyła nadajnik na kolanach i nacisnęła jeden z przycisków. Jedno ze światełek kontrolnych zapłonęło żółto i obaj ochroniarze Warnecke’a przyjrzeli się mu niechętnie.

Odczekała, aż Candless i Mattingly zostaną zrewidowani, i odchrząknęła.

— Jeszcze jeden drobiazg, zanim moi Marines opuszczą pokład pańskiego statku, a mój kuter odcumuje. Komandor Candless sprawdzi kabinę pilotów: nie chcemy, by ukrył się tam ktoś nadliczbowy, prawda?

— Naturalnie, że nie. Allen, idź z komandorem i dopilnuj, żeby niczego nie dotykał.

Jeden z ochroniarzy skinął głową i wraz z Candlessem pomaszerował na dziób promu. Honor i Warnecke przyglądali się sobie, stojąc na przeciwległych krańcach dziesięciometrowej kabiny pasażerskiej. Obaj mężczyźni wrócili po paru sekundach.

— Nikogo nie ma, ma’am — zameldował Candless niczym ktoś, kto całe życie spędził na Sphinxie.

Honor kiwnęła głową i powiedziała uprzejmie:

— Sądzę, że wszyscy powinniśmy usiąść, a pańscy ludzie tak, bym mogła ich widzieć. Stąd pański nadajnik ma wystarczającą moc, ale gdy oddalimy się od planety, nie chciałabym żadnych wypadków czy przypadków z nadajnikami skafandrów, których nie byłabym w stanie zobaczyć.

— Jak pani sobie życzy — zgodził się Warnecke i wskazał obu członkom ochrony fotele przed sobą.

Usiedli, obracając je tak, by znaleźć się twarzą w twarz z Honor i jej ludźmi, a pilot dołączył do nich bez zwłoki. Siedzieli więc między nią a swym chlebodawcą, blokując przy okazji jej i jej gwardzistom drogę do kabiny pilotów. Prawie natychmiast nadajnik Honor bipnął i druga lampka zaczęła pulsować czerwienią, wywołując zaniepokojenie piratów.

— Panowie wybaczą. — Honor uśmiechnęła się i wybrała dziewięciocyfrowy kod na klawiaturze.

Czerwona lampka zgasła, a Honor rozsiadła się wygodniej.

— Wszystko w porządku, ma’am? — spytał mechanik pokładowy kutra przez otwarte drzwi śluzy.

— W jak największym, bosmanmacie. Proszę przekazać pozdrowienia komandorowi Cardonesowi i major Hibson i powiedzieć im, by postępowali zgodnie z planem.