Выбрать главу

Wzięła swój nadajnik i wybrała na klawiaturze nowy kod. Zagłuszacz wyłączył się, elektromagnesy podtrzymujące ładunek przy kadłubie promu także i ładunek opadł na kadłub statku remontowego, gdzie znieruchomiał przytrzymany niewielkim generatorem promienia ściągającego. Pulsowanie żółtej kontrolki potwierdziło zakończenie operacji.

Honor wzięła w ramiona dosłownie promieniującego zadowoleniem Nimitza i przeszła, omijając trupy, do kabiny pilotów. Posadziła treecata w fotelu drugiego pilota i dobre dwie minuty przyglądała się przyrządom. Były standardowe, ale wolała się upewnić, czy przypadkiem nie zmieniono jakiegoś drobiazgu, by nie narazić się na przykrą niespodziankę. Dopiero gdy się upewniła, że jej nie ma, założyła słuchawki połączone z mikrofonem i odsunęła klapkę osłaniającą sterowanie generatorem cum. Odcumowanie od lecącej z napędem typu impeller jednostki zawsze wiązało się z pewnym ryzykiem, statek remontowy nie posiadał jednakże osłon burtowych, co ułatwiało sprawę. Włączyła interkom i uprzedziła swoich ludzi:

— Przyspieszenie za trzydzieści sekund! Przypnijcie się, bo może rzucać!

Odczekała pół minuty, wyłączyła cumy i dała pełną moc na główne dysze manewrowe. Przyspieszenie rzędu sto g błyskawicznie rozłączyło obie jednostki, a pokładowy kompensator bezwładnościowy zawył pod obciążeniem. Zrobił, co mógł, ale bez ekranu nie dał rady do końca zneutralizować skoku ciążenia i dwadzieścia g wcisnęło wszystkich w fotele. Prom jednak poleciał prosto ku przerwie między ekranami z przyspieszeniem jednego kilometra na sekundę kwadrat, co w zupełności wystarczyło, by znalazł się poza ich zasięgiem, nim zaczęły się zbliżać na rufie. Ledwie to nastąpiło, Honor zmniejszyła ciąg do pięćdziesięciu g, kładąc równocześnie prom w skręt i oddalając się łagodnym łukiem od statku remontowego. Po około minucie lotu włączyła radiostację.

— Statek piracki, tu kapitan Honor Harrington — oznajmiła chłodno. — Wasz przywódca jest moim więźniem, a wy macie na kadłubie ładunek nuklearny o mocy dwustu kiloton. Jego zdalny detonator mam ja i użyję go, jeśli nie zawrócicie i nie skierujecie się ku Sidemore. Macie minutę na rozpoczęcie manewru!

Prom oddalił się wystarczająco, by można było włączyć napęd główny, toteż Honor wyłączyła silniki manewrowe i uruchomiła impellery, zwiększając natychmiast przyspieszenie do czterystu g. Kiedy upłynęło pół minuty, zmieniła lekko kurs, by swobodnie obserwować oddalający się statek remontowy, i oznajmiła rzeczowo:

— Zostało wam trzydzieści sekund!

Piraci nadal lecieli starym kursem — najwyraźniej albo nie wierzyli, że mówi prawdę, albo uznali, że nie mają nic do stracenia.

— Piętnaście sekund! — poinformowała ich beznamiętnie.

I sięgnęła po nadajnik.

— Dziesięć sekund.

Spolaryzowała wszystkie okna i ustawiła się burtą do nie zmieniającego kursu statku remontowego.

— Pięć sekund! — przeniosła spojrzenie na ekran radaru. — Cztery… trzy… dwa… jeden…

Wcisnęła środkowy przycisk na górnej powierzchni nadajnika i statek remontowy wraz z załogą zmienił się w ognistą kulę.

ROZDZIAŁ XXXIII

Ginger Lewis obserwowała, jak jej sekcja pomaga załodze toru numer trzy wmanewrować kolejny zasobnik do ładowni. Zasobnik był mniejszy od kutra, ale większy od pinasy, a zaprojektowano go, mając na uwadze jak najskuteczniejsze użycie bojowe, a nie jak najprostszą obsługę techniczną, toteż stawiał momentami bierny opór. Fakt, że Wayfarer był jednym z czterech pierwszych okrętów wyposażonych w torowy system wyrzutni, także miał znaczenie, gdyż wszystkiego musieli uczyć się od podstaw. Ponieważ zasobnik kosztował trzy miliony dolarów, logiczne było odzyskiwanie ich po każdym wykorzystaniu, poza tym nie wiadomo było, ile ich jeszcze będzie potrzebnych do końca rejsu, a na jakiekolwiek uzupełnienia nie mieli co liczyć.

Co w żaden sposób nie ułatwiało zadania obsłudze technicznej.

Kutry komandor Harmon odzyskały wszystkie zasobniki poza trzema, co było nadzwyczajnym osiągnięciem, biorąc pod uwagę, jak trudno wykrywalne były one dla radarów. Szukanie ich w przestrzeni przypominało poszukiwania przysłowiowej igły w stogu siana i Ginger zastanawiała się, dlaczego nikt nie wpadł na to, by zamontować na nich proste nadajniki uruchamiane sygnałem nadanym z okrętu po zakończonej walce.

Dwadzieścia siedem odzyskanych przyholowano do Wayfarera i reszta należała już do ubranych w skafandry próżniowe ekip maszynowych i taktycznych. Najpierw, jak zwykle, sprawdzono ich stan — dwa okazały się zbyt poważnie uszkodzone, by można je było naprawić we własnym zakresie i kapitan nakazała je zniszczyć, zaś dwadzieścia pięć było w pełni sprawnych i nadających się do ponownego załadowania. Można to było zrobić jedynie, zanim zasobnik znalazł się już na torach wewnątrz ładowni, a sprawę utrudniał fakt, że Wayfarer został wyposażony w najnowszą wersję rakiet Mk27 model C, ważących sto dwadzieścia ton w ciążeniu wynoszącym jeden g. Nawet w stanie nieważkości oznaczało to dużą masę, a więc i dużą inercję, a przy tym każda miała piętnaście metrów długości. Dlatego też ładowanie ich do zasobników poza okrętem było najrozsądniejsze. Utrudniało to, co prawda, późniejsze umieszczenie pełnego zasobnika na torach, ale w sumie ułatwiało całą operację.

Robota była ciężka i wyczerpująca, a trwała już osiemnaście godzin. Była to trzecia wachta Ginger, która zaczęła się poważnie martwić stanem przemęczenia ludzi — zmęczony człowiek ma większą szansę zrobić coś głupiego lub niebezpiecznego, a jej zadaniem było pilnować, by nic podobnego się nie wydarzyło.

Odeszła od wrót ładunkowych, by mieć lepszy widok na ekipę torową naprowadzającą kolejny zasobnik na tory. Wszyscy byli w pancernych skafandrach i używali przenośnych generatorów promieni ściągających i odpychających. Każdy z nich wyglądał jak nieco większa ręczna wyrzutnia rakiet i miał udźwig do tysiąca ton. Pomimo zmęczenia ekipa pracowała sprawnie i zgranie, co najlepiej świadczyło o postępach w wyszkoleniu i morale dokonanych od czasów pobytu w systemie Schiller. Morale załogi było doskonałe, czemu trudno było się dziwić — najpierw pokonali piracki niszczyciel i lekki krążownik, a przy okazji zdobyli lekki krążownik Ludowej Republiki, potem zniszczyli cztery ciężkie krążowniki, a na koniec kapitan Harrington ujęła po strzelaninie najbardziej poszukiwanego masowego mordercę w dziejach Konfederacji. I posłała z tysiąc piratów prosto do piekła, ratując przy tym populację całej planety przed zniszczeniem. Całkiem nie najgorzej jak na krążownik pomocniczy.

Ginger uśmiechnęła się, przypominając sobie przybitego przydziałem na Wayfarera Aubreya — cóż, okrętem liniowym Q-ship na pewno nie był, ale niewiele okrętów liniowych mogło się poszczycić takimi osiągnięciami w jednym rejsie. Zwłaszcza dziewiczym!

Jak zwykle myśl o Aubreyu spowodowała przypływ niepokoju, choć mniejszego niż dotąd. Coś się działo, coś związanego z nim i ze Steilmanem, tylko nie do końca wiedziała co, jako że nie do końca była jeszcze „swoja”, toteż nie cieszyła się pełnym zaufaniem pozostałych starszych podoficerów i nie znała wszystkich krążących w tym środowisku „wewnętrznych informacji”, potocznie zwanych plotkami. Wiedziała tylko, że udział w tym czymś biorą Harkness i Hallowell, do których żywiła ogromny szacunek. Widziała też zmiany zachodzące w Aubreyu — nadal się pilnował, ale teraz była to ostrożność, a nie śmiertelne przerażenie, no i przestał być chudy, a zaczynał mieć tu i ówdzie mięśnie. Tego ostatniego do końca nie była pewna, jako że kombinezony nie należały do specjalnie obcisłych, a przy prolongu w młodym wieku rozwój fizyczny bywał zróżnicowany w zależności od organizmu. Aubrey miał ponad dwadzieścia lat, ale wyglądał dotąd na zagłodzonego szesnastolatka; teraz zaczynał wyglądać jak wysportowany siedemnastolatek. Chłopak, którym się dotąd opiekowała, dorastał i stawał się całkiem seksownym mężczyzną.