Honor nie odzywała się przez dobrą minutę. Jej oczy przypominały roztopiony lód. Morale i wyniki wyszkolenia załogi były naprawdę dobre, by nie rzec doskonałe, co byłoby leciutką, ale jednak przesadą. Załoga zgrała się, tworząc prawie jednolitą całość, i była dumna z własnych osiągnięć, a ona sama dopilnowała, by wszyscy wiedzieli, że także jest z nich dumna.
Największe postępy wykazała załoga maszynowni, ale wszystkie działy znacznie się poprawiły. Ostatnio ani bosman, ani profos nie mieli większych kłopotów i wszystko zaczynało wreszcie wyglądać normalnie…
A tymczasem ktoś z zimną krwią zrobił, co mógł, by zamordować członka jej załogi i to w sposób najgorszy z możliwych. Niewiele osób spośród załóg regularnie latających po galaktyce przyznałoby się do tego, ale największym koszmarem każdego z nich, niezależnie od wieku, stopnia czy narodowości, była perspektywa samotnego zagubienia się w przestrzeni bez łączności i bez szans na ratunek. Zawodowym koszmarem było unoszenie się w jeszcze działającym skafandrze i czekanie, kiedy wyczerpie się energia albo zapas powietrza…
A właśnie taką śmierć jakieś bydlę zaplanowało dla Ginger Lewis.
Honor była wściekła z dwóch powodów — po pierwsze dlatego, że ktoś chciał zabić Lewis w ten sposób, po drugie dlatego, że miała świadomość, iż to jej wina. Ani przez moment nie wątpiła, że jest to sprawka Steilmana, a to, że nadal mógł robić podobne rzeczy, było wyłącznie jej winą. Do jej bowiem obowiązków należało zajmowanie się takimi przypadkami jak on i to bez oglądania się na karierę Tschu czy przyszłość Wandermana. Za pierwszym razem, gdy Steilman pokazał, co potrafi, powinna rozgnieść go jak pluskwę, używając najskuteczniejszego z istniejących sposobów. Pozwoliła odwieść się od tego, ba, nawet miała ochotę zobaczyć, jak Wanderman wyrówna z nim rachunki, i mając na względzie jego, zapomniała o Lewis, która także naraziła się Steilmanowi.
Prawy kącik jej ust zaczął rytmicznie drgać i Rafe Cardones przygotował się na najgorsze, doskonale wiedząc, co ten tik oznacza. A potem zrozumiał, że Honor jest bardziej wściekła, niż sądził, gdy usłyszał jej spokojny, prawie naturalnie brzmiący głos:
— Co z Lewis?
— Angie uważa, że wszystko będzie w porządku, ale ja twierdzę, że miała więcej szczęścia, niż ustawa przewiduje. Mogła zostać rozgnieciona o kadłub, gdyby była odwrócona w drugą stronę, a nawdychała się tyle kwasów żołądkowych, że prawie się udusiła. I tak ma uszkodzone płuca, ale Angie twierdzi, że da sobie z tym radę. Do tego bez uprzedzenia dostała trzydzieści pięć g i leciała tak przez dwadzieścia minut, a gdyby szanujący się wąż spróbował podążyć jej śladem, złamałby sobie kręgosłup albo zawiązał się na supeł. Mówiąc krótko, ledwie żyła, kiedy pinasa ją dogoniła. Aha, jeszcze jedno: kiedy ją przywieźli, dyżur miał Tatsumi i Angie jest przekonana, że Lewis przeżyła tylko dzięki niemu.
— Rozumiem.
Honor przespacerowała się wzdłuż ściany kabiny tam i z powrotem. Obserwujący ją ze swej grzędy Nimitz obnażył kły, przecinając powietrze ogonem. Futro na karku miał nastroszone. Gotów był do skoku. Samantha, z którą przyszedł Tschu, wyglądała nieco lepiej, ale furia Honor, Tschu, i Nimitza nie pozostały bez echa — podsunęła grzbiet pod dłoń Tschu, ale jej syk był pełen wściekłości.
— Kto sprawdzał ten skafander? — spytała wreszcie Honor, odwracając się ku pozostałym.
— Nie da się tego ustalić, skipper — przyznał zmartwiony Tschu. — Już próbowałem, ale przy zasobnikach pracują trzy zmiany i przy takiej liczbie dodatkowych ludzi… oficjalnie podpisał przegląd Avram Hiroshio, jeden z moich najlepszych ludzi, ale to kwestia wprowadzenia dodatkowego programu, co zajmuje nie więcej niż pięć sekund, bo przecież nikt go tam nie pisał. A w magazynie kręciło się tyle dodatkowych osób, że mógł to zrobić praktycznie każdy, nie zwracając na siebie uwagi.
— Chcesz mi powiedzieć — Honor mówiła niebezpiecznie wolno i wyraźnie — że ktoś na moim okręcie próbował zabić członka mojej załogi, a my nie mamy bladego pojęcia kto to?
— Mogę zawęzić grupę podejrzanych, ale winnego nie znajdę. Będzie to ktoś z grupy dwudziestu, trzydziestu osób. Przykro mi, ale taka jest smutna prawda, ma’am — nie ustąpił Tschu.
— Steilman znajduje się na tej liście? — spytała rzeczowo.
— Nie, ma’am. Ale są na niej Jackson Coulter i Elizabeth Snowforth, a oboje należą do jego paczki. Ale nie potrafię udowodnić, że to któreś z nich.
— Dowody mnie nie interesują. Nie teraz — oznajmiła chłodno. — Rafe, połącz się, proszę, z profosem. Chcę, by natychmiast zamknął Coultera i Snowforth. I chcę, żeby się za nich ostro wziął.
— Rozumiem, ma’am, ale bez do…
— Na moją odpowiedzialność — przerwała mu twardo. — Ma im to powiedzieć i ma im przypomnieć, że jako wojskowym nie przysługuje im prawo do zachowania milczenia. Jedno z nich próbowało właśnie popełnić morderstwo i chcę wiedzieć które. Ma ich obrabiać tak długo, aż któreś pęknie.
— Zrobię to, skipper, ale wie pani, jak się będą bronić. Że nie chcieli nikomu zrobić krzywdy i to był tylko głupi żart, który wymknął się spod kontroli. I to o ile uda się ich złamać.
— Uda się — ton głosu Honor nie pozostawiał cienia wątpliwości i mroził krew w żyłach. — To drugi „wypadek” na pokładzie i przysięgam, że trzeciego nie będzie! Zrozum mnie dobrze, Rafe: nieważne jak, ale któreś z nich pęknie. Jeśli nie uda się profosowi, to komuś innemu. Dowiem się, kto to zrobił i kto to wymyślił. A kiedy będę wiedzieć, ten ktoś będzie gorzko żałował, że założył mundur Królewskiej Marynarki. Będzie tego żałował do końca swoich dni. Rozumiesz, Rafe?
— Rozumiem, ma’am — Cardones z trudem zapanował nad chęcią strzelenia obcasami i wyprostowania się.
— To dobrze — powiedziała tym samym co poprzednio tonem Honor.
Aubrey Wanderman znów był w izbie chorych, ale tym razem nie w roli pacjenta. Siedział przy łóżku Ginger i trzymał ją za rękę. Leżała nieprzytomna, bez ruchu, z przezroczystą maską tlenową na twarzy. Komandor Ryder przyrzekła mu, że wyliże się z tego, a tlenu będzie potrzebowała jedynie do czasu wyleczenia się płuc, częściowo spalonych kwasem. Tym niemniej wyglądała na ciężko ranną.
Wiedział, że to efekt przyspieszonego leczenia, które zawsze gasiło świadomość szybko i skutecznie, ale to niewiele pomagało. Najpierw dali jej narkozę, by wyczyścić płuca z oparów kwasu, potem naszpikowali lekami i dali przyspieszacz…
Aubrey uniósł głowę, widząc, że ktoś zatrzymał się w nogach łóżka. Był to Yoshiro Tatsumi.
— Dziękuję — powiedział cicho.
Sanitariusz wzruszył ramionami, ale widać było, że jest mu nieswojo.
— Taka moja praca, no nie?
— Wiem. Ale i tak dziękuję. To moja przyjaciółka.
— Wiem. Słuchaj, wiesz, że może mieć problemy, jak się ocknie? Straciła przytomność w trakcie tej karuzeli i jest duża szansa, że dostanie szoku potraumatycznego. Znałem kiedyś gościa, który wypadł za burtę. Naprawiał coś przy antenie radaru, a jakiś kretyn w taktycznym tego nie sprawdził i włączył zasilanie. Tak go kopnęło, że odpadł, a wyładowanie usmażyło mu radio i połowę elektroniki skafandra. Prawie dwanaście godzin trwało, nim go znaleźliśmy. Wszystko z nim było w porządku, tylko już nigdy nie wyszedł w przestrzeń. Po prostu nie mógł.