— Wiem. Ale jego maksymalne przyspieszenie jest niewiele większe niż nasze; będzie potrzebował prawie godzinę, by się zbliżyć: Hawkwing kupił nam tyle czasu. Kiedy tylko Sid się odezwie, chcę awaryjnie zejść do pasma beta. Zaryzykuję kilka salw z pościgówek, jeśli nadal nie będzie wiedział, czy możemy wykonać ten manewr i przeżyć. Chodzi mi o to, byś nie puściła żadnej z rakiet wystrzelonych do tego momentu, nie z salw burtowych.
— Rozumiem, skipper. Zrobię, co będę mogła — obiecała Ward i zabrała się do roboty.
Na początek zaprogramowała kursy trzech sond i wystrzeliła je — każda była tak zaprogramowana, by emitować aktualną sygnaturę napędu liniowca, a kursy były rozbieżne, toteż przeciwnik miał zamiast jednego celu cztery. Naturalnie nie były w stanie zbyt długo oszukać szerokopasmowych sensorów i dobrego operatora, ale w tej sytuacji decydujące mogło okazać się każde kilka minut.
— Skipper, ten frachtowiec nadal się zbliża — zameldowała i po wzmocnieniu właśnie odebranego sygnału dodała: — Należy do Imperium, ma’am.
— Co to jest, do cholery? Wormhole Junction? — warknęła Stellingetti, przyglądając się ekranowi taktycznemu swego fotela.
Ponieważ nie był duży, obiekty zdawały się być bliżej, niż rzeczywiście się znajdowały, ale nie ulegało wątpliwości, że nowa niezidentyfikowana jednostka kierowała się prosto ku jej uciekającej ofierze. Sondy zaciemniły chwilowo obraz, ale Kerebin był na tyle blisko, by zaobserwować ich odpalenie, i operatorzy zdołali śledzić je przez cały czas, tak że od samego początku wiadomo było, który cel jest rzeczywisty. Zniszczenia zredukowały przyspieszenie jej okrętu o pięć procent, ale nadal miał on w tym względzie przewagę nad liniowcem.
— A kogo mamy za rufą? — spytała.
— Sądzę, że pierwszy to Durandel, skipper. Namiar się zgadza, a przyspieszenie ma ciut za duże jak na krążownik liniowy. A za jego rufą będzie najprawdopodobniej Achmed.
— Durandel jest w zasięgu łączności?
— W tych warunkach ledwie ledwie, skipper — odezwał się oficer łącznościowy.
— Poleć mu zwolnić i wziąć na pokład nasze pinasy i wszystkich rozbitków, jakich znajdzie.
— Aye, aye, towarzyszko… to jest ma’am.
Stellingetti co prawda nie spodziewała się, by pinasy zdołały uratować zbyt wielu rozbitków z załogi niszczyciela, ale kilka kapsuł ratunkowych zdołało opuścić okręt RMN, nim uległ on zniszczeniu, a ci, którzy się w nich znajdowali, już nie byli przeciwnikami — byli garstką bezbronnych ludzi zagubionych w niewyobrażalnym bezmiarze wszechświata. Jeśli nie zostaną uratowani natychmiast, nie zostaną uratowani nigdy, a Marie Stellingetti nie chciała skazać kogokolwiek na taki rodzaj śmierci.
— Kim, do cholery, jest ten nowy, John? — spytała poirytowana.
— Sądząc po sygnaturze napędu, to frachtowiec… i do tego andermański, sądząc po kodzie transpondera.
— Andermański?! — Stellingetti potrząsnęła głową. — Pięknie! Po prostu pięknie! A po jaką cholerę andermański frachtowiec manewruje tak, by dołączyć do statku z Królestwa mającego na ogonie krążownik liniowy?
— Nie mam pojęcia, skipper. — Edwards sprawdził pewne obliczenia i dodał: — To czysty wyścig. Kapitan tego frachtowca jest dobry i dużo ryzykuje przy cywilnym typie napędu. Cel go przegania, ale dzięki kątowi, pod którym podchodzi do niego, ich kursy wyrównają się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy my znajdziemy się w maksymalnym zasięgu rakiet.
— Cholera! — warknęła z uczuciem, pierwszy raz żałując, że Reidela nie ma na pokładzie.
Skoro Komitet zwalił jej na kark szpicla, to sukinsyn powinien on przynajmniej być na miejscu, kiedy pierwszy raz byłby użyteczny. Bo ten sam Komitet z jednej strony rozkazał jej zwalczać statki należące do Królestwa Manticore i za wszelką cenę uniemożliwić im ucieczkę, by utrzymać w tajemnicy obecność Zespołu Wydzielonego, a z drugiej — chronić i pomagać wszystkim statkom zarejestrowanym w Imperium Andermańskim. A na dodatek musiała powstrzymać uciekający liniowiec pasażerski, czego z pewnością Giscard i Pritchard nie przewidywali, wydając tak kategoryczne rozkazy. Ale wydali je i wiedziała, że jeśli liniowiec nie zatrzyma się na wezwanie, będzie musiała go zniszczyć. Wiedziała też, że nigdy sobie nie daruje wymordowania kilku tysięcy cywilów… nie miał na to najmniejszego wpływu fakt, iż liniowiec był uzbrojony, więc w świetle międzyplanetarnego prawa zaliczał się do krążowników pomocniczych i mogła go legalnie rozstrzelać. Ani też to, że Informacja natychmiast to wykorzysta, jak zwykle robiąc z ofiar winnych. To ona będzie musiała codziennie spoglądać w lustro…
A druga sprawa — co miała zrobić z andermańskim frachtowcem, który będzie świadkiem masakry. Też miała go zniszczyć i wystrzelać załogę? Żeby Informacja mogła bezproblemowo rozpowszechniać swoje kłamstwa? O tym akurat rozkazy milczały…
— Połączcie się z tym frachtowcem i powiedzcie, żeby się trzymał z daleka albo nie biorę odpowiedzialności za to, co się z nim stanie! — warknęła.
— Aye, aye, skipper.
— Możemy zapomnieć o jakichkolwiek zejściach awaryjnych, skipper — oznajmił zwięźle Cheney. — Mamy dwa uszkodzone sektory na głównej linii przesyłu danych, spalony główny komputer i zapasowy po przepięciu. Siedemdziesiąt pięć procent szans, że albo komputer, albo linia wywalą w połowie manewru.
— Ile potrzebujesz na wymianę uszkodzonych sektorów? — spytała Fuchien.
— Nawet jeśli je wymienię, z komputerem nic nie zrobię.
— Wiem — zdawała sobie sprawę, że się łudzi, ale nic więcej jej nie pozostało. — Jeśli zdołamy zmniejszyć ryzyko, to…
— Moi ludzie nad tym pracują, ale to robota na dwanaście godzin. Staramy się i sądzę, że w sześć się uda, ale to i tak za długo, prawda?
— Tak, Sid — przyznała miękko.
— Przykro mi, Maggie — głos Cheneya był jeszcze łagodniejszy niż jej. — Zrobię, co będę mógł.
— Wiem.
Margaret Fuchien zmusiła się do głębokiego oddechu i wyprostowania przygarbionych ramion. Sondy nie zwiodły pościgu i za osiemnaście minut krążownik będzie miał jej statek w maksymalnym zasięgu rakiet. A przy tak uszkodzonym generatorze hipernapędu Artemis nie był w stanie wystarczająco szybko zejść na niższe pasmo, by umknąć zupełnie jego sensorom.
Spojrzała na ekran taktyczny i zmarszczyła brwi — andermański frachtowiec zbliżał się szybko i to pod takim kątem, że za niespełna piętnaście minut wyrówna kurs z kursem jej statku. Co prawda nie zdoła długo dotrzymać kroku Artemis, nawet biorąc pod uwagę uszkodzenia napędu liniowca, ale w chwili, gdy ich kursy się wyrównają, obie jednostki będą się poruszały z tymi samymi prędkościami. Pojęcia nie miała, dlaczego kapitan andermańskiego statku to robił, ale podziwiała doskonałość manewru i precyzję obliczeń.
— Krążownik się odzywał? — spytała na wszelki wypadek.
— Nie, skipper — padła pełna napięcia odpowiedź. Fuchien zmusiła się do uśmiechu i spokojnego rozejrzenia po mostku. Tak naprawdę nie miała żadnego wyboru: kiedy znajdzie się w zasięgu rakiet, jedynym, co jej pozostało, to poddać statek. Jakiekolwiek inne rozwiązanie byłoby szaleństwem.
— Skipper! — zawołał nagle oficer łącznościowy. — Frachtowiec nas wywołuje!
— No i spotkali się — skomentował Edwards. — I co teraz?
— Nie wiem — przyznała rozeźlona Stellingetti. — Odpowiedział chociaż na nasze ostrzeżenie?