Podczas pierwszego spotkania Harrington także miała rację. Słusznie nie dała się złamać groźbami i miała prawo nim pogardzać za użycie szantażu z tak błahego powodu jak urażona duma. Co gorsza, nawet sobie z tego nie zdawał sprawy, bo dla niego w tym momencie najważniejszy i jedyny był jego własny gniew. A to rzeczywiście było godne pogardy.
Siedział tak sam na sam z palącą świadomością, kim naprawdę się stał, i jego majątek, władza czy osiągnięcia nie miały już najmniejszego znaczenia, bowiem nie stanowiły żadnej ochrony.
Harold Sukowski szedł korytarzem, otaczając ramieniem Chris. Co prawda fizycznie w pełni doszła do siebie w czasie pobytu na Wayfarerze, a psychicznie bardziej niż śmiał mieć nadzieję, że stanie się to kiedykolwiek, ale nadal była wrażliwa i niepewna. Złośliwy humor, który stanowił od zawsze jej broń, zniknął. I dlatego starał się być blisko i osłaniać ją jak mógł przed panującym wokół chaosem.
Margaret Fuchien wysłała stewardów i cały personel kabinowy, by jako przewodnicy jak najszybciej rozładowywali tłok na galeriach i samym pokładzie hangarowym. Od tego zależało, jak szybko będą w stanie cumować następne jednostki, a więc jak szybko przebiegać będzie cała ewakuacja. A czasu nie mieli zbyt wiele.
Dlatego zator przy wylocie korytarza był czymś niedopuszczalnym i nietypowym, gdyż załoga Artemis działała jak dotąd niezwykle sprawnie. Oboje szli zaraz za Shannon Foraker zamykającą grupę oficerów-jeńców z Ludowej Marynarki pilnowanych przez samotnego Marines. Powodem nagłego zatrzymania były pełne nienawiści twarze oczekujących ich przewodników. Sprawił to widok uniformów floty wojennej, która dopiero co zniszczyła osłaniający ich niszczyciel i zabiła trzydziestu członków załogi Artemis, często ich przyjaciół i znajomych. Widząc, na co się zanosi, Sukowski przepchnął się do przodu, stając między Casletem a starszym stewardem, czyli przywódcą grupy.
— Zamknij gębę! — polecił mu lodowatym tonem, nim ten zdążył wydać dźwięk z otwieranych właśnie ust.
Rozkazujący głos i spojrzenie człowieka przyzwyczajonego do posłuchu u kogoś bez ucha i w zwykłym pokładowym kombinezonie tak zaskoczyły starszego stewarda, że zamarł z otwartymi ustami. A Sukowski, korzystając z ciszy, dodał tym samym tonem:
— Jestem kapitan Harold Sukowski.
W oczach starszego stewarda coś błysnęło na dźwięk nazwiska czwartego najważniejszego kapitana jego własnej linii żeglugowej. Zaś Sukowski ciągnął dalej:
— Ci ludzie uratowali życie moje i mojego pierwszego oficera. Odbili nas z łap piratów, którzy w systemie Telemach zajęli Bonaventure. I na każdym wykonali sprawiedliwy wyrok. A swój okręt stracili, próbując uratować inną jednostkę zarejestrowaną w Królestwie Manticore. Będą traktowani z szacunkiem należnym moim gościom. Czy to jasne, proszę starszego stewarda?
— Uh… tak jest, sir. Jak pan sobie życzy, panie kapitanie.
— To dobrze. Teraz zabierajcie nas stąd i przestańcie robić sztuczny tłok.
— Naturalnie, sir. Pan kapitan i… jego goście będą uprzejmi pójść za mną.
Mężczyzna odwrócił się, a Sukowski poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Odwrócił głowę i spojrzał prosto w oczy Casleta. Było w nich zrozumienie… i smutek.
— Ostatnia pinasa, skipper — zameldował Cardones.
Głos miał zachrypnięty od ciągłego wydawania rozkazów i znać było po nim zmęczenie. Honor naradzająca się z Jennifer Hughes uniosła głowę, słysząc jego głos, i spojrzała przypadkiem na oparcie swego fotela. Naprawdę chciałaby ewakuować także Nimitza, ale było to równie niewykonalne jak odesłanie Samanthy bez Tschu, a on był niezbędny. Nimitz zresztą i tak był w lepszej sytuacji od swej przyjaciółki — miał skafander próżniowy, a ona jedynie moduł ratunkowy, gdyż skafander był zbyt drogi dla Tschu. W tej kwestii Honor mogła mu zresztą nieco pomóc, jako że odruchowo zabrała ze sobą luksusowy model modułu, ostatni, który kupiła, nim Paul nie sprezentował jej skafandra. Był wyposażony w generator elektromagnetycznego pola siłowego i wzmocniony system podtrzymywania życia funkcjonujący znacznie dłużej niż w standardowych modułach. Za jej namową Tschu zostawił w nim Samanthę w jej kabinie, co zapewniało znacznie większą ochronę.
Choć tym razem było to i tak bez znaczenia, biorąc pod uwagę nieuchronny finał…
— Jak szybko możemy się rozdzielić? — spytała.
— W każdej chwili, skipper. — Cardones uśmiechnął się gorzko. — Ta pinasa już nie wróci. Zostały nam dwie… i naturalnie kapsuły ratunkowe.
— Naturalnie — zgodziła się ze słabym uśmiechem i wybrała numer kontroli uszkodzeń.
— Kontrola uszkodzeń, bosmanmat Lewis — rozległ się głos.
— Lewis? — zdziwiła się Honor. — A co ty tam robisz?!
— Komandor Tschu zagonił wszystkich do rufowej ładowni, ma’am. Porucznika Silvettiego także, więc pilnuję łączności do jego powrotu — odparła Lewis, całkiem zgrabnie udając idiotkę.
Honor odruchowo uśmiechnęła się szerzej.
— Dobrze, bosmanmacie Lewis. W takim razie powiedz mi, jak im idzie.
— Motory prawoburtowych drzwi się spaliły, ma’am. Muszą zostać wymienione. Dwa z lewoburtowych są sprawne, trzeci prawdopodobnie też, ale cały kabel kontrolny między wręgą 792 a rufą został zniszczony. Zakładają nowy, ale muszą usunąć złom, a rozpocząć musieli od zamocowania dwóch zasobników, które odczepiły się od toru numer cztery.
— Ile czasu zajmie im naprawa?
— Komandor Tschu ocenia, że minimum dziewięćdziesiąt minut, ma’am.
— Rozumiem. Proszę mu powiedzieć, że to nadal pilne.
— Aye, aye, ma’am.
Honor zakończyła rozmowę i spojrzała na Jennifer.
— Kiedy znajdziemy się w zasięgu ich rakiet? — spytała.
— Za dwie godziny i pięć minut.
— Ale nadal ma nas tylko na sensorach grawitacyjnych?
— Przy tej odległości i warunkach to jedyna możliwość, ma’am — w głosie Hughes nie było śladu wahania.
— Doskonale. — Honor odwróciła się do Cardonesa, który chwilowo zajął miejsce Cousinsa. — Rafe, połącz się proszę z kapitan Fuchien i przełącz rozmowę na główny ekran.
— Aye, aye, ma’am.
Dwumetrowy ekran łączności na przedniej ścianie mostka ożył, pokazując poważną twarz kapitan Fuchien.
— Już czas, pani kapitan — spokój własnego głosu zaskoczył samą Honor: być może najbardziej właśnie ją. — Proszę wysunąć się na prowadzenie: chcę, by pani statek był w całości zasłonięty naszym ekranem, gdy wyłączy pani napęd.
— Tak, milady — powiedziała cicho Fuchien.
— Jenny, wystrzel boję — poleciła Honor, nie odwracając się.
— Aye, aye ma’am.
Artemis ponownie wysunęła się przed Wayfarera, a Honor spojrzała na sternika, bosmanmata O’Halleya.
— To musi być sprytnie zrobione, panie O’Halley — przypomniała.
O’Halley skinął głową, doskonale wiedząc, co miała na myśli. Obie jednostki leciały tak blisko, że ich ekrany dzieliło zaledwie sześćdziesiąt kilometrów. Było to niezbędne, by całkowicie ukryć napęd Artemis przed sensorami krążownika liniowego. Wayfarer równocześnie jednak nadal przyspieszał, mając ponad sto g, i wystarczył najmniejszy błąd, by jego ekran zetknął się z kadłubem liniowca, gdy ten wyłączy napęd. Oznaczałoby to natychmiastowe rozprucie kadłuba i zniszczenie Artemis.
— Rozumiem, ma’am — zapewnił ją spokojnie.