Выбрать главу
* * *

— Zbliża się, skipper! — rozległ się zaskoczony głos Jennifer Hughes. — Leci z maksymalnym przyspieszeniem prosto na nas!

Honor spojrzała na ekran taktyczny, blokując do reszty uczucia, które opadły ją po śmierci Tschu. Jennifer miała rację. Choć przeciwnik nie mógł wiedzieć, że właśnie unieszkodliwił najgroźniejsze uzbrojenie Wayfarera, najwyraźniej zdecydował, że jest on tak poważnie uszkodzony, że można go dobić. Tyle tylko, że sądząc ze sposobu, w jaki się za to zabrał, zamierzał wykończyć jej okręt z broni energetycznej!

Co było posunięciem, łagodnie mówiąc, bezsensownym. Najpierw ostrzeliwał Wayfarera przez czterdzieści minut, nie wywołując żadnej reakcji, choćby w postaci jednej rakiety. Musiał więc wiedzieć, że może bezkarnie lecieć za jego rufą i nadal powoli, ale bezustannie zmieniać go we wrak. Dlaczego więc nagle zmienił taktykę?

I nagle ją olśniło — ostatni rozpaczliwy manewr musiał odsłonić przed jego sensorami boję. Teraz wiedział, że Artemis jest gdzie indziej, i chciał jak najszybciej wykończyć Wayfarera, by móc zająć się szukaniem go. Tylko takie wyjaśnienie miało sens. A skoro tak, to miała jeszcze szansę!

— Doskonale — jej chłodny sopran przeleciał przez mostek na podobieństwo wiatru przeganiającego pierwsze objawy paniki. — Skoro tak mu się spieszy, proszę bardzo. To będzie bolało, ale on nie ma pojęcia, jaką artylerią pokładową dysponujemy. Wygląda na to, Jenny, że jednak będziemy mieli okazję wykorzystać plan ogniowy „Hawkwing”!

— Aye, aye, skipper — potwierdziła z mściwą radością Hughes, zapominając o strachu.

Dobrze wiedziała, że nie skończy się na bólu, jak to ujęła Honor — Wayfarer nie miał szans przetrwać wymiany salw burtowych z minimalnej odległości z takim przeciwnikiem jak krążownik liniowy klasy Sultan. Jednostki tej klasy miały po szesnaście dział na burcie — osiemnaście, jeśli doliczyć najbardziej skrajne pościgówki na dziobie i rufie oraz po dwadzieścia wyrzutni rakiet. Podczas gdy Wayfarer na silniejszej burcie miał dziewięć wyrzutni i osiem dział. Tyle że te działa to były grasery o mocy rezerwowanej zwykle jedynie dla superdreadnoughtów. A o tym nikt na pokładzie krążownika liniowego nie wiedział.

— Jeśli utrzymamy kurs, przeleci nam za rufą. — Honor mówiła tak do Cardonesa, jak i do O’Halleya i Hughes. — Rafe, sprzęgnij ster ze swoim stanowiskiem, chcę mieć gotowe sterowanie zapasowe, jeśli stracimy główne.

Utrzymamy kurs do ostatniego momentu, a kiedy już rozpocznie atak, zrobimy ostry zwrot na prawą burtę i równocześnie obrót, tak by nasza prawa burta celowała prosto w niego, gdy będzie przelatywał pod nami. A potem przelecimy mu za rufą i skopiemy mu tyłek. Jasne?

Cała trójka kiwnęła głowami.

— Jenny, dopilnuj komputerów — dodała cicho Honor. — Będziemy mieli tylko jedną szansę.

* * *

— Kontynuuje manewr — zameldowała Pacelot.

Holtz jedynie pokiwał głową. To potwierdzało wcześniejszą ocenę stanu przeciwnika — gdyby Q-ship miał z czego strzelać, zwróciłby się którąkolwiek burtą w stronę Achmeda, gdy ten się do niego zbliżył. Skoro tego nie zrobił, to jego kapitan mógł liczyć jedynie na to, że uda mu się dokończyć pętlę, dzięki czemu cały czas pozostanie zwrócony ekranem do Achmeda przelatującego poniżej. Było to mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę różnice mas, ale nawet jeśli mu się uda, jedynie odwlecze koniec. Tego typu parodia walki kołowej mogła mieć tylko jedno zakończenie, gdyż między uczestnikami była zbyt duża dysproporcja mas, i prędzej czy później — a raczej prędzej — zwrotniejszy Achmed znajdzie się w dogodnej do strzału pozycji.

— Atakujemy zgodnie z planem, Helen — polecił Holtz.

Wreszcie będzie miał okazję pomścić Kerebina.

* * *

— Już prawie! — powiedziała uspokajająco Honor, obserwując zmniejszającą się błyskawicznie odległość wyświetlaną w rogu ekranu taktycznego.

Przez moment przyglądała się, jak krążownik liniowy zaczyna się obracać ku Wayfarerowi prawą burtą, po czym przeniosła wzrok na O’Halleya i Cardonesa. I wiedziała, że ostatni manewr w jej karierze będzie perfekcyjny… nawet jeśli nie pozostanie nikt, kto będzie o tym pamiętał.

Po żadnej ze stron.

— Dobrze… — mruknęła. — Trzymać… jeszcze… Teraz!

* * *

Achmed nadleciał dokładnie w chwili, w której sternik O’Halley wykonał rozkaz Honor.

Wayfarer szarpnął się, zupełnie jakby próbował sprzeciwić się manewrowi oznaczającemu zagładę, ale wykonał go, kładąc się w ciasny skręt i obracając prawą burtą do przeciwnika.

I przez króciutki moment oba okręty miały idealną możliwość ostrzelania przeciwnika. W tym zbyt krótkim dla człowieka przedziale czasu komputery artyleryjskie obu oceniły szansę i uaktywniły zapisane w pamięciach programy ogniowe ułożone z myślą o podobnej ewentualności.

Odległość wynosiła zaledwie dwanaście tysięcy kilometrów, gdy lasery, grasery i rakiety zmieniły przestrzeń dzielącą obie jednostki w wycinek piekła, w którym szaleją rozwścieczone demony.

Achmed zatoczył się, gdy pierwszy promień grasera bez trudu przebił się przez jego osłonę burtową. Burty krążownika liniowego chronił ponad metrowej grubości pancerz — najtwardszy spiek ceramik, kompozytów i metali, jaki człowiek nauczył się dotąd wytwarzać a promień grasera przeniknął przezeń z lekceważącą łatwością. Nie skończyło się tylko na wybiciu dziury. Dzięki ruchowi obu okrętów względem siebie zrobiło się długie, poszarpane cięcie przypominające cios, którym patroszy się złapaną rybę. Z rozprutej na przestrzeni wielu metrów burty z wyciem uleciało powietrze, szczątki i ludzie.

A to był dopiero pierwszy z ośmiu promieni. Każdy graser trafił, a nikt na pokładzie krążownika liniowego nie spodziewał się podobnego uzbrojenia po statku pułapce. Wszystkie kanały wypełniły rozpaczliwe wrzaski umierających. A w ślad za graserami nadleciały rakiety, detonując tuż przy burtach i powiększając zniszczenia promieniami impulsowymi głowic laserowych. Działobitnie i wyrzutnie eksplodowały jedna po drugiej, potężne przepięcia paliły linie przesyłowe, topiły stanowiska kontrolne i wysadzały generatory, a sięgająca głęboko w kadłub śmierć niszczyła wszystko na swojej drodze. Dziobowy pierścień napędu eksplodował, gdy jeden z graserów trafił prosto w generatory. Eksplozja zmiotła dziobowe sto metrów kadłuba, zmieniając kolejne kilkadziesiąt w porozrywane i poskręcane szczątki. Wszystkie trzy reaktory wyłączyły się automatycznie, a w całym okręcie zatrzasnęły się hermetyczne grodzie. W większości przypadków nie miało to znaczenia, gdyż pomieszczenia, które odcinały, już wcześniej zostały pozbawione powietrza, jako że grasery biły z tak małej odległości, że przestrzeliwały kadłub na wylot. Strzaskany, podziurawiony wrak pozbawiony kontroli i energii oddalał się, bezradnie wirując, z pola bitwy.

Ale Achmed nie zginął samotnie.

Wayfarer wystrzelił ułamek sekundy wcześniej, ale sam stał się zaraz potem celem, a w przeciwieństwie do krążownika liniowego nie miał opancerzenia ani konstrukcyjnego podziału na dużą liczbę hermetycznie odcinanych w przypadku uszkodzeń przedziałów. Projektowano go i zbudowano jako frachtowiec, czyli jak to ktoś kiedyś określił, „próżnię obudowaną poszyciem kadłuba”, i żadne przeróbki czy modernizacje nie były w stanie tego zmienić. Działa i rakiety, które weń trafiły, były znacznie słabsze od tych, które rozpruły Achmeda, lecz przeciwko tak wrażliwemu celowi i tak okazały się upiornie skuteczne.