— Za około godzinę, ma’am — odparł nieco dziwnym tonem, toteż spojrzała nań pytająco. — Nie sama, ma’am. Jest z nią admirał White Haven, który pyta, czy może jej towarzyszyć i złożyć pani wizytę.
— Earl White Haven tutaj? — Honor zamrugała gwałtownie oczami, zaskoczona. — Podał jakiś powód tych odwiedzin?
— Nie, ma’am. Jedynie spytał, czy zechce się pani z nim zobaczyć.
— Oczywiście, że zechcę! — Honor otrząsnęła się i podała mu walizeczkę z bronią. — Wyczyścisz go, Mac? Chyba powinnam się jakoś ogarnąć i przygotować.
— Naturalnie, ma’am.
— Dzięki. I chyba lepiej będzie, jeśli powiesz Mirandzie, że potrzebuję jej pomocy.
— Już to zrobiłem, ma’am. Będzie czekać w gotowalni.
— W takim razie już tam idę — skinęła mu głową i pomaszerowała energicznie korytarzem, zastanawiając się, dlaczego White Haven nagle zapragnął się z nią zobaczyć.
Pukanie w futrynę otwartych drzwi uprzedziło Honor o przybyciu gości. Uniosła głowę i MacGuiness wprowadził ich do przestronnego, słonecznego gabinetu, w którym oprócz niej, Nimitza i LaFolleta nie było nikogo. Obecność LaFolleta nakazywało graysońskie prawo, a urzędujący zwykle wraz z nią Howard Clinkscales poleciał rano do Austin na naradę z kanclerzem Prestwickiem.
Honor wstała i obeszła biurko, wyciągając dłoń ku smukłej kobiecie w czarnozłotym mundurze Royal Manticoran Navy.
— Mike! Dlaczego mnie nie uprzedziłaś, że się tu wybierasz? — spytała, gdy ta uścisnęła jej dłoń.
— Bo nie wiedziałam, że mam ten zamiar. — Kontralt kapitan Henke pełen był ironii.
Mike Henke była kuzynką Królowej Elżbiety, o czym świadczyły wyraźne rysy rodu Winton, ale była także przyjaciółką Honor od czasów akademii. Na wyspie Saganami miały wspólny pokój i pomimo olbrzymiej przepaści społecznej pozostały zaprzyjaźnione po zakończeniu nauki.
— Właśnie dostałam przydział do 6.Floty — wyjaśniła radośnie. — A zaraz potem admirał White Haven zrobił sobie z Agni taksówkę.
— Rozumiem. — Honor ponownie uścisnęła jej dłoń i zwróciła się do wysokiego, barczystego mężczyzny w admiralskim mundurze. — Miło mi pana znów zobaczyć, milordzie.
— I mnie także, milady — odparł równie oficjalnie, lecz zamiast uścisnąć jej dłoń, schylił się i ucałował ją.
Honor poczuła, że się rumieni. Co prawda tak właśnie wyglądało poprawne powitanie graysońskie, do którego zdążyła się już zresztą przyzwyczaić, ale White Haven nie był mieszkańcem Graysona i dla niego nie była to naturalna forma. Zdawała sobie co prawda sprawę, że jako patronka stała wyżej w hierarchii społecznej niż on, ale i tak czuła się nieswojo. Spory wpływ na to miała świadomość, że jej tytuł liczył sobie sześć lat, a jego sięgał samych początków utworzenia Gwiezdnego Królestwa Manticore oraz że jej gość jest jednym z dwóch lub trzech najbardziej szanowanych oficerów flagowych Królewskiej Marynarki, w której sama służyła od ponad trzydziestu lat.
White Haven wyprostował się i coś w jego niebieskich oczach błysnęło — zrozumiała, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co ona czuje, i nie dziwi go to. Nie widziała go prawie trzy standardowe lata — dokładnie od dnia, w którym opuściła HMS Nike, udając się na wygnanie — i była zaskoczona ilością nowych zmarszczek wokół jego oczu, ale nie dała tego po sobie poznać.
— Siadajcie, proszę — wskazała gestem fotele stojące wokół niskiego stolika.
Słysząc jej zaproszenie, Nimitz zeskoczył ze swej grzędy, przemaszerował przez biurko i wyciągnął do Henke chwytną przednią łapę zdecydowanym gestem.
— Miło cię widzieć, Stinker — roześmiała się Mikę, potrząsając podaną kończyną. — Spustoszyłeś ostatnio jakąś grządkę selera?
Nimitz fuknął, niedwuznacznie wyrażając swą opinię o jej poczuciu humoru, ale Honor wyraźnie wyczuła jego zadowolenie. Mieszkańcy Manticore czy Gryphona mieli tendencję do niedoceniania inteligencji treecatów, ale Mike i Nimitz zbyt długo się znali, by Henke mogła popełnić ten błąd. Doskonale wiedziała, że Nimitz dorównuje inteligencją człowiekowi, a sporą część przedstawicieli ludzkiego gatunku przewyższa i choć nie potrafi wydawać artykułowanych dźwięków, dobrze rozumie standardowy angielski i to w zakresie pojęć często obcych przeciętnemu poddanemu Korony. Teraz wzięła go na ręce i przeniosła na jedyne ustawione przy stoliku krzesło, wyjęła z kieszeni kawał selera i wręczyła mu uroczyście. Miłość do selerów była wspólna dla wszystkich treecatów, toteż Nimitz złapał smakołyk i zatopił w nim zęby, nim jego człowiek zdążył się odezwać. Honor jedynie westchnęła.
— Ledwie się zjawiłaś i już go rozpieszczasz i zachęcasz do obżarstwa! Ładnie to tak, Henke?
— Uczę się od przyjaciółek — odparła radośnie Henke.
Honor wybuchnęła śmiechem.
Hamish Alexander zaś rozparł się wygodniej w fotelu i przyglądał się im uważnie spod oka.
Ostatnim razem, gdy ją widział, Honor Harrington była świeżo po pojedynku, w którym wykonała wyrok na Youngu, co kosztowało ją karierę i omalże nie kosztowało życia, gdy ten pozbawiony honoru wszarz złamał zasady pojedynku i strzelił jej w plecy. Trafił w lewe ramię, które nadal było unieruchomione, gdy się spotkali, ale fizyczna rana była niczym w porównaniu z psychicznymi.
Wyrok był słuszny, podobnie jak zemsta za śmierć ukochanego, ale to nie mogło przywrócić Paula Tankersleya do życia. Umożliwiło natomiast jej przeżycie najgorszej straty i najtragiczniejszego okresu w życiu. Próbował temu zapobiec, wiedząc, jak pojedynek i śmierć North Hollowa, bo Young był już wówczas earlem, odbije się na jej karierze, ale nie było to właściwe. Nie powinien był się mieszać, bowiem wymierzenie sprawiedliwości było tym, co musiała zrobić — inaczej poczucie winy i bezsilności zabiłyby ją. A w najlepszym wypadku zniszczyłyby w niej to, dzięki czemu była kim była. W końcu to zrozumiał i choć żałował konsekwencji, pogodził się z nimi.
Zastanawiał się przez cały ten czas, czy ona pojęła, że zrozumiał jej motywy. Bo tego, że zdawała sobie sprawę, iż on aż za dobrze wie, co to żal i strata, był pewien. Jego żona od ponad pięćdziesięciu lat standardowych była inwalidką przykutą do wózka w wyniku wypadku komunikacyjnego. Widząc jej cierpienie, Hamish Alexander nauczył się wszystkiego o bólu, jaki zadać mogła miłość, i o stracie ukochanej osoby.
Teraz miał przed sobą nie bladą i przybitą stratą kobietę-oficera, która musiała opuścić swój okręt. Zresztą pierwszy raz widział ją nie w mundurze i był zaskoczony tym, jak dobrze Honor czuje się w graysońskim stroju. I jak majestatycznie w nim wygląda. Wątpił, by tak do końca zdała sobie sprawę, jak bardzo się zmieniła i jak dojrzała. Zawsze była doskonałym oficerem, ale teraz dzięki pobytowi na Graysonie stała się kimś więcej. Była o połowę młodsza od niego, a był świadom, że roztacza wokół siebie aurę, jaką ma naprawdę niewiele osób. Wzbudzała szacunek. Śmiała się, ale w tym śmiechu czuło się świadomość, jak głęboko może zranić smutek, żal i strata. Najwyraźniej jednak te doświadczenia zahartowały ją. I był za to wdzięczny losowi. Tak w jej imieniu, jak i w imieniu Royal Manticoran Navy. Istniało niestety niewielu królewskich oficerów jej kalibru. Chciał, by Honor wróciła do aktywnej służby… nawet za cenę przyjęcia propozycji, z którą przybył.
Honor skończyła żartować z Henke i przeniosła uwagę na admirała White Haven.
— Przepraszam, milordzie: kapitan Henke i Nimitz to starzy znajomi, ale nie powinnam była się zapomnieć. Co pana tu sprowadza, admirale?