Выбрать главу

Jakby tego było mało, flota handlowa Gwiezdnego Królestwa była czwartą co do wielkości w znanej galaktyce. Znacznie liczniejsza niż flota handlowa Ludowej Republiki, ustępowała jedynie trzem członkom Ligi Solarnej. Pod względem masy wielokrotnie przewyższała RMN, ale co ważniejsze stanowiła podstawę gospodarki i dobrobytu Królestwa. Statki do niej należące znaleźć można było wszędzie w znanej przestrzeni, gdyż poza obszarem Ligi dominowała w przewozie towarów i pasażerów. I choć statki miały znacznie mniejsze załogi niż okręty, to sama ich liczba wymagała olbrzymiej ilości ludzi.

— Podałem te liczby, milady, by lepiej zdała pani sobie sprawę ze skali problemu, o którym mówimy. Pewnie pani o tym nie wie, ale podwoiliśmy nabór do Akademii, a i tak musieliśmy powołać znacznie większą liczbę oficerów rezerwy, głównie z floty handlowej, niż byśmy chcieli. W niedalekiej przyszłości będziemy zmuszeni uruchomić przyspieszone kursy dla oficerów tejże floty bez wojskowego doświadczenia, by zrobić z nich królewskich oficerów niższego stopnia. Jak na razie dajemy sobie radę, ale jest to balansowanie na krawędzi. Cały plan rozdysponowania oficerów i załóg jest drobiazgowo opracowany i niestety przez to nader delikatny i nieodporny na próby improwizacji. Uwzględniliśmy w nim, ma się rozumieć, obsady dla krążowników pomocniczych, ale spodziewaliśmy się, że potrzebne będą dopiero za sześć miesięcy. Jak dobrze pani wie, tylko pani okręt wraz z kutrami wymaga dwóch i pół tysiąca ludzi załogi i pięciuset Marines, a łącznie okrętów tych ma być piętnaście, co daje czterdzieści pięć tysięcy ludzi, czyli prawie tylu, ilu wypożyczyliśmy Marynarce Graysona. I niestety nie mamy ich. Za sześć miesięcy będziemy mieli, w tej chwili ich nie ma.

Honor przygryzła dolną wargę — o tym aspekcie logistycznym nie pomyślała, choć powinna. Być może podświadomie obawiała się czegoś podobnego i dlatego unikała tego tematu… jakby nie było, nie stanowiło to usprawiedliwienia, a tylko wymówkę.

— Jak zła jest sytuacja, sir? — spytała w końcu.

Cortez wzruszył wymownie ramionami.

— Dla pani czterech okrętów nie jest tragiczna: w grę wchodzi tylko dwanaście tysięcy ludzi, gorzej, gdyby chodziło o wszystkie piętnaście. Niestety załogi dla tych czterech także stanowią problem i nie rozwiążę go, nie zabierając części ludzi z czynnych bojowo okrętów. Oceniam, że około jedna trzecia będzie pochodziła stamtąd, a sama pani wie, że żaden kapitan dobrowolnie nie pozbędzie się dobrych ludzi. Zrobię co będę mógł, ale i tak większość załóg będą stanowić żółtodzioby prosto po kursach albo recydywiści, których dotychczasowi dowódcy pozbędą się z radością. Kontyngent Marines to inna sprawa, będzie taki jak zwykle, czyli godny zaufania, natomiast co do załogi, skłamałbym, gdybym powiedział, że będzie taka, jaką chciałbym poprowadzić do akcji.

Honor kiwnęła potakująco głową — teraz mieszanka uczuć rozmówcy stała się zrozumiała. Piąty Lord Przestrzeni był doświadczonym dowódcą liniowym i zdawał sobie sprawę z konsekwencji tego, co jej właśnie powiedział, a co więcej, czuł się osobiście odpowiedzialny za ten stan rzeczy. Nie był, ale to nie zmieniało jego podejścia do całej sprawy.

Jej umysł tymczasem analizował problem w dziwnie teoretyczny sposób — zupełnie jakby to jej nie dotyczyło. Żaden kapitan nie miał ochoty przystępować do walki, mając źle przygotowaną i niezgraną załogę. Dotyczyło to zwłaszcza statków-pułapek, z reguły operujących samotnie. W razie kłopotów mogli liczyć tylko na siebie i to, czy przeżyją czy też nie, zależało głównie od tego, jak załoga wypełni swe obowiązki. Co gorsza, pośpiech, z jakim jej okręty zostaną wyekspediowane w drogę, oznaczał, że nie będzie mogła pozbyć się najgorszych szumowin, bowiem kiedy zostaną zidentyfikowani, będzie już za późno. Naturalnie każdy miał dokumentację dotyczącą przebiegu służby, ale prawdziwi prowodyrzy i sprawcy kłopotów zawsze są na tyle cwani, by zbytnio nie podpaść, gdyż oznaczałoby to dotkliwe kary z wydaleniem ze służby włącznie. Ich weryfikowało dopiero postępowanie, czyli czas. Była pewna, że zdoła nawet najgorszego z nich zmusić do posłuchu, ale na to także potrzebowała czasu. Podobnie jak na zgranie tych, których wadą był jedynie brak doświadczenia — oni zwłaszcza wymagali uważnego traktowania. A tego czasu nie miała…

— Przykro mi, milady — Cortez przerwał milczenie. — Zapewniam panią, że zrobimy co się da, by odsiać choć najgorsze plewy, i przyznam się, że odwlekałem to spotkanie, mając nadzieję, że któryś z członków mego sztabu wpadnie na jakieś lepsze rozwiązanie. Niestety, żadnemu się to nie udało, więc uznałem za swój obowiązek wytłumaczyć sytuację osobiście.

— Rozumiem, sir. — Honor przez moment przyglądała się Nimitzowi, którego delikatnie głaskała po grzbiecie, i ponownie uniosła wzrok, spoglądając na admirała. — Wiem, że zrobi pan to, co tylko będzie pan mógł, sir, a każdy kapitan zdaje sobie sprawę, że zgranie załogi to jego zadanie, obojętne jakich musiałby użyć metod. Damy sobie radę, sir.

Była świadoma fałszywej pewności siebie brzmiącej we własnym głosie, ale była to jedyna odpowiedź, jakiej mogła udzielić, ponieważ była kapitanem i jej sprawą było zmienić zbieraninę ludzi w zgrany, gotów do walki zespół. Robiła to już, choć jak sama przed sobą musiała przyznać, nie w tak trudnych warunkach.

— Cóż… — Cortez na chwilę odwrócił wzrok, po czym zmusił się, by ponownie spojrzeć jej w oczy. — Mogę pani dać jedno: zdołałem zebrać naprawdę dobrych oficerów i podoficerów dla pani. Co prawda niektórzy są nieco za młodzi jak na przydzielone im stanowiska, ale wszyscy mają nienaganny przebieg służby, a znaczna część służyła już pod panią. Tu jest pełna lista… jeszcze jedno: gdyby chciała pani mieć jeszcze kogoś konkretnego, nieważne, czy z oficerów, czy z członków załóg, proszę mi podać ich dane, a dołożę starań, by ich pani dostała. Nie obiecuję, że uda mi się ze wszystkimi z uwagi na czas, ale będę próbował. Jeżeli chodzi o nowy narybek, to pani okręty miały bezwzględne pierwszeństwo: na brak doświadczenia nic nie mogłem poradzić, ale dostała pani tych z najlepszymi wynikami szkolenia.

— Doceniam to, sir — powiedziała szczerze Honor.

— Zdołałem osiągnąć jeszcze coś, co, jak sądzę, panią ucieszy. Alice Truman została właśnie kapitanem z listy i przydzieliłem ją na zastępcę dowódcy eskadry i dowódcę HMS Parnassus.

Wiadomość była naprawdę miła, ale oprócz radości Honor poczuła też niepewność. Doskonale pamiętała, jak sama podchodziła do pierwszego samodzielnego dowództwa okrętu. Oficer tego kalibru co Truman, zwłaszcza jeśli właśnie dostał się na listę, co w praktyce zapewniało w przyszłości stopień flagowy, mógł uznać przydział na statek-pułapkę za policzek. I trudno byłoby mieć doń o to pretensje. Natomiast jeśli Alice będzie sądziła, że ten wątpliwy zaszczyt zawdzięcza konkretnie jej, to…

— Myślę, że powinienem dodać, iż wyjaśniłem jej dokładnie sytuację i zgłosiła się na ochotnika — dodał Cortez, jakby czytał w jej myślach. — Pierwotnie miała objąć dowództwo Lorda Eltona, ale jego naprawa przeciągnęła się o pięć miesięcy. Kiedy spytałem ją, czy zgodzi się na przeniesienie na Parnassusa, i wyjaśniłem, że będzie służyła pod pani dowództwem, zgodziła się natychmiast.

— Dziękuję, że mi pan to powiedział, sir — uśmiechnęła się z ulgą połączoną z wdzięcznością. — Kapitan Truman to jeden z najlepszych oficerów, jakich miałam okazję poznać.