— Widziałem w życiu sporo wkurzonych ludzi, ale nie do tego stopnia. Radziłbym ci przypomnieć sobie, o kogo się potknąłeś, bo wydaje mi się, że pani bosmanmat dołoży starań, by zmienić ci życie w piekło, póki tego nie zrobisz… Postąpisz, jak uznasz za stosowne, ale pamiętaj, że cię ostrzegałem.
Po wyjściu z izby chorych Ginger zatrzymała się i zaczęła myśleć. A potem wróciła i rozpoczęła poszukiwania. Znalazła go w magazynie z lekami — sprawdzał zapasy ze spisem trzymanym w ręku. Odchrząknęła — odwrócił się błyskawicznie ze spanikowanym wyrazem twarzy, ale na jej widok szybko się uspokoił. Przyjrzał się jej, przekrzywiając głowę, i powiedział:
— Bosmanmat Lewis… w czym mogę pomóc?
— To ty znalazłeś Wandermana? — upewniła się.
— Tak — odparł zwięźle.
Ginger uśmiechnęła się chłodno.
— Dobrze. Może w takim razie ty mi powiesz to, co chcę wiedzieć, Tatsumi.
— A cóż to takiego? — spytał ostrożnie.
— Doskonale wiesz, o co mi chodzi — oznajmiła chłodno. — Nie chce mi powiedzieć, kto to był, ale ty wiesz, prawda?
— Nie… — Tatsumi zawahał się. — Nie jestem pewien, co pani ma na myśli, bosmanmacie Lewis.
— No to ci powiem drukowanymi literami — powiedziała miękko. — Twierdzi, że upadł. Ty twierdzisz, że upadł, a wszyscy troje wiemy, że to bzdura. Chcę nazwisko, Tatsumi. Chcę wiedzieć, kto go tak skatował, i chcę to wiedzieć teraz!
Jej błękitnoszare oczy wbijały się w niego i Tatsumi z trudem przełknął ślinę. Napięcie rosło, szarpiąc nerwy. Tatsumi ostatkiem sił odwrócił wzrok.
— On mówi, że upadł, tak? — powiedział w końcu chrapliwie. — Więc trudno oczekiwać, żebym ja mówił coś innego, no nie? I tak zrobiłem, co mogłem.
— Nie zrobiłeś — zaprzeczyła twardo.
— Właśnie, że zrobiłem! — tym razem nie odwrócił wzroku. — Uratowałem mu życie, narażając się przy tym, ale na tym koniec. Lubię dzieciaka, ale nie będę się narażał na podobny wypadek, bo mi życie miłe i na dodatek mam własne problemy. Jak bosmanmat chce wiedzieć, kto go pobił, to proszę to wydusić z niego.
— Tatsumi, w ciągu pięciu minut możesz się znaleźć przed bosmanem albo przed pierwszym — oznajmiła tym samym tonem. — Przy twoim przebiegu służby wątpię, byś tego chciał, zwłaszcza że twoje postępowanie może zostać uznane za współudział.
Tatsumi przyglądał się jej nieżyczliwie, po czym wyprostował się.
— Pani wola, pani bosmanmat. Zrobi pani, co zechce, natomiast jeśli o mnie chodzi, tej rozmowy nigdy nie było. Jeśli wyciśnie pani z niego: kto go pobił, to może, powtarzam: może potwierdzę jego wersję. Na pewno nie zacznę pierwszy sypać nazwiskami, bo jeśli to zrobię, będę trupem. Dosłownie. Rozumiemy się? Mogę mieć nabazgrane w papierach, mogę iść siedzieć, pani wola, ale samobójcą nie jestem. I nikomu nie podam żadnego nazwiska, nawet kapitan. Przykro mi, ale tak to wygląda.
Ginger zastanowiła się — jej podejrzenia, że Tatsumi brał udział w pobiciu, okazały się błędne — widać było, że się boi, i ten jego strach nakazywał ostrożność. Na okręcie działo się coś paskudniejszego, niż podejrzewała. To nie była tylko rozgrywka między kimś a Aubreyem, musiało w tym być coś więcej. Świadczył o tym upór obu, a zwłaszcza sanitariusza, który był doświadczonym członkiem załogi, a bał się o życie. Przeciwników musiało być więcej, inaczej, wiedząc, że ma za sobą ją i bosman, Tatsumi nie zachowywałby się w ten sposób. Gdyby zeznali obaj przeciw winnemu, nie musieliby się niczym martwić — przepisy dotyczące dyscypliny na okręcie zadziałałaby ze skutecznością siekiery. Więc nie bali się sprawcy, tylko kogoś innego, a to oznaczało…
— Dobrze — powiedziała cicho. — Póki co, możesz zatrzymać swoje tajemnice, ale dojdę prawdy i nie będę jedyną, której na tym zależy. Obaj możecie gadać, co chcecie, ale porucznik Holves wie, że to nie był upadek, i napisze o tym w raporcie. A to spowoduje wciągnięcie w sprawę bosman i profosa, oficjalnie, a coś mi się wydaje, że pierwszy też nie będzie siedział bezczynnie. Przy takiej presji ktoś pęknie i jeśli jesteś w to zamieszany, lepiej się módl, żebym to ja pierwsza się o tym dowiedziała. Rozumiesz?
— Rozumiem — szepnął Tatsumi.
Ginger odwróciła się na pięcie i wyszła.
— …i tak to wygląda, pani bosman. Żaden nie chce nic powiedzieć, a ja wiem, że to nie był upadek — zakończyła Ginger.
Sally MacBride odchyliła oparcie fotela i przyjrzała się uważnie Lewis. Widać było, że bosmanmat jest wściekła. Została dopuszczona do zgranego już zespołu podoficerskiego okrętu ledwie miesiąc wcześniej, ale jak dotąd MacBride podobało się jej zachowanie. Miała dużo rozsądku, ciężko pracowała i potrafiła okazać zdecydowanie podwładnym, ale nie zmieniła się w lokalne bóstwo, by maskować brak pewności siebie i obawę, czy da sobie radę. A tego właśnie Sally najbardziej się obawiała, słysząc o nagłych awansach Maxwella i Lewis. Teraz okazało się, że bała się nie tego, czego powinna. Wściekłość Lewis była dobrze jej znanym objawem. Podoficer, który nie troszczy się o swoich ludzi, jest bezużyteczny, ale ten, który pozwoli, by wściekłość kierowała jego postępowaniem, jest prawie równie zły.
— Siadaj — poleciła w końcu, wskazując krzesło, bo do klitki zwanej biurem drugi fotel już by się nie zmieścił. — Dobra, powiedziałaś mi, co myślisz, że się wydarzyło.
Ginger otworzyła usta, lecz MacBride powstrzymała ją uniesieniem dłoni, nim zdążyła się odezwać.
— Nie powiedziałam, że się mylisz. Powiedziałam, że uważasz, że taki był przebieg wydarzeń. Czy wyraziłam się nieprecyzyjnie albo błędnie?
Zapytana zacisnęła zęby, odetchnęła i przytaknęła bez słowa.
— Tak właśnie myślałam. Tak się składa, że porucznik Holves już ze mną rozmawiał, a ja już rozmawiałam z profosem Thomasem. Zarówno porucznik, jak i ja przypuszczamy to samo co ty, ale niestety dowody nie są jednoznaczne. Porucznik Holves może stwierdzić, że w jego opinii obrażenia Wandermana są wynikiem pobicia, a nie upadku, ale nie może tego udowodnić. Jeżeli Wanderman nie powie nam, co się naprawdę stało, nie możemy nic oficjalnie zrobić.
— Nie powie, bo jest przerażony — w głosie Ginger słychać było ból. — To jeszcze dzieciak na pierwszym przydziale po kursie. Ten, który go zmasakrował, śmiertelnie go nastraszył i dlatego nie chce nic powiedzieć nawet mnie.
— Możesz mieć rację. I prawdopodobnie masz. Podejrzewam, że wiem, kto to zrobił, i rano razem z panem Thomasem porozmawiamy z Wandermanem. Ale jeśli on nic nie powie, Tatsumi też będzie milczał — i będziemy mieli związane ręce. A jeśli my nie będziemy mogli nic zrobić, to ty też.
— Co pani ma na myśli, pani bosman? — spytała odrobinę zbyt szybko Lewis.
— To, że nikt nie będzie się bawił w zamaskowanego mściciela czy tajnego agenta na moim okręcie, bosmanmat Lewis także nie — oznajmiła twardo MacBride. — Wiem, że byliście razem na kursie, i wiem, że traktujesz go jak młodszego brata. Problem w tym, że on nim nie jest. Pełni obowiązki podoficera i ty jesteś podoficerem. Już nie jesteście dziećmi, a to nie jest zabawa. Jego obowiązkiem jest zameldować o tym, co się stało. Zgadzam się, że jest młody i niedoświadczony i trzeba mu w tym pomóc, a nie tylko czekać, aż sam to zrobi. Sądzę, że w końcu nam powie, ale jak długo tego nie zrobi, nie będziesz się bawić w jego starszą siostrę, ani niańkę i powstrzymasz się przed podjęciem jakichkolwiek nieoficjalnych działań.