Jednakże czasami nie było innego wyjścia, bo nie bardzo dało się cokolwiek rozwiązać czy ratować. I tak było w tej sprawie, bo nie do pomyślenia było, aby członek załogi zdolny do pobicia współtowarzysza miał chodzić bezkarnie.
— Doceniam twoje motywy i rozumiem, że jesteś w trudnym położeniu, Rafe — przyznała, siadając w swoim fotelu — ale dochodzą do mnie wieści, które mi się nie podobają… jak choćby o zajściu w dziobowych impellerach.
Nimitz zeskoczył z grzędy, przedefilował przez biurko i usiadł wyprostowany na jej kolanach, przyglądając się Cardonesowi jasnozielonymi ślepiami. Honor podrapała go za uszami i czekała.
— Mnie one też się nie podobają, ma’am, ale chwilowo niewiele mogę zrobić. Wanderman twierdzi, że upadł i się potłukł, Tatsumi, sanitariusz, który przyprowadził go do izby chorych, twierdzi, że znalazł go na korytarzu i nic nie wie. Myślę, że obaj kłamią, ale są śmiertelnie przerażeni i póki coś się nie zmieni, wątpię, żeby któryś zaczął mówić. A jak długo nie zacznie, nie mamy podstawy do wszczęcia oficjalnych działań.
— A co na to profos?
— Thomas i kilku jego ludzi dokładnie sprawdzili miejsce „upadku”. Nietrudno je było znaleźć, bo Wanderman solidnie krwawił. Nie znaleźli nic, o co mógłby się potknąć, a ślady krwi znajdowały się dziwnie blisko ściany, a nie środka korytarza, gdzie najłatwiej o upadek. Nie znaleźli jednak niczego świadczącego jednoznacznie o napaści czy pobiciu, a on mógł się potknąć o własne nogi, jeśli się spieszył, i upaść na twarz.
— A jego żebra?
— Też mało prawdopodobne, ale możliwe — westchnął Cardones. — Rozmawiałem z Angie, jak to mogło wyglądać, i przeprowadziliśmy nawet symulację komputerową. Uważam, że samodzielnie takie łamańce byłby w stanie wykonać jedynie zawodowy akrobata, ale z drugiej strony ktoś, kto nie ma doświadczenia w padaniu, może sobie zrobić niewiarygodną krzywdę. Ja, medycy, bosman i profos uważamy, że ktoś go pobił. Bosman i ja jesteśmy przekonam, że to technik maszynowy Steilman, ale nie możemy tego dowieść. Uważamy też, że przybycie Tatsumi przerwało bicie. Zastanawiałem się, czy nie złamać Tatsumi: ma niezbyt chwalebny przebieg służby i sądzę, że wydusiłbym z niego prawdę, lecz Angie jest temu przeciwna. Twierdzi, że to najlepszy sanitariusz, z jakim pracowała, i że od chwili przybycia na okręt trzyma się z daleka od narkotyków. Podobnie zresztą jak w czasie ostatnich dwóch przydziałów. Jeśli faktycznie jest czysty, to nie chciałbym zniszczyć tego, czego udało mu się dokonać.
— A wypadek?
— Co do lekceważenia starszego stopniem nie ma cienia wątpliwości, bo było przy tym ponad dwudziestu świadków. Część co prawda ociągała się z powiedzeniem prawdy ze strachu przed Steilmanem, ale w końcu wszyscy potwierdzili słowa bosmanmat Lewis. Natomiast ze stolikiem sprawa nie jest jednoznaczna: Lewis miała doskonały pomysł, ale ludzie Thomasa nie zdołali zdjąć z dźwigni blokującej czytelnych odcisków. Udało im się uzyskać dwa nie należące do techników Lewis, ale zbyt rozmazane, by dało się je zidentyfikować. Nie ulega wątpliwości, że ktoś celowo spowodował złożenie się stolika, ale nie ma dowodu, że to Steilman.
— Ale ty jesteś przekonany, że to był on — było to stwierdzenie, nie pytanie.
— Jestem, ma’am. Nie ulega wątpliwości, że to szumowina najgorszego rodzaju, psychopata o przeszłości recydywisty. To, że Wanderman nie chce powiedzieć, kto go pobił, tylko pogarsza sprawę, bo oznacza, że Steilman ma wśród załogi kumpli o podobnej reputacji. Dlatego zastanawiałem się, czy nie zabrać się ostro za Tatsumi, ale jeśli naprawdę poradził sobie z problemami, a na to wygląda, nie chcę ryzykować, że to wszystko przepadnie przez śledztwo.
— Hmm… — Honor powoli obróciła się z fotelem, trąc czubek nosa. — Też bym tego nie chciała… ale nie będę tolerować podobnych zachowań na pokładzie. Jeśli jedynym sposobem na poznanie prawdy okaże się wyduszenie jej z Tatsumi, nie będziemy mieli wyboru. To tylko jeden człowiek, a chodzi o całą załogę.
— Wiem, ma’am i nie mając innego wyjścia, zrobię to, ale biorąc pod uwagę, jak obaj są przerażeni, wolę postępować ostrożnie. — Rafe podrapał się po nosie z nietypowym dla siebie zatroskaniem. — Problem w tym, że nie wiemy wszystkiego. Bosman podejrzewa, że Steilman ma pomocników, ale jeszcze ich wszystkich nie zidentyfikowała. Jeżeli tak jest, to nawet wsadzenie Steilmana pod byle pretekstem nie rozwiąże problemu, gdyż Tatsumi i Wanderman albo nadal się będą bali, albo któryś z tamtych dobierze się do nich przed nami. Moglibyśmy zamknąć ich obu w areszcie ochronnym, ale będzie to oznaczało eskalację, której chcę uniknąć. Tak więc chwilowo wychodzi na to, że Steilmanowi uda się wymigać.
Honor przytaknęła, nadal trąc bezwiednie czubek nosa; potem zorientowała się, co robi, i przestała, łącząc dłonie na futrze Nimitza. Lata doświadczeń w dowodzeniu pozwoliły jej zachować zewnętrzny spokój i opanowanie, lecz wewnątrz gotowała się z wściekłości. Nienawidziła serdecznie ludzi wymuszających wszystko strachem i łączących się w bandy, by doprowadzić do stanu, który opisał Rafe. W tym przypadku sytuacja wyglądała jeszcze gorzej, bo osoby te należały do jej załogi i ci, którzy już padli ich ofiarami, byli jej ludźmi. Kirka Dempseya nie znała, Wandermana zaś tak i nawet go polubiła. Zresztą to nie było najważniejsze — obowiązkiem Królewskiej Marynarki, a więc na pokładzie Wayfarera jej obowiązkiem było dopilnowanie, by nic podobnego się nie zdarzyło, a ci, którzy tego próbują, zapłacili za to. Jednak Rafe miał rację — jak długo Wanderman i Tatsumi kłamali, nie było oficjalnej podstawy do podjęcia działań, które spacyfikowałyby Steilmana ostatecznie.
Na pełne dwie minuty utkwiła niewidzące oczy w ekranie komputera, a potem odetchnęła głęboko.
— Chcesz, żebym porozmawiała z Wandermanem?
— Nie wiem, ma’am — odparł powoli Cardones. Jednego był pewien — jeśli którykolwiek z oficerów Wayfarera mógł skłonić Wandermana do powiedzenia prawdy, to właśnie Honor. Chłopak jej ufał i traktował nieomal jak bóstwo. Jeśli komuś powiedziałby prawdę, to właśnie jej. Ale mógł też nie powiedzieć — nie tylko dlatego że się bał. Powtórzył już swoją wersję „wypadku” tylu ludziom, że mogło mu po prostu być wstyd przyznać się do kłamstwa, a w tym wieku wstyd stanowił niezwykle silną motywację.
— Chciałbym wpierw spróbować czegoś innego, ma’am — powiedział po paru sekundach milczenia i dodał, widząc jej uniesioną brew: — Bosman zdecydowała, że Wanderman potrzebuje… nazwijmy to… duchowego kierownictwa, więc poprosiła mata Harknessa, by się tym zajął.
— Harknessa? — Honor roześmiała się równocześnie radośnie i złowróżbnie. — O tym nie pomyślałam… kierownictwo duchowe, powiadasz?
— Lepiej brzmi od wsparcia duchowego, ma’am. Mam tylko nadzieję, że nie weźmie sprawy w swoje ręce, bo nie o to tym razem chodzi.
Honor tego akurat się nie obawiała — gdyby Sally MacBride uznała to za najlepsze rozwiązanie, Steilman już by wyglądał, jakby nań spadła rakieta. Musiała wytłumaczyć Harknessowi co i jak zamierza osiągnąć. Wszyscy oficerowie wiedzieli, kto tak naprawdę zna i kieruje załogą każdego Królewskiego Okrętu, toteż Honor nie zamierzała ograniczać inicjatywy bosman i innych podoficerów, nawet jeśli wykraczała ona nieco ponad przeciętną. — W porządku, Rafe — zdecydowała. — Zostawię to na razie tobie i bosman, ale za lekceważenie starszego stopniem możemy go przygwoździć. Maszt kapitański dla pana Steilmana jutro. Zobaczymy, jak mu się będzie podobał powrót do technika trzeciej klasy i rozmowa ze mną. I chcę, żeby ktoś miał oko na Wandermana i Tatsumi: nie chcę, by któremuś coś się przytrafiło, nim nie zakończymy tej sprawy. Masz wolną rękę i Harkness to samo, ale jeśli Wandermanowi przytrafi się coś jeszcze albo ktoś inny będzie miał „wypadek”, to przestajemy się cackać… zupełnie.