Jeśli nie, wszystkie wizyty u niego i rozmowy miała nagrane — wraz z obietnicą surowego ukarania piratów. Kiedy okaże się, że to nie nastąpiło, nagrania te, rząd Jej Królewskiej Mości przekaże jego zwierzchnikom, o czym wiedziała z rozkazów Admiralicji. Królestwo Manticore rzadko wtrącało się w wewnętrzne sprawy Konfederacji, a nikt nie był na tyle naiwny, by liczyć na całkowitą likwidację przekupstwa wśród orędowników tejże, ale w zwyczaj weszło już zajmowanie się gubernatorami, którym udowodniono powiązania z piratami. Nawet przy tak zredukowanej liczbie okrętów Królestwo nadal miało na obszarze Konfederacji dość sił, by zgnieść każdego gubernatora, gdyby zawiodły inne środki. Do takiej ostateczności nigdy nie doszło, jako że znacznie skuteczniejsze okazywały się sankcje ekonomiczne. Jeśli rząd Konfederacji nie usunie Hagena, to Rada Handlu Królestwa po prostu wciągnie system Walther na czarną listę, co oznaczało, że nie pojawi się w nim żaden frachtowiec zarejestrowany w Gwiezdnym Królestwie. Spowodowałoby to błyskawiczny kryzys gospodarczy systemu i szybki koniec kariery gubernatora… jeśli będzie miał szczęście. Bez stanowiska bowiem przestawał być użyteczny dla wspólników, a stawał się niebezpieczny, bo zbyt dużo wiedział. Prawdopodobnie więc pozbyto by się go szybko i skutecznie, by nie stał się przypadkiem świadkiem koronnym.
Honor nie była zachwycona całą tą kombinacją, ale nie miała innego wyjścia, a fakt, że takie zakulisowe machinacje były powolne, nie oznaczał naturalnie, że nieskuteczne. Nawet jeśli Hagen przeżyje, inni będą wiedzieli, co go spotkało i dzięki komu. Naturalnie żaden nie zaprzestanie swej działalności, ale będą to robić ostrożniej, co utrudni i spowolni działania piratów. Aby zaś uzyskać ten efekt, każdy sposób był dobry.
Teraz jednak, po zebraniu wszystkich potrzebnych informacji, należało zająć się innymi bandami grasującymi po sąsiedzku. Dlatego Honor podrapała Nimitza za uszami i poleciła porucznikowi Kanehamie:
— Oblicz, proszę, kurs na system Schiller, John. Chcę odlecieć stąd nie później niż za dwie godziny.
Ginger Lewis obserwowała ćwiczenia sekcji Mata Wilsona, nadal nieco zaskoczona faktem, że je nadzoruje i ocenia zamiast w nich uczestniczyć, ale tego akurat nikt by się nie domyślił z jej zachowania czy wyrazu twarzy. Ledwie parę tygodni temu należała do tej sekcji, teraz była dowódcą Wilsona. Nie było to miłe. Ale przynajmniej nie musiała mieć do czynienia z bandą oprychów jak Bruce Maxwell.
Obsługa kontroli uszkodzeń była cywilizowana, a to, że ona sama znała robotę od podszewki, wystarczało większości z nich, tym bardziej, że gdy Wilson cicho i skutecznie pokazał, że nie ma nic przeciwko wykonywaniu jej rozkazów, wyniki osiągane przez całą wachtę systematycznie się poprawiały, co powinno stanowić dla Ginger powód do nieustającej dumy. W końcu w trzy miesiące awansowała tak wysoko, że zwykle zabiera to piętnaście lat standardowych, a sądząc z reakcji komandora Tschu i innych oficerów, najprawdopodobniej zachowa nowy stopień. Poczucie zadowolenia mącił jedynie strach o Aubreya i jej własne doświadczenia ze Steilmanem — te ostatnie jedynie wzmocniły w niej przekonanie, że ktoś wreszcie powinien z nim skończyć raz na zawsze.
Naturalnie istniała możliwość, że to, co spotkało Aubreya i sfingowany wypadek, którego była świadkiem, doprowadziły ją do paranoi, ale mocno w to wątpiła. Sekcja zakończyła ćwiczenia i Wilson spojrzał na nią pytająco, więc uśmiechnęła się z aprobatą i podeszła do centralnej konsoli, by umieścić stosowny wpis w dzienniku służby. Wachta dobiegała końca — zostało jedynie dwadzieścia minut, toteż uzupełniła wpisy, by zmiennik nie musiał tego robić za nią. Była to w sumie mechaniczna robota, dlatego też jej umysł mógł dalej analizować to, o czym rozmyślała poprzednio.
Teraz praktycznie cała załoga wiedziała, że to Steilman pobił Aubreya, a to, że uszło mu to bezkarnie, jedynie wzmocniło jego pewność siebie i zwiększyło strach, jaki budził. Kapitan miała z nim pogawędkę, po której został technikiem trzeciej klasy i odsiedział pięć dni (maksymalna kara za to, za co stanął do raportu). Każdy normalny zachowywałby się po tej rozmowie jak wcielenie cnót wszelakich, ale Steilman nie był normalny. Im więcej Ginger się o nim dowiadywała, tym bardziej była o tym przekonana. Degradację i odsiadkę przyjął nie jako ostrzeżenie, ale dowód, że uniknął kary za zorganizowanie „wypadku” Dempseya, a co gorsza, tak samo przyjęli to jego kumple, co napełniło jeszcze większym strachem wszystkich pozostałych. Wiedziała, że komandor Tschu również powiedział mu parę słów prawdy, ponieważ jednak nie towarzyszyła im kara, po Steilmanie to spłynęło, tak zresztą jak i przemowa kapitan Harrington. Twierdził, że nie jest winien niczemu poza „lekceważącym stosunkiem”, za który nawet Ginger przeprosił. I cały czas śmiał się w kułak, że znów mu się udało. Jedynym skutkiem było to, że chwilowo zarówno on jak i reszta uspokoili się, by nie wzbudzać podejrzeń, ale Ginger wiedziała, że stan ten nie potrwa zbyt długo.
To, że w końcu coś wykręci, albo razem wykręcą i skończą martwi lub zamknięci na naprawdę długo, było tak pewne jak entropia, tyle tylko że najpierw wyrządzą szkody i krzywdy, których nie da się naprawić — i to ją właśnie martwiło. Chyba, że wcześniej zostaną tak ustawieni, że będą się bali kichnąć. Im wcześniej zresztą, tym lepiej, ale bez oficjalnego zeznania Aubreya…
Poczekała, aż porucznik Silvetti zda wachtę porucznikowi Klontzowi, przekazała obowiązki swojemu zmiennikowi, bosmanmatowi Jordanowi i wyszła na korytarz, kierując się do swojej kabiny. Musiała znaleźć jakiś sposób, by Aubrey powiedział prawdę, a nie pozostawał głuchy na głos rozsądku. Dobrze przynajmniej, że nie plątał się już samotnie po korytarzach, toteż było mało prawdopodobne, by Steilman szybko znalazł okazję, by go ponownie stłuc. Był to miły objaw instynktu samozachowawczego, ale nie rozwiązanie sprawy. Poza tym Aubrey nawet nie chciał z nią rozmawiać, za to usłyszała, że Steilman przechwala się, że nauczył gówniarza rozumu, kiedy zorientował się w podjętych przez niego środkach ostrożności.
Dokładnie zresztą nie wiedziała, na czym owe środki polegają, gdyż Aubrey zaczął znikać: wiedziała, czego nie robił, ale nie wiedziała, co robił i gdzie. Owszem, Wayfarer był dużym okrętem, ale miał też liczną załogę i nikt nie był w stanie długo pozostać na nim w ukryciu. W końcu ktoś zauważy, gdzie Aubrey się zaszywa w wolnym czasie, i dotrze to do Steilmana.
Jedyną pociechę dla Ginger stanowiło to, że jak długo ona nie jest w stanie go znaleźć, prześladowca najprawdopodobniej również nie zdoła tego zrobić. Jednak świadomość, że Aubrey dał się tak zastraszyć, że na nic innego nie było go stać, ciążyła jej niczym kamień…