Выбрать главу

— Musisz pamiętać o jednym — odezwał się niespodziewanie Hallowell, zupełnie jakby czytał w jego myślach. — Twoje walki ze mną czy z Harknessem to coś zupełnie innego niż starcie ze Steilmanem, kiedy do niego dojdzie.

Aubrey usiadł i przytaknął, patrząc poważnie na rozmówcę.

— Jesteś szybszy, ale on jest większy i silniejszy. I nie walczy uczciwie; sądzę, że nawet nie wie, jak to się robi. Będzie próbował zaatakować cię z zaskoczenia i jak najszybciej wciągnąć w zwarcie. Dlatego cały czas musisz być czujny, zwłaszcza wówczas, kiedy sądzisz, że jesteś sam. Jeśli zdoła cię zmusić do zwarcia, zwłaszcza zagonić do kąta, znajdziesz się w kłopotach, więc twoją naczelną zasadą musi być trzymanie dystansu. Ze zwarcia musisz wyrwać się jak najszybciej, nawet jeśli będzie bolało. Nie możesz pozwolić mu narzucić sobie stylu walki, bo on wytrzyma znacznie więcej celnych ciosów niż ty, a w zwarciu prawie wszystkie ciosy są celne. Twoim celem jest jak najszybsze i jak najboleśniejsze załatwienie go w każdy możliwy sposób, byleś przy tym jak najmniej oberwał. Idealny byłby kop w jaja na początek, ale na takie szczęście trudno liczyć. I druga ważna sprawa: nie szukaj go i nie prowokuj. Pierwszy cios musi zadać on i to najlepiej przy świadkach, wtedy będziesz się tylko bronił i nawet jak mu łapy połamiesz, nikt cię o nic nie oskarży. No i ostatnie przykazanie: nie daj się ponieść i nie zabij go. Możesz go zmasakrować, byle doktor go poskładał, ale go nie zabijaj. Po pierwsze, będzie się to za tobą ciągnęło przez całą służbę, po drugie, on nie jest wart wyrzutów sumienia, a po pierwszym zabitym każdy je ma. Nie wymieniaj z nim ciosów jeden za jeden, bo przegrasz, i pamiętaj, że ta walka nie będzie miała żadnych reguł. On musi zacząć, ale ty natychmiast musisz przejąć inicjatywę i najszybciej jak zdołasz powalić go. I pamiętaj, że on jest twardy. Jak będziesz go miał na ziemi, nie przerywaj, dopóki nie upewnisz się, że tak szybko z niej nie wstanie. W takiej barowej bójce uczciwość nie popłaca, liczy się skuteczność. A to będzie typowa knajpiana bójka. Rozumiesz?

— Rozumiem, Gunny — potwierdził poważnie Aubrey. Co ciekawe już nie wydawało mu się, że nie będzie w stanie zrobić tego, co właśnie opisał Hallowell.

— Doskonale. W takim razie wstawaj i spróbuj tym razem być energiczniejszy od swojej ciotki emerytki.

ROZDZIAŁ XXIV

Margaret Fuchien obserwująca z galerii dziobowego pokładu hangarowego RMMS Artemis cumowanie kutra dla VIP-ów nie czuła się szczęśliwą kobietą. Stan ten nie należał do częstych, gdyż z zasady wszyscy na statku starali się, by nie czuła się nieszczęśliwa, jako że była jego kapitanem. Była też rozsądnym i doświadczonym oficerem, czego należało się spodziewać po pierwszym po Bogu na jednym z najlepszych liniowców pasażerskich Gwiezdnego Królestwa Manticore. Ciężko zapracowała na to stanowisko i przyzwyczajona była robić wszystko po swojemu — był to w końcu przywilej stopnia. Problem polegał na tym, że mężczyzna i kobieta, którzy znajdowali się na tym kutrze, nie byli tylko parą najlepszych pasażerów — to oni właśnie podpisywali jej wypłaty, a co gorsza byli właścicielami jej statku.

Nie żeby miała coś przeciwko obojgu Hauptmanom, ale na trasie sileziańskiej latała od ponad pięciu standardowych lat i nie musiała czytać najnowszych biuletynów Admiralicji, by wiedzieć, że sytuacja w tym obszarze pogarsza się z miesiąca na miesiąc. I dlatego świadomość, że odpowiedzialność za bezpieczeństwo obojga żyjących szefów kartelu będzie spoczywała na niej przez cały rejs do tego raju piratów, skutecznie psuła jej humor.

Cumowanie zostało zakończone i Klaus Hauptman stanął na pokładzie — liniowce pasażerskie nie miały strefy nieważkości, całe pokłady hangarowe objęte były polem grawitacyjnym okrętu, co znacznie zwiększało koszty, ale i komfort pasażerów. No i zapobiegało konieczności sprzątania korytarzy z zawartości żołądków każdej partii przybywających na pokład gniazdowników planetarnych. Hauptman dotarł do wylotu korytarza na galerię, poczekał na córkę i wspólnie z nią podszedł do czekającej Fuchien.

— Pani kapitan — powitał ją, wyciągając dłoń.

— Panie Hauptman… panno Hauptman, witam na pokładzie Artemis — zdołała wypowiedzieć to bez jednego zgrzytnięcia zębami, z czego była naprawdę dumna.

Z wylotu korytarza wyłonił się jeszcze jeden gość — Ludmilla Adams. Spotkały się przy okazji poprzedniej podróży Hauptmana, toteż wymieniły teraz ukłony i uśmiechy. Adams zbyt dobrze panowała nad swą twarzą, by dało się z niej coś odczytać, ale wyraz jej oczu sprawił Fuchien sporą satysfakcję. Nie tylko ona była nieszczęśliwa z powodu obecności Hauptmanów na pokładzie Artemis.

— Poleciłam przygotować dla państwa apartament właściciela — poinformowała ich Margaret. — Mamy sporo miejsc wolnych, więc można to zmienić, gdybyście mieli państwo takie życzenie.

Hauptman skwitował jej ostrzeżenie krótkim uśmiechem. Kiedy pierwszy raz poinformował ją o swych planach, wyraziła obiekcje znacznie dokładniej i dosadniej. I trudno było nie przyznać jej racji — liczba pasażerów spadała przez ostatnie pół roku, aż osiągnęła poziom, przy którym Artemis i Athena przestały przynosić dochody, a jeszcze nie zaczęły przynosić strat. Naturalnie oba liniowce były kosztowne w utrzymaniu z uwagi na liczne załogi i duże zużycie energii: Artemis miała ledwie milion ton i trzykrotnie liczniejszą załogę niż Bonaventure. W większości składała się z byłego personelu Królewskiej Marynarki obsadzającego stanowiska ogniowe i inne bojowe przydziały. Aby przynosić dochód, statek musiał odbywać rejs, mając wykorzystanych co najmniej dwie trzecie miejsc.

Normalnie nie było to problemem, biorąc pod uwagę bezpieczeństwo gwarantowane tak przez jego prędkość, jak i uzbrojenie, ale obecnie sytuacja na obszarze Konfederacji tak się pogorszyła, że przestało to wystarczać. Dlatego też komentarz dotyczący małej liczby pasażerów był ostatnim ostrzeżeniem, jakie Fuchien mogła wystosować, choć nie liczyła, by odniosło ono skutek. Hauptman był uparty i skoro już zdecydował zaryzykować własne bezpieczeństwo, to było prawie pewne, że tak właśnie zrobi.

A ponieważ o córce w pierwszej rozmowie nic nie wspominał, fakt, że jednak mu towarzyszyła, mógł oznaczać tylko jedno — była równie jak on uparta i w tym konkretnym przypadku, równie głupia. Fuchien nie wiedziała, po co konkretnie Hauptman wybierał się do Konfederacji, ale nie znała rozsądnego powodu, który uzasadniałby takie ryzyko. W kwestii uporu i rozsądku Stacey Klaus zgodziłby się z nią całkowicie, gdyby znał jej opinię, lecz podobnie jak ona nie był w stanie nic na to poradzić.

— No cóż — ocenił — przynajmniej nie będzie tłoku w jadalni.

— Nie będzie — potwierdziła Margaret. — Zaprowadzę was do kwater, zanim wrócę na mostek, jeśli nie macie państwo nic przeciwko temu.

* * *

— To żart, prawda? — jęknął sir Thomas Caparelli.

— Obawiam się, że nie, sir — Patricia Givens rozwiała jego złudzenia. — Dowiedziałam się tego dopiero dziś rano.

— Cholera! — westchnął z uczuciem, łapiąc się za głowę gestem, który widziało w jego wykonaniu naprawdę niewiele osób.

Według danych wywiadu sprzed dwóch dni straty poniesione przez marynarkę handlową były znacznie wyższe niż wówczas, gdy wysyłał tam Grupę Wydzieloną 1037, i jako Pierwszy Lord Przestrzeni miał dość zmartwień z tego choćby powodu. Naprawdę nie potrzebował dodatkowych, wynikających z głupiej fanaberii najbogatszego obywatela Królestwa, który nie wiedzieć po co, leci w samo oko cyklonu i to na dodatek ze swym jedynym dzieckiem.