Выбрать главу

— Powstrzymać go nie możemy. — Givens uprzedziła jego pytanie. — Jeśli osoba prywatna dobrowolnie i świadomie ryzykuje własnym życiem, lecąc w niebezpieczny rejon nie ogłoszony jednak strefą działań wojennych, to ma do tego prawo. Możemy jedynie zatrzymać Artemis.

— Nie możemy — westchnął ciężko Caparelli. — Jeżeli zaczniemy wstrzymywać odloty liniowców kursujących na tej trasie jako zbyt niebezpieczne, zaraz zaczną się pytania, dlaczego nie wstrzymujemy także odlotów frachtowców, albo co gorsza armatorzy sami wstrzymają ich loty. A przecież oficjalnie nie podam jako powodu, troski o życie Hauptmanów! Żebym jeszcze, cholera, miał pewność, że go zabiją, ale mogą go wziąć żywego, a o ekonomicznych skutkach takiego okupu wolę nie myśleć…

Caparelli przez długą chwilę wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w ścianę, potem się ocknął i wybrał długi szereg cyfr. Po mniej niż minucie ekran jego komputera ożył i ukazała się na nim twarz porucznika Royal Manticoran Navy.

— Naczelne Dowództwo Systemowe, porucznik Vale.

— Tu admirał Caparelli, proszę przełączyć mnie na kapitana Helperna.

— Aye, aye, sir.

Twarz porucznika zniknęła zastąpiona przez starszego masywnego oficera.

— W czym mogę pomóc, sir? — spytał uprzejmie kapitan Helpern.

— RMMS Artemis odlatuje za jedenaście godzin do Konfederacji Sileziańskiej z Klausem i Stacey Hauptmanami na pokładzie — poinformował go Caparelli i dodał, widząc minę dowódcy: — Nie możemy ich zatrzymać, a nie muszę panu mówić, co by się stało, gdyby dostali się w ręce piratów. Jedyne co możemy zrobić, to przydzielić im ochronę. Zdoła pan znaleźć na czas jakiś niszczyciel albo lekki krążownik?

— Moment, sir, sprawdzę… — Helpern pochylił się nad komputerem i po jakichś trzydziestu sekundach uniósł głowę. — Najbliższy lekki krążownik będzie wolny za dwadzieścia pięć godzin, sir. HMS Amaterasu, sir.

— Hmm. — Caparelli potarł brodę i po namyśle potrząsnął głową. — Nie da się opóźnić odlotu o czternaście godzin, bo wszyscy od razu domyślą się powodu, a to ma wyglądać na przypadkową zbieżność tras i pory odlotu. Inaczej ludzie i media zaczną pytać, jakim cudem nagle znaleźliśmy eskortę dla jednego statku, od miesięcy nie mogąc zapewnić jej wszystkim innym. Nie wiem jak kto, ale ja nie chciałbym wyjaśniać publicznie, że niektórzy poddani Korony są ważniejsi od innych.

— Ja też nie, sir. W takim razie pozostaje tylko niszczyciel. HMS Hawkwing kończy uzupełnianie zapasów na stacji Hephaestus i ma odcumować za trzynaście godzin. Ma przydział na placówkę Basilisk, ale jeśli polecę komandorowi Usherowi przyspieszyć załadunek, powinien zmieścić się w przybliżonym czasie odlotu Artemis.

— Proszę tak zrobić, kapitanie. I proszę polecić jednemu z poruczników, by skontaktował się z kapitan Fuchien i poinformował ją, że Hawkwing odlatuje do Silesii w ramach rotacji stacjonujących tam okrętów i może towarzyszyć w drodze jej statkowi. Jeśli naturalnie jej to odpowiada.

— Rozumiem, sir. Zaraz się tym zajmę, sir.

* * *

Komandor Gene Usher, dowódca niszczyciela HMS Hawkwing, klął długo i namiętnie po przeczytaniu rozkazu, który właśnie otrzymał. Hawkwing nie był najnowszym ani największym niszczycielem Królewskiej Marynarki, ale Usher był z niego dumny i choć perspektywa półrocznego sterczenia w systemie Basilisk nie była szczytem jego marzeń, to był to jednak przydział bojowy i potrzebny. Placówka Basilisk miała bowiem istotne znaczenie strategiczne i utrzymywanie tam silnej grupy okrętów stało się naturalne po próbie przejęcia systemu przez Ludową Republikę Haven.

Natomiast ochranianie pojedynczego liniowca pasażerskiego tylko dlatego, że na jego pokładzie leciała parka Hauptmanów, nie było zadaniem bojowym, lecz odciąganiem potrzebnego gdzie indziej okrętu od jego wykonywania. Co prawda w rozkazie słowa o tym nie było, ale dołączony manifest pokładowy jednoznacznie wyjaśniał sprawę — miał pilnować tyłka najbogatszego faceta w Królestwie i jego córeczki. Śliczne!

Potwierdził otrzymanie rozkazu, oddał elektrokartę oficerowi łącznościowemu i poinformował ponuro swego oficera astronawigacyjnego:

— Zmiana planów, Jimmy: lecimy do Silesii.

— Dokąd, sir? — zdumiał się porucznik James Sargent. — Ja nawet nie mam aktualnej dyslokacji naszych sił w Konfederacji, sir. A wszystkie uaktualnienia map obejmują Basilisk i Republikę!

— Połącz się z dowództwem Hephaestusa i załaduj nowe mapy i informacje do bazy danych. A potem połącz się z astrogatorem RMMS Artemis i skoordynuj z nimi kurs i resztę. Będziemy się bawić w niańkę.

— Całą drogę do Silesii?

— Całą drogę do miejsca, w które leci, chyba że uda się nam go sprzedać komuś już na terenie Konfederacji, ale tego nie musisz mu mówić. Oficjalnie przypadkiem lecimy w ten sam rejon.

— Pięknie! — mruknął Sargent. — Dobra, skipper: już się za to biorę.

Usher skinął głową i wpatrzył się posępnie w ciemny ekran fotela. Jedyna pociecha, że Artemis mógł rozwinąć przyzwoitą prędkość i nie będzie się musiał wlec w konwoju… A poza tym miał kupę roboty przed odlotem. Musiał przyspieszyć załadunek zapasów, zmienić planowany harmonogram ćwiczeń i rozkazy dotyczące przelotu… na szczęście nie musiał o niczym informować dowódcy placówki Basilisk — to był już obowiązek Admiralicji… Nacisnął guzik interkomu i polecił: — Tu kapitan, połączcie mnie z bosmanem.

* * *

— …tak więc jeśli chcecie mieć towarzystwo, to aż do Sachsen możemy lecieć razem.

— Oczywiście, że chcemy. Dziękuję bardzo, panie poruczniku — odparła kapitan Fuchien, starając się ukryć uśmiech, który jak podejrzewała doprowadziłby rozmówcę do utraty dobrych manier.

Nadal uważała pomysł Hauptmana za głupi, ale eskorta niszczyciela znacznie zmniejszała ryzyko. Wiedziała jednak, jak bardzo niszczyciele potrzebne są gdzie indziej, toteż jasnym dla niej było, skąd się wziął ten „przypadek”, i nie należało niepotrzebnie denerwować rozmówcy.

— Naturalnie dowództwo w drodze należy do komandora Ushera, gdyby wyniknęły jakieś problemy — dodał porucznik.

— Naturalnie — zgodziła się bez oporów.

Było to w końcu normalne, że decydował dowódca eskorty, i choć ona sama nie była przyzwyczajona ani do uczestnictwa w konwojach, ani do bycia eskortowaną, znała zasady. Dzięki szybkości rozwijanej przez Artemis traktowała dotąd takie propozycje jako nieco obraźliwe i całkowicie niepotrzebne, ale tym razem było inaczej.

— Doskonale. W takim razie komandor Usher wkrótce się z panią skontaktuje.

— Jeszcze raz dziękuję, poruczniku. Naprawdę doceniamy waszą propozycję — zapewniła go jeszcze raz Fuchien i poczekała, aż połączenie zostanie zakończone.

Dopiero wtedy rozsiadła się wygodniej i uśmiechnęła szeroko.

ROZDZIAŁ XXV

Odgłos tasowanych kart wypełniał kabinę, ponieważ wszyscy czekali w ciszy, aż Randy Steilman skończy bawić się talią. Przebrał się w szorty i podkoszulek i wyraźnie było widać jego porośnięte czarnym, gęstym włosem ramiona. Podał talię Edowi Illyushinowi, ale ten nie przełożył, tylko stuknął w nią kostkami palców. Na blacie stołu zabrzęczały monety, kiedy gracze wchodzili do następnego rozdania.