Выбрать главу

Steilman rozdał, wykładając pierwsze karty odkryte, i skomentował:

— Najstarszy król karo. Co ty na to Jackson?

— Hmm… — zapytany podrapał się po brodzie i dorzucił do puli pięciodolarówkę.

— Ale żeś się szarpnął! — zarechotał Steilman i spojrzał na Elizabeth Snowforth. — A ty, Placuszku?

— A chcesz kopa w dupę? — spytała, spoglądając na swojego waleta pik.

I też dorzuciła piątkę. Illyushin miał dziesiątkę karo, więc zrobił to samo.

— Kurwa, ale dziani gracze! — Steilman potrząsnął głową i mimo że miał tylko ósemkę trefl, dołożył dziesięciodolarową monetę, nie sprawdzając nawet reszty kart, i spojrzał na ostatniego gracza.

Al Stennis miał ledwie dwójkę kier, toteż skrzywił się i spytał z pretensją w głosie:

— Czego ty zawsze musisz przebijać, Randy?

Ale też dołożył dziesiątkę.

Steilman przyjrzał się wymownie każdemu z pozostałych, aż wyrównali, i pochwalił:

— No, tak już lepiej!

Rozdał po następnej karcie i uniósł brwi, gdy przed Coulterem wylądowała królowa kier.

— Nieźle wygląda, Jackson — ocenił. — To może być nawet królewski poker dla Jacksona, figa dla Placuszka, możliwy strit dla Eda, gówno dla Ala i cóż… może poker dla rozdającego. — Ostatnie zdanie dodał po dołożeniu sobie dziewiątki trefl.

I naturalnie dorzucił do puli kolejne dziesięć dolarów.

Pozostali jęknęli, ale wyrównali stawkę.

Poker w kabinie 256 był drugim co do ważności zajęciem jego mieszkańców, w co z dużym trudem mogła uwierzyć reszta załogi zajęta spekulacjami, kto z kim uprawia tam seks i w jakich kombinacjach ilościowych.

Tradycyjnie przydziały do kabin na Królewskich Okrętach były kwestią uzgodnienia. Teoretycznie przydzielano członków załogi w kolejności meldowania się na pokład, ale jak długo informowali o zmianach swoich przełożonych, mogli zamieniać się miejscami do woli. Naturalnie z jednym wyjątkiem: podoficerowie i oficerowie zajmowali osobne kabiny. Królewska Marynarka doszła do tego rozwiązania dawno temu, choć Korpus pozostał na znacznie formalniejszym stanowisku — wszelkie zmiany wymagały zgody oficera.

Royal Manticoran Navy również dawno temu zdecydowała, że próba wymuszenia celibatu wśród mieszanych załóg nie dość, że byłaby głupim pomysłem, to w dodatku z góry skazanym na niepowodzenie. I od ponad pięciuset standardowych lat stosowała znacznie pragmatyczniejsze podejście, uznając że każdy może spać z kim chce. Wyjątek stanowił artykuł 119 zakazujący stosunków między oficerami, oficerami a podoficerami, podoficerami między sobą i zarówno oficerami, jak podoficerami a pozostałymi członkami załogi. Wszystkie kobiety dostawały z chwilą rozpoczęcia kursu pięcioletni implant antykoncepcyjny, który mógł być usunięty na prośbę zainteresowanej. W czasie pokoju prośby takie realizowano automatycznie, w czasie wojny dopiero gdy znaleziono zastępstwo na miejsce proszącej. Kobiety, które zdecydowały się zajść w ciążę, przenoszono z okrętów do stacji naziemnych i stacji kosmicznych i przydzielano na stanowiska nie mające nic wspólnego z radioaktywnością. Nie było to do końca uczciwe, ale nikt ich nie zmuszał, aby akurat w tym okresie zdecydowały się na dziecko, a biologia także w tym wypadku nie była uczciwa. Pomagał w tym proces sztucznej ciąży — RMN zapewniała darmowe przechowalnie spermy i jajeczek dla swojego personelu i pokrywała siedemdziesiąt pięć procent kosztów całego zabiegu. Polityka ta, pomijając okazjonalne protesty, spotykała się ze zrozumieniem i akceptacją jako najlepszy możliwy kompromis.

W praktyce oznaczało to także, że rozsądni kapitanowie i pierwsi oficerowie nie wtrącali się w to, kto z kim śpi, jak długo nie następowało naruszenie artykułu 119. Mimo to, raczej do niecodziennych należała sytuacja, w której przedstawicielka jednej płci zamieszkiwała razem z czterema przedstawicielami innej (lub odwrotnie). A tak właśnie postąpiła Elizabeth Snowforth. Jej wybór był tym ciekawszy, że jej preferencje seksualne nie obejmowały mężczyzn, ale też z tą czwórką nie zamieszkała po to, by uprawiać miłość. Natomiast tradycja niewtrącania się w tę kwestię stanowiła gwarancję, iż nikt nie będzie dociekał powodów, dla których tak postąpiła.

— Mógłbyś trochę odpuścić, Randy — odezwał się Stennis.

— Co? Stawka za wysoka?

— Nie mówię o kartach — powiedział ciszej Stennis.

Gracze unieśli oczy znad kart i spojrzeli po sobie.

— To o czym, kurwa, mówisz? — spytał groźnie Steilman.

Stennis przełknął ślinę, ale nie opuścił wzroku.

— Wiesz, o czym mówię — dopiero teraz rozejrzał się po pozostałych, szukając wsparcia. — Wiem, że Lewis cię wkurzyła, ale wszyscy stracimy, jeśli nie dasz jej spokoju.

Randy Steilman odłożył karty na stół, odsunął krzesło o parę centymetrów i spojrzał na niego naprawdę paskudnie.

— Słuchaj, chujku — powiedział miękko — to, do czego pijesz, było moim pomysłem. To ja to wymyśliłem, przygotowałem i ja powiem, kiedy ma nastąpić. A to co robię w wolnym czasie, to nie twój zasrany interes. Jasne?

W kabinie zapadła nagła cisza, a na czole Stennisa pojawiły się krople potu. Zerknął nerwowo na zamknięte drzwi, pochylił się bliżej Steilmana, ale choć starannie dobierał słowa, w jego głosie dźwięczał upór.

— Właśnie to samo mam na myśli. Ty to wymyśliłeś i przygotowałeś i jeśli o mnie chodzi, to ty dowodzisz, ale jak nie dasz spokoju Wandermanowi albo będziesz szukał zaczepki z Lewis, to wszyscy będziemy mieli przejebane i co wtedy z całym planem? Mówię, że tkwimy w tym wszyscy, i bekniemy za to wszyscy, jeśli sprawa się wyda. I to poważnie bekniemy.

Steilman skrzywił się, ale zdał sobie sprawę, że pozostali też tak uważają. Nadal się go bali, co zresztą sprawiało mu sporą przyjemność, ale potrzebował ich, by to co sobie wymyślił dało się zrealizować. A jeśli któreś z nich będzie za bardzo przerażone jego postępowaniem, może ich wszystkich sypnąć w nadziei złagodzenia wyroku.

Co naturalnie nie znaczyło, że pozwoli, by ktokolwiek mu dyktował, co może, a czego nie może robić, a ten gówniarz i jego panienka zasłużyli sobie na wszystko, co ich spotka. Do wysłuchiwania głodnych gadek i degradacji był przyzwyczajony, tak samo jak do odsiadek — to wszystko stanowiło normalne warunki życiowe dla Randy’ego Steilmana. Ale normalne było także, że nikt mu się nie postawi, a jeśli by próbował, to długo się tym nie nacieszy. To była jego żelazna zasada — wręcz podstawa jego istnienia — i nie miał zamiaru niczego zmieniać. Do normalnego funkcjonowania potrzebny był mu absolutny posłuch otoczenia wywołany strachem, który dawał mu poczucie władzy. A bez władzy byłby nikim. Steilman co prawda nigdy nie uzmysłowił sobie tego w takich kategoriach, tym niemniej tak właśnie wyglądała prawda. I dlatego niemożliwe było, by pozwolił Wandermanowi i Lewis żyć i nie bać się kolejnego spotkania z nim.

Jakaś część jego świadomości zdawała sobie sprawę, że prowokując wypadek, posunął się za daleko. — Lata temu nauczył się bowiem — dzięki laniu, jakie spuściła mu bosman MacBride — że nawet dla niego istnieją granice. Było to jednak bez znaczenia, bo się nudził, a to jak skutecznie Maxwell zapędził wszystkich do roboty, denerwowało go coraz bardziej, nie mówiąc już o tym, że zmuszało także jego do intensywniejszej pracy. No i słyszał, że Lewis chce zmusić Wandermana do gadania. Teraz poza innymi skutkami wywołanymi przez wypadek musiał zapłacić dziwce za opierdol, jaki dostał od jaśnie pani Harrington.