Warnera Casleta nie cieszyła perspektywa spędzenia kilku najbliższych lat w obozie jenieckim, mimo że Królewska Marynarka ponoć traktowała jeńców znacznie lepiej niż jego własna. Natomiast zdrowsze dlań byłoby pozostać jeńcem na stałe, bo ledwie wróci do Ludowej Republiki, rozstrzelają go za głupotę.
Mógł naturalnie poprosić o azyl, ale jakoś nie potrafił się na to zdobyć. Wiedział, że wielu oficerów tak postąpiło — jak choćby Alfredo Yu, który był obecnie admirałem w Marynarce Graysona. Każdy z nich byłby trupem, gdyby kiedykolwiek wpadł w ręce Ludowej Marynarki, a raczej UB, ale nie to go powstrzymywało. Mimo debilizmu Komitetu i bezpieki, panoszenia się komisarzy, błędów i mankamentów obecnej władzy przysięgał wiernie służyć Republice, zostając mianowany na pierwszy stopień oficerski, i po prostu nie mógł złamać tej przysięgi. Tak jak nie mógł pozwolić, by ta banda zboczeńców mordowała i gwałciła załogi frachtowców. Był zaskoczony, gdy sobie to uświadomił, tym niemniej tak właśnie wyglądała prawda. I to mimo świadomości, że powrót oznacza śmierć z rąk rodaków.
Porucznik stanął przed drzwiami pilnowanymi przez wartownika w zielonym uniformie, na pewno nie należącym do żadnej formacji zbrojnej Królestwa Manticore, i powiedział:
— Komandor Caslet do kapitan Harrington.
Wartownik kiwnął głową, zameldował przybycie obu przez interkom i odsunął się, gdy drzwi zaczęły się otwierać. Marine także ustąpił Casletowi z drogi i skłonił się lekko z szacunkiem. Caslet odpowiedział skinieniem głowy, przestąpił próg i zamarł.
W kabinie stał długi stół przykryty śnieżnobiałym obrusem, zastawiony porcelaną i kryształami, a powietrze wypełniał delikatny aromat dobrze przyrządzonych potraw. Denis Jourdain, Allison MacMurtree, Shannon Foraker, Harold Sukowski i pół tuzina oficerów RMN, w tym komandor Cardones i porucznik dowodzący pinasami, już za nim zasiadali. Pod ścianą stał drugi zielono umundurowany strażnik, a trzeci — blondyn o uważnych szarych oczach — towarzyszył kapitan Harrington, która zbliżała się ku drzwiom.
Caslet obserwował ją uważnie, jako że przy pierwszym spotkaniu był zbyt zszokowany, by wyrobić sobie o niej sensowną opinię. Było to zrozumiałe, tym niemniej irytowało go, dlatego też postanowił przy pierwszej okazji to nadrobić. A pierwsza okazja właśnie się nadarzyła. Biorąc pod uwagę reputację, jaką się cieszyła, powinna mieć ze trzy metry wzrostu, ziać ogniem i być jasnowidzem. Była jednym z postrachów Ludowej Marynarki, podobnie jak admirał Kuzak czy admirał White Haven, i Caslet nadal nie bardzo rozumiał, co robi na obszarze Konfederacji, dowodząc Q-shipem. Powinien być wdzięczny, że Royal Manticoran Navy w ten sposób marnuje jej talenty, ale jakoś chwilowo nie mógł.
Była wysoka i poruszała się jak tancerka, a włosy splecione w upięty pod białym beretem warkocz były znacznie dłuższe niż na zdjęciu — jedynym, jakie znajdowało się w jej dossier. Natomiast jej migdałowe oczy w rzeczywistości wyglądały zupełnie inaczej… wiedział, że jedno jest sztuczne i że w Królestwie produkuje się doskonałe protezy, ale zaskoczyło go, że z tak bliska nie potrafi rozpoznać które. Wiedział też, że Honor doskonale walczy wręcz, i spodziewał się, że będzie masywniejsza czy bardziej umięśniona… nie potrafił znaleźć właściwego określenia, ale wiedział, że taka nie była. Miała siłę, czego dowodził uścisk jej szczupłych palców, ale była smukła i zgrabna, a nie masywna i ciężka. Podając mu dłoń, uśmiechnęła się nieco krzywo — lewa część jej twarzy poruszała się ułamek sekundy wolniej od prawej. Czyżby to były właśnie pozostałości obrażeń odniesionych na Graysonie?
— Komandorze Caslet — powitała go. — Czy też może towarzyszu komandorze Caslet?
— Jak pani woli, kapitan Harrington — odparł.
Nie chcąc się pomylić, nie zaryzykował przywołania żadnego z jej licznych tytułów.
— Wolę tradycyjne formy grzecznościowe. Proszę do nas dołączyć — zdecydowała i poprowadziła go do krzesła stojącego po przeciwnej stronie swojego.
Poczekała, aż usiądzie, nim sama zajęła miejsce. Naprzeciwko siebie miał treecata siedzącego na wysokim stołku i kolejny raz przeżył zaskoczenie, widząc inteligencję błyszczącą w jego jasnozielonych ślepiach. Jedno spojrzenie wystarczyło, by zrozumiał, że wszystkie analizy wywiadu uznające go za wytresowane zwierzę nadają się do wyrzucenia, że nikt w Ludowej Republice tak naprawdę nie ma pojęcia o treecatach, analitycy zaś opierają się jedynie na plotkach.
Steward nalał mu wina, a Harrington przyjrzała się mu badawczo, nim się odezwała.
— Powiedziałam to już komisarzowi Jourdainowi i komandorom MacMurtree i Foraker, ale jeszcze raz chciałam panu podziękować za to, co próbował pan zrobić. Oboje jesteśmy oficerami floty i wie pan, że muszę spełnić swój obowiązek, ale głęboko żałuję, że tym razem na tym to polegało. Żal mi także pańskich zabitych i rannych, ale nie mogłam przystąpić wcześniej do akcji. Musiałam poczekać, aż piraci znajdą się w skutecznym zasięgu moich dział, bo jedynie w ten sposób zyskiwałam pewność, że walka nie będzie trwała długo… a przy okazji że pański okręt nie zdoła mi uciec. Wiem, że gdybym otworzyła ogień z maksymalnego zasięgu, część pańskich ludzi by przeżyła, i szczerze żałuję, że nie mogłam tak postąpić.
Caslet kiwnął głową, nie mając chwilowo zaufania do swego głosu i nie chcąc zbyt otwarcie odpowiadać przy Jourdainie. Jego szacunek dla Harrington wzrósł, a Jourdain był co prawda w takich samych kłopotach jak on, ale komisarz to komisarz, a ten akurat miał równie nieustępliwe podejście do swych obowiązków jak on sam. Być może zresztą to właśnie był powód, dla którego tak dobrze im się współpracowało…
— Chciałabym także podziękować za uratowanie i troskliwą opiekę, jaką otoczył pan kapitana Sukowskiego i komandor Hurlman — dodała Harrington. — Doktor Jankowską odesłałam wraz z pańską załogą, by zapewnić rannym opiekę, ale nasz chirurg zapewnił mnie, że zrobiła dla Hurlman wszystko, co było możliwe, i za to także dziękuję. Wiem, co podobni sadyści potrafią zrobić z jeńcami, i dlatego tym bardziej doceniam to, co pan zrobił.
Caslet ponownie skinął głową, Honor zaś uniosła kielich i przez kilka sekund wpatrywała się w jego zawartość. Potem uniosła wzrok i spojrzała na twarz „gościa”.
— Mam zamiar poinformować władze Republiki o waszym losie, ale bezpieczeństwo zadania, które wykonuję, wymaga pewnej zwłoki. Chwilowo pan i pańscy oficerowie pozostaniecie tu, na pokładzie mojego okrętu, i zapewniam, że będziecie traktowani z szacunkiem należnym waszej postawie i oficerskim stopniom. Nie będziecie także zmuszani do ujawniania żadnych informacji, nazwijmy to, delikatnej natury. Naturalnie jeżeli komuś z was coś się wymsknie, to już inna sprawa, ale uważam, że przesłuchiwanie więźniów jest sprawą wywiadu, nie moją, i w istniejących warunkach nie zamierzam go wyręczać.
— Dziękuję, kapitan Harrington. — Caslet uznał, że dalsze milczenie byłoby nieuprzejmością.
— Miałam okazję zapoznać się z relacją kapitana Sukowskiego z jego pobytu na pańskim okręcie — podjęła po chwili Harrington. — Zdaję sobie sprawę, że nie omawiał pan z nim czy też przy nim kwestii natury operacyjnej, ale łącząc to, co mu pan powiedział, z informacjami „uzyskanymi” z komputerów pirackiej jednostki, sądzę, że wiem, co robił pan w systemie Schiller i dlaczego pospieszył nam pan z pomocą.
W jej oczach błysnęło coś stalowego i Caslet stwierdził z ulgą, że to nie on jest powodem owego, wywołanego furią, błysku.
— Sądzę też, że nadszedł czas, by zająć się ostatecznie typkiem o nazwisku Warnecke. Dzięki panu powinniśmy być w stanie to zrobić — jej głos pozostał spokojny, ale słychać było w nim gniew.