Coup de vitesse nie był tak elegancką sztuką walki jak judo czy aikido. Był stylem ofensywnym i brutalnym, który bezwstydnie ściągał skuteczne ruchy czy ciosy skąd się dało — od savate po tai chi — i przerabiał je tak, by wydobyć z nich to, co najlepsze. Niektórzy uważali go za prymitywny czy zbyt marnujący siły, ale obserwując walczących na macie, Aubrey zrozumiał, iż ma do czynienia z parą zabójców. Zrozumiał też, dlaczego kapitan wolała tę sztukę walki od innych — ponieważ nigdy nie zadowoliłaby się obroną, mogąc atakować. Po prostu nikt nigdy nie nauczył jej, że można się cofać. To ona atakowała cały czas, mimo że Hallowell był silniejszy, miał dłuższe kończyny i większe umiejętności.
Obserwując niesamowite kombinacie ciosów, kopnięć i bloków, których istnienia nawet nie podejrzewał, Aubrey robił, co mógł, by nie stać z otwartą gębą, to bowiem, co widział, było niewiarygodne i nie do opisania. O powtórzeniu nawet marzyć nie było co. Odgłos uderzeń przypominał grad, ale nagle nastąpiła mikrosekundowa przerwa, a potem lewa stopa Hallowella trafiła kapitan w brzuch — widząc to, Aubrey skrzywił się odruchowo. Ale ona też widziała, co nastąpi, i to wcześniej niż on. Nie zrobiła uniku, lecz wyprowadziła prawym łokciem w ochraniaczu cios, który trafił z głośnym łomotem w ledwie osłoniętą nogę Hallowella tuż przed tym jak jego stopa uderzyła ją w brzuch, znosząc większość siły kopnięcia.
I tak zostało jej dość, by jęknęła, ale pozostała na nogach i natychmiast wyprowadziła cios prawą ręką, mierząc w splot słoneczny przeciwnika. Zablokował go, ale jeszcze nie dokończył bloku, gdy kant jej lewej dłoni wylądował na wewnętrznej stronie kolana jego nadal wyprostowanej nogi. Kolano odruchowo ugięło się, a ona obróciła się w prawo na pięcie, celując stopą drugiej nogi od tyłu w jego prawe kolano, równocześnie prawą dłonią zadając serię ciosów, która przypominała wiatrak na przyspieszonych obrotach, ale była w rzeczywistości starannie przemyślana i w pełni kontrolowana. Hallowell cofnął głowę, unikając ciosu, i uniósł rękę, blokując następne, ale jej pięść przemknęła pod jego łokciem i trafiła w żebra dokładnie w momencie, w którym jej stopa podcięła go w kolanie. Padł, przesuwając ciężar ciała jak najbliżej jej nóg, by pociągnąć ją za sobą, i prawie mu się udało.
Błyskawicznym ruchem przesunęła mu lewą dłoń pod pachą od tyłu i złapała za lewy nadgarstek. W następnej sekundzie na wpół odwróciła się i szarpnęła, powodując odgięcie łokcia do tyłu i przechylając się ostro w lewo; zmusiła go do przewrócenia się na prawy bok, dzięki czemu ręka znalazła się pod nim. Prawą zaś zadała ostry, krótki cios, który gdyby nie został powstrzymany, przetrąciłby mu kark.
— Punkt — oznajmił Hallowell spokojnie. Odtoczyli się w przeciwne strony i wstali. Sierżant major rozmasował lewą dłoń, poruszając energicznie palcami, i uśmiechnął się.
— Iris Babcock panią tego nauczyła, ma’am?
— W rzeczy samej — przyznała z uśmiechem.
— Zawsze lubiła takie niespodzianki — skomentował Hallowell i dodał z ukłonem: — Ja zresztą też!
I zaczęła się druga runda.
Dwadzieścia minut później Andy Wanderman był absolutnie i niepodważalnie pewien, że nigdy i pod żadnym pozorem nie chciałby, aby kapitan czy Gunny Hallowell rozgniewali się na niego poważnie. Hallowell co prawda wygrał siedem do sześciu, ale nawet Aubrey zdawał sobie sprawę, że z równym powodzeniem mogło stać się odwrotnie. Kapitan zresztą udało się coś, co Aubrey uważał za niemożliwe: sierżant-major był spocony i zdyszany, gdy wymieniali końcowy ukłon. Kapitan Harrington także, w dodatku pod prawym okiem miała interesującego siniaka, który właśnie zaczynał rozkwitać.
— Dzięki, Gunny — powiedziała cicho, gdy zeszli z maty, a reszta obecnych ożyła. — Nie walczyło mi się tak dobrze od czasu ostatniego spotkania z Iris.
— Nie ma za co, milady — zadudnił Hallowell, masując bolący kark. — Nie najgorzej jak na oficera floty, za kapitańskim pozwoleniem naturalnie.
— Kapitan udziela zezwolenia — uśmiechnęła się. — W takim razie może spróbujemy ponownie.
— Jak kapitan sobie życzy. — Hallowell pokazał w uśmiechu zęby.
Przytaknęła ruchem głowy i spojrzała na Aubreya.
— Witaj, Wanderman. Jak rozumiem, ćwiczysz pod okiem sierżanta-majora i bosmanmata Harknessa?
— Uh… tak, ma’am — wybąkał, czując, że się czerwieni. Harrington przekrzywiła głowę, przyjrzała mu się z namysłem i spytała Hallowella:
— Jak mu idzie, Gunny?
— Nie najgorzej, milady. Z początku był trochę niepewny, ale teraz wygląda na to, że się namyślił i traktuje rzecz poważnie — mruknął porozumiewawczo do czerwonego Aubreya i dodał: — Nadal ćwiczymy podstawy, ale jest szybki i nieczęsto zdarza mu się dwa razy popełnić ten sam błąd.
— To dobrze. — Harrington wytarła ręcznikiem twarz, zarzuciła go na szyję i zdjęła z poręczy treecata. — Powiedziałabym też, Wanderman, że mężniejesz, co mi się podoba, bo lubię, gdy moi ludzie są w dobrej kondycji… i potrafią o siebie zadbać, jeśli będą do tego zmuszeni.
Treecat przekrzywił łeb i przyjrzał się Aubreyowi, który dosłownie zamarł, bo w tym momencie zrozumiał, że kapitan nie tylko wie, po co się tu zjawia od tygodni, ale też pochwala to. Nie mogła mu tego powiedzieć, bo żaden kapitan nie mógł powiedzieć (zwłaszcza publicznie) członkowi swej załogi, że chce, by ten dołożył innemu, ale zrobiła, co mogła, by przekazać mu tę wiadomość. Odruchowo wyprostował się i odzyskał część pewności siebie.
— Dziękuję, milady — powiedział cicho. — Chciałbym myśleć, że potrafię to zrobić, jeśli będę zmuszony, ale wiem, że muszę się jeszcze wiele nauczyć.
— Cóż, masz dobrych nauczycieli — skomentowała i klepnęła go w ramię z błyskiem rozbawienia w oczach. — Zrobiłam, co mogłam, męcząc Gunny’ego, ile się dało, ale teraz już musisz sam sobie radzić.
— Rozumiem, milady. — Aubrey spojrzał na uśmiechniętego Hallowella i dodał. — Tylko mam nadzieję, że nie będzie chciał się na mnie odegrać, ma’am.
— Tym bym się nie martwił na twoim miejscu — uspokoił go Hallowell. — Jak wiesz, ten okręt ma doskonałego lekarza!
— Usiądź, Rafe. — Honor wskazała fotel po drugiej stronie biurka i odchyliła oparcie swego, by móc lepiej obserwować Nimitza i Samanthę siedzących na wyściełanej grzędzie nad biurkiem. Widząc nieco zaskoczone i nieco rozbawione spojrzenie Cardonesa, wyjaśniła:
— Samantha radzi sobie z drzwiami i windami równie dobrze jak Nimitz, a wygląda na to, że nie chcą za długo pozbawiać mnie czy Tschu swego towarzystwa, pragnąc równocześnie być razem. Miłe, że choć one mają czas i ochotę na rozrywkę.
— Wspomniała pani, że wyszło coś nowego — przypomniał Rafe.
— Ano wyszło. Nie zdaliśmy sobie z tego sprawy od razu, ale na Vaubon natrafiliśmy jednak na żyłę złota… Wiesz, że Carol dostała za zadanie przekopać się przez wszystko, co zabraliśmy z jego pokładu?
Cardones przytaknął, świadom, że porucznik Wolcott zaczęła pełnić obowiązki nie przydzielonego Honor oficera wywiadu i że szło jej to zaskakująco dobrze.
— Ostatniej nocy wraz ze Scottym przeglądali zapiski, elektrokarty i inne notatki, które zdołaliśmy odczytać, i odkryli coś naprawdę ciekawego.