Słuchacze opuścili głowy. Głos mówiącego potężniał, brzmiał głośno, dźwięczał jak anielskie trąby i w niczym nie przypominał bełkotu oślinionego, głupawego garbusa.
– Księża i kapłani nie mają mocy, aby obronić was przed Bestią! Czyż nie modliliście się w świątyniach o pomoc i łaskę? Czy modlitwy księży zostały wysłuchane? Nie! Gdy wierni błagali Boga o przebaczenie, spadł na nich dzwon, który zabił wielu ludzi. Fałszywa moc Kościoła prysła w starciu z Bestią, gdyż zarówno księża, jak i demon służą temu samemu panu – księciu ciemności!
Villon podniósł głowę i zadrżał. Garbus naprawdę urósł, wyprostował się.
– Jak mamy bronić się przed demonem, bracie?! – zapytał ktoś ze zgromadzonych. – Jak możemy się uratować? Czy mamy opuścić miasto?
– Jeśli otworzycie oczy na prawdę, Bestia nie tknie was. A co więcej – ocalicie swoje nieśmiertelne dusze i wyzwolicie je z cielesnej powłoki. Wyzwolicie, albowiem jesteśmy wszyscy skazani na uwięzienie w tym świecie, w potwornych, zwyrodniałych i kalekich ciałach. Jesteśmy aniołami, które wieki temu zgrzeszyły przeciw Ojcu Światłości i zostały skazane na pobyt w ciałach śmiertelników. Dopóki w nich jesteście, pozostajecie zależni od woli Demiurga i zesłanej przez niego Bestii.
– Cóż mamy czynić? – zapytał ktoś inny.
– Wyzwólcie się z ziemskiej powłoki! Przyjmijcie consolamentum, a wtedy uwięziony w was anioł odzyska wolność po śmierci ciała i powróci w zaświaty, aby połączyć się z Ojcem Niebieskim. Dawno temu ja także miałem zasłonę na oczach. Ale przejrzałem, gdy przed laty Dobrzy mnisi pokazali mi tu, w tym właśnie miejscu, że nasz świat jest więzieniem. Pójdźcie moim śladem i zostańcie Dobrymi ludźmi. Otwórzcie swe dusze na consolamentum, jak czyni to dzisiaj nasz brat Vincent, a zły demon nie tknie was ani waszych rodzin.
Consolamentum, Dobrzy ludzie… Villon wiedział już, w co wdepnął. W Carcassonne ponad dwa wieki po krucjatach działała sekta albigensów! A garbus był chyba jednym z Perfecti – katarskich Doskonałych, którzy wieki temu wędrowali po całej Langwedocji, głosząc swoją wiarę i udzielając wiernym pocieszenia.
Garbus wzniósł się ponad wiernych – ogromny, wspaniały, dumny i nieugięty jak anioł. Villon zdumiał się. Wydawało mu się, że Doskonały rośnie i potężnieje, że przewyższa o kilka głów wszystkich tu obecnych, a nawet – że u jego ramion pojawiły się srebrzyste skrzydła.
Garbus szedł do Villona! Nie! Minął go o krok. Z tłumu wystąpił młodzieniec, który złożył przed kaleką trzykrotny pokłon. Poeta aż zadygotał. Bał się, że zostanie rozpoznany. Już niemal chwycił za sztylet.
– Proś Boga za mną, grzesznikiem, aby zechciał mnie uczynić Dobrym chrześcijaninem i doprowadził do dobrego końca – wyszeptał młodzieniec.
– Niech Bóg będzie upraszany, aby zechciał uczynić cię Dobrym chrześcijaninem – odparł garbus. – Jesteś tu, aby przyjąć pocieszenie i przebaczenie grzechów, łaskę przez pośrednictwo Dobrych chrześcijan. To jest chrzest duchowy Jezusa Chrystusa i Ducha Świętego! Jeśli zatem chcesz wytrwać w swym zamiarze i wyzwolić się z cielesnej powłoki, nazwij Boga jego imieniem.
– Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się imię Twoje. Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja, jako w niebie tak i na ziemi. Chleba naszego nadprzyrodzonego daj nam dzisiaj. I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. I nie wódź nas na pokuszenie. Ale nas zbaw ode złego. Bo twoje jest królestwo i cnota, i chwała na wieki. Amen.
Villon popatrywał na to kątem oka. A więc tak wyglądało consolamentum, o którym słyszał i czytywał w księgach. Oto przed chwilą usłyszał Modlitwę Pańską w jej katarskiej odmianie.
– Oto pyta nas brat nasz, azaliż odpuścimy mu jego grzechy. Albowiem powiedział Pan: nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone!
– Odpuszczamy! – powtórzyli chórem wszyscy obecni, a Villon, chcąc nie chcąc, uczynił to samo. Poeta nie wiedział, jak wielkie mogły być przewiny owego młodzieńca; jedno nie ulegało wątpliwości – z pewnością były one kilkakroć lżejsze niż jego własne grzechy.
– Bracie Vincencie, czy nie zataiłeś żadnych grzechów? Czy chcesz z własnej woli i nieprzymuszony przyjąć dziś chrzest duchowy, będąc świadom tego, co on oznacza? Czy chcesz wyzwolić się z cielesnej powłoki, aby jak anioł wzlecieć ponad tym strasznym światem? Czy chcesz zostać Dobrym chrześcijaninem?
– Pobłogosławcie mnie.
– Ja chrzczę wodą, lecz ten, który po mnie powinien przyjść, jest mocniejszy ode mnie. On was ochrzci Duchem Świętym i ogniem.
Garbus podszedł bliżej i położył ręce na ramionach młodzieńca.
– A kiedy Paweł nałożył im ręce, Duch Święty spłynął na nich. Niechaj tedy spłynie i na ciebie w tej godzinie. Przyjmij błogosławieństwo od Boga i od nas. Niech Bóg cię błogosławi i niech zachowa twoją duszę przed złą śmiercią, i doprowadzi cię do dobrego końca. I niechaj uchroni cię przed Bestią.
Jeden z Credentes podał garbusowi Świętą Księgę. Ten podniósł Ewangelię do góry, a potem nałożył ją młodzieńcowi na głowę.
– Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła…
Tak zatem, Vincencie, jesteś teraz Dobrym chrześcijaninem. Pamiętaj jednak o postach i ascezie. Nie wolno ci współżyć cieleśnie, czynić zła, przysięgać, kraść, zabijać, spożywać mięsa ani innych rzeczy, które są wynikiem spółkowania. Albowiem we wszelakich istotach żywych są zamknięte duchy aniołów, które zostały strącone z nieba na ziemię, a zabijając je, zmuszamy naszych braci do wiecznej wędrówki w ciałach – bez celu i na zatracenie. A wy radujcie się, Wierzący, gdyż oto jeszcze jeden z was szczęśliwie dostąpił zbawienia i od dziś nie musi już lękać się Bestii.
Wierni zaczęli klękać i kłaniać się po trzykroć.
– Pomóż nam! – zawołała jakaś kobieta. – Ocal przed Bestią. Błagam…
– Każdy, kto przyjmie consolamentum – powiedział garbus – będzie wolny od strachu przed demonem. Ale i wy, zacni Credentes, nie musicie lękać się jej tchnienia. Wypatrujcie znaków! Wypatrujcie cyfr od Boga, którymi ostrzega on przed nadchodzącym nieszczęściem. Jeśli je zobaczycie, uciekajcie od nich jak najszybciej, a nic wam nie będzie!
Villon pochylił głowę. Nie słuchał. Znaki… Cyfry, które garbus rył na murach i bramach, były sygnałem dla albigensów, iż wkrótce w naznaczonym w taki sposób miejscu wydarzy się nieszczęście. A więc o to chodziło… Kościół był bezsilny wobec kataklizmów zapowiadających nadejście Bestii. I nie potrafił jej zatrzymać. W obliczu śmierci i pod wpływem grozy mieszczanie i rycerze odwracali się zatem od rzymskiego krzyża i zwracali w stronę wiary Dobrych ludzi… Kim jednak byli owi Dobrzy mnisi? I jaką rolę w tym wszystkim odgrywała Marion? I skąd, u diabła, garbus wiedział, gdzie wydarzą się kolejne kataklizmy?
Podniósł głowę i zamarł. Garbusa nie było już przy drzewie. Do diabła, gdzie on poszedł?! Villon rzucił krótkie spojrzenie za siebie. Katarzy przyklękli, spuścili głowy, a kaleka przepychał się pomiędzy nimi, kołysząc się pokracznie. Doskonały zmalał, zszarzał. Znów był ohydnym garbusem w porwanej jopuli, zmierzał szybko w stronę wyjścia.