Выбрать главу

– Czyli właściwie można powiedzieć, że Ziemia jest Piekłem – stwierdza z rozbawieniem archanioł Rafał.

Archanioł Gabriel dodaje:

– Reinkarnacja to trochę jak matura. Kiedy oblewamy egzamin, powtarzamy klasę. Jeśli o was chodzi, właśnie oblaliście. Wracacie zatem do punktu wyjścia, czeka was powtórka z życia.

Pochylam głowę.

Rose – moja żona, Amandine – moja przyjaciółka i ja, wszyscy myślimy sobie: „Kolejne życie na marne".

Ile osób przed nami musiało podobnie westchnąć?

Jednak następni nieboszczycy niecierpliwią się. Musimy zwolnić miejsce. Święty Piotr odprowadza nas w stronę góry. Wspinamy się na jej wierzchołek, z którego bije potężny promień światła. To właśnie ono nas tu doprowadziło. Tuż pod nim widnieją dwa wejścia do korytarzy biegnących do wnętrza góry. Pierwszy otwór ma brunatną otoczkę, drugi zaś niebieską. Brunatny prowadzi ponownie w stronę Ziemi, niebieski wiedzie do krainy aniołów. Nie ma żadnych drogowskazów, lecz jak wszędzie tutaj, informacje zapisane są bezpośrednio w naszych umysłach.

Skinąwszy nam głową na pożegnanie, święty Piotr oddala się, pozostawiając nas przed brunatnym korytarzem.

– Do zobaczenia wkrótce, po waszym kolejnym życiu! – rzuca lakonicznie.

Ruszamy w głąb tunelu. W połowie drogi zatrzymuje nas błona podobna do tych, które odgradzały Siedem Niebios od siebie. Kiedy pokonamy tę przeszkodę, runiemy w dół do kolejnego życia. Amandine spogląda na mnie, gotowa do drogi.

– Żegnajcie, przyjaciele. Postarajmy się odnaleźć w naszym przyszłym istnieniu.

Dyskretnie puszcza do mnie oko. Nie udało jej się zdobyć mnie jako stałego partnera w tym życiu, liczy więc, że uda jej się to w następnym.

– Naprzód w stronę nowych przygód! – woła, rzucając się w dół.

Rose przytula się do mnie. Szepczę jej do ucha słowa, którymi tanatonauci wznoszą swój okrzyk bojowy podczas wielkich bitew na kontynencie zmarłych.

– Ty i ja, razem, przeciwko tym wszystkim imbecylom!

Nie mamy ciał, by mogły one złączyć się w uścisku, nasze dwie ektoplazmy całują się więc w usta. Moje wargi nie czują nic, lecz mój „byt" czuje się wzruszony.

– Razem… – powtarza jak echo Rose.

Jeszcze przez chwilę trzymamy się za ręce. Za końce palców. Nasze palce wskazujące stapiają się w jedno, następnie tylko się muskają, wreszcie rozdzielają się.

Rose odwraca się, by zakończyć już tę przykrą chwilę, i rusza w stronę swojej nowej inkarnacji.

No dobra, teraz moja kolej. Zapuszczam się energicznym krokiem w głąb korytarza, powtarzając sobie, że muszę w następnym życiu pamiętać, iż kiedyś byłem tanatonautą.

Moja ektoplazma drży. Wreszcie dowiem się, co kryje się za tą ścianą…

Po drugiej stronie śmierci znajduje się…

Dobry chwyt! Oto co się liczy! Dobry chwyt i odpowiednia ilość talku na dłoniach. Jestem cyrkowym akrobatą. Trapezistą. Bez siatki. Przy dobrym chwycie wiem, że nic mi nie grozi. Zresztą nigdy nie myślę o śmierci i dobrze mi z tym. Wiem, że kiedy się spojrzy w dół, łatwo wtedy spaść. Więc nie znam śmierci. I tak, mówiąc między nami, wolałbym rozmawiać o czymś innym. Widział pan już mój występ?

Źródło: przypadkowa osoba biorąca udział w sondzie ulicznej.

3. APELACJA

…ręka. Czyjaś ręka łapie moją duszę i nieruchomieje.

Przeźroczysty osobnik uniemożliwił mi skok, a teraz oświadcza, rozwścieczony, że to skandal, iż mój proces odbył się podczas jego nieobecności.

– To niezgodne z procedurą, musimy to powtórzyć.

Dla Rose i Amandine też wszystko mogłoby potoczyć się inaczej, ale dla nich jest już za późno. Zaszły już zbyt daleko w głąb korytarza. Ja mogę jednak stanąć ponownie przed Sądem.

Mój rozmówca jest niskim, brodatym człowieczkiem o rozgorączkowanym spojrzeniu ukrytym za binoklami. Ciągnie mnie, popycha, naciska. Twierdzi, że jest moim „aniołem stróżem".

A więc miałem swojego anioła stróża? Kogoś, kto czuwał nad moimi poczynaniami? Może nawet pomagał… Wiadomość ta dodaje mi otuchy i zadziwia jednocześnie. A zatem nie byłem sam. Przez całe życie ktoś mi towarzyszył. Przyglądam mu się uważniej.

Ta krucha sylwetka, ta bródka, te okularki rodem z dziewiętnastego wieku… Wydaje mi się, że gdzieś go już widziałem.

Mężczyzna przedstawia się: Emil Zola.

– Emil Zola, autor Terminalu? – Do usług, proszę pana. Ale nie czas teraz na uprzejmości. Czas nas goni. Pośpieszmy się.

Twierdzi, że śledzi moje życie od samego początku i zapewnia, że nie powinienem się teraz poddawać.

– Intryga… hm, to znaczy karma była dobra. Skok nieudany. Ale przede wszystkim procedura osądzenia duszy nie została dopilnowana. Wyrok jest niesprawiedliwy.

Krzywdzący. Antyspołeczny.

Emil Zola wyjaśnia mi, że zgodnie z literą obowiązującego w Raju prawa anioł stróż powinien być obecny podczas ważenia mojej duszy, by móc w razie potrzeby posłużyć mi za adwokata.

Wyciąga mnie z tunelu i popycha w stronę miejsca, gdzie wciąż siedzą trzej archaniołowie. Przepychając się, dociera do nich i żąda wznowienia procesu. Grozi, że nada tej sprawie rozgłos. Obiecuje, że jego interwencja wejdzie do orzecznictwa. Powołuje się na wszystkie zasady obowiązujące w Raju. Grzmi:

– Oskarżam archaniołów o oszustwo podczas ważenia duszy mojego klienta. Oskarżam archaniołów o odrzucenie naprędce niewygodnego dla nich procesu. Oskarżam wreszcie Sąd Niebieski o to, że zależało mu na jak najszybszym odesłaniu tej duszy, której jedynym grzechem jest nadmierna ciekawość!

Najwyraźniej archaniołowie nie spodziewali się takiego przedstawienia. Zapewne nie co dzień ktoś ośmiela się podać w wątpliwość słuszność ogłoszonego przez nich wyroku.

– Panie Zola, bardzo proszę. Musi pan przyjąć werdykt Sądu Niebieskiego.

– Nie ma mowy, panie Archaniele Gabrielu. Mówię i powtarzam, że rozpatrując mojego klienta jedynie pod kątem jego działań jako tanatonauty, zapomnieli sędziowie pochylić się, jak powinni to uczynić, nad jego życiem i codziennymi uczynkami. Tymczasem od tego powinno się zacząć. Nalegam, bowiem pan Michael Pinson wiódł bardzo przykładne życie. Był dobrym mężem, ojcem, obywatelem, wyjątkowym przyjacielem, jego bliscy mogli zawsze na niego liczyć. Całe jego życie było doskonałe i prawe. Liczne były jego szczodre gesty, a w zamian każe mu się wrócić i cierpieć na Ziemi. Nie pozwolę, by jego dusza została tak bezceremonialnie spalona!

Po chwili milczenia Rafał rzekł:

– Hm… Co pan o tym sądzi, panie Pinson? W końcu to pan jest głównym zainteresowanym, jak mniemam. Czy chce pan ponownie stanąć przed sądem?

Teraz, gdy wszyscy, których kocham, Rose, Amandine, Raoul i Freddy, nie są już przy mnie, czuję się nieco demotywowany. Muszę jednak przyznać, że zapał Emila Zoli łatwo się udziela. Gdyby Dreyfus miał innego obrońcę, bez wątpienia jego sprawa nigdy nie zostałaby ponownie rozpatrzona.

– Chcę zostać… ponownie osądzony.

Emil Zola promienieje.

Archaniołowie wyglądają na niezadowolonych.

– No dobrze, dobrze, jeszcze raz zważymy tę duszę – zgadza się archanioł Michał.

Od śmierci mamy odnoszę wrażenie, że moje życie straciło wszelki sens. Jestem tutaj, to prawda, ale wciąż żyję tylko wspomnieniami o niej. Była dla mnie wszystkim. Teraz czuję się zagubiony.

Źródło: przypadkowa osoba biorąca udział w sondzie ulicznej.

Mój proces może wreszcie odbyć się jak należy. Trzej archaniołowie przedstawiają mi minione życie i pomagają skomentować każdy dobry i zły uczynek. Kryteriami przy ocenie moich działań są ewolucja, empatia, atencja i chęć czynienia dobra. Widzę moje życie jako mozaikę ulotnych chwil, jak film wideo, którego niektóre fragmenty przewijane są szybciej, inne w zwolnionym tempie. Czasami obraz zatrzymuje się, bym mógł lepiej zdać sobie sprawę z tego, co się wówczas wydarzyło.