Jeśli o mnie chodzi, to nie mam pojęcia, z kim mam do czynienia. Ponieważ jednak nie jestem w stanie stawić czoła siedmiu osiłkom, czekam spokojnie na dalszy ciąg wydarzeń.
– Mam pewną teorię – ciągnie właściciel. – Są ludzie, z którymi los każe nam się spotykać. Jeśli nawet nie dotrzemy na spotkanie, przypadek zorganizuje nam kolejne. Jeśli i na to się nie stawimy, możemy być pewni, że nadarzy się jeszcze jedna okazja do spłaty długów. Niektórzy nazywają to zbiegiem okoliczności albo déjà vu. Ja wiedziałem, gdzie na ciebie znów trafię. Scena ta stawała mi przed oczami i nie był to zły sen. O nie!
Mężczyzna wodzi bronią po moim brzuchu i mówi dalej:
– Buddyści twierdzą, że spotkania te powtarzają się w każdym z naszych istnień. Wrogowie w tym życiu pozostaną naszymi wrogami w kolejnych wcieleniach. W wielu religiach wierzy się, że pewne grupy dusz będą wiecznie poszukiwać się wzajemnie, dopóki nie wyrównają rachunków. Na dobre i na złe. W poprzednim wcieleniu byłeś może moją żoną i ciągle się kłóciliśmy. Jeszcze wcześniej byłeś może moim ojcem i mnie biłeś. A jeszcze kiedyś władcą kraju, z którym byłem w stanie wojny. Jak widać, nie kocham cię już od bardzo dawna…
Właściciel kasyna wkracza w krąg światła. Jasny promień padający z latarni wyłania jego twarz z mroku. Wciąż nie rozpoznaję jednak jego rysów. On chyba czyta w moich myślach.
– Z pewnością odnalazłeś swoich przyjaciół. Nadeszła teraz pora na spotkanie z wrogami.
Przyglądam mu się, lecz pamięć nic mi nie podpowiada. Ostrze noża coraz mocniej napiera na moją skórę. Pojawia się krew.
Piotr.
Rosja ma dwieście milionów mieszkańców, lecz ja raz po raz trafiam na własnego ojca, Wanię, Wasyla i Piotra! To zbyt wiele zbiegów okoliczności. Brakuje jeszcze tylko mamy. Zaczynam wierzyć, że i to mnie nie ominie.
Czyżby Piotr miał rację? Czy rzeczywiście istnieją rodziny dusz, których drogi bez przerwy się przecinają? Jak inaczej wytłumaczyć te wszystkie spotkania?
Najspokojniejszym w świecie głosem pytam:
– Dość czczego gadania. Czego chcesz, Piotrze? Pojedynku, jak za starych, dobrych czasów?
– Nie. Chcę tylko, żeby moi kumple trzymali cię mocno, gdy ja się będę z tobą rozprawiał. Na tym polega eliminacja darwinowska. W chwili obecnej to ja jestem lepiej przystosowany do życia niż ty, bo ty stoisz tu sam, a ja mam silnych kumpli. Pamiętasz to jeszcze?
Odsłania szramę tuż nad pępkiem.
– W dniu, w którym zadałeś mi tę ranę, równowaga wszechświata została zachwiana. Muszę to naprawić.
Piotr bierze rozbieg i wbija mi nóż w brzuch. To naprawdę bardzo boli. Moje wnętrzności płoną i promieniują bólem. Zginam się wpół. Krew spływa mi po kolanach.
– Na tym polega przywrócenie równowagi – mówi Piotr. – We wszechświecie znów panuje harmonia. Chodźcie, chłopaki.
Padam na ziemię. Wokół mnie kałuża krwi powiększa się z każdą chwilą. Próbuję zacisnąć ranę, by powstrzymać wypływ tej letniej substancji, która jest mi niezbędna do życia.
Zimno mi.
Bardzo zimno. Moje palce sztywnieją. Niemal ich już nie czuję. To samo odrętwienie zaczyna ogarniać ramiona. Potem nogi, aż po same palce. Czuję, jakbym się kurczył. Umieranie jest naprawdę bardzo nieprzyjemne. Nie polecam nikomu. Wszystko mnie boli. Cały drętwieję. Tak mi zimno. Drżę.
Całe fragmenty mojego ciała stają się nieczułe. Nie mogę zmusić ręki do ruchu. Wciąż pozostaje w tej samej pozycji, przygnieciona moim brzuchem. Patrzę na nią. Jest niczym przedmiot, który już do mnie nie należy. Co się teraz stanie? Mam wrażenie, że jakieś przyjemne światło ciągnie mnie ku górze.
Boję się.
Mdleję.
Umieram.
150. CZY LUDZKOŚĆ JEST ROZPUSZCZALNA?
Igor umrze! To zdecydowanie za wcześnie. Szybko, muszę go ocalić.
Koncentruję się na kocie, zmuszając go, żeby wspiął się na balkon i zamiauczał. Zsyłam zły sen na jego właścicielkę, która śpi, a powinna jak najszybciej wstać. Kobieta budzi się, słyszy kota, wychodzi po niego na balkon. Zsyłam na nią intuicję, by spojrzała na dół w lewo. Dostrzega rannego Igora. Jej pierwszym odruchem jest zamknięcie okna i odejście. Wysyłam jej jednak znaki: przewracający się krzyż, trzaskające drzwi, brzęczenie w uszach. Wreszcie kobieta dostrzega związek między znakami a ciałem leżącym na dole. Przesądy każą jej zadzwonić po straż pożarną.
W remizie strażacy również śpią. Ich także muszę wybudzać koszmarami.
Wreszcie wóz strażacki wyrusza w drogę. Niestety ruch jest duży, a syrena zepsuta. Muszę zmuszać każdego kierowcę z osobna, by intuicyjnie spojrzał w tylne lusterko i przepuścił strażaków.
Strażacy odnajdują Igora. Towarzyszę mu w drodze do szpitala i robię wszystko, by zajęli się nim najlepsi lekarze.
I udało się.
Spoglądam na następną kulę. Ta także przychodzi gorszy okres. Jak oni to robią, że zawsze udaje im się wpakować w najgorsze tarapaty?! Widzę, jak zżera ją żądza zemsty. Szybko, próbuję zadziałać poprzez Ludivine. Nakazuję jej, by poszła po Billy'ego Wattsa i razem odwiedzili Venus. Wszystko trzeba naprawić ręcznie. Ludivine wyjaśnia, że nawet jeśli Chris Petters nie zostanie ukarany przez ludzi, stanie przed sądem niebieskim. To jednak nie przekonuje mojej klientki. Twierdzi, że skoro żyje w cynicznym świecie, gdzie mordercy mogą chodzić bezkarnie, ona nie widzi powodu, żeby samej się poprawnie zachowywać. Ona także przedkłada perwersję nad prawość.
No tak, z nią nie pójdzie zbyt łatwo.
Muszę sprawić, by jej umysł zmienił tor myślenia i przestał dążyć do zemsty. Zemsta to full time job, a moja klientka nie może tracić czasu na wyrządzanie innym zła.
Negocjacje są trudne. Wreszcie dochodzimy do konsensusu: Venus stłumi swoją nienawiść, żąda jednak w zamian sławy, dzięki której nie będzie już musiała obawiać się takich ludzi jak Petters. Do czego to podobne, żebym musiał używać cudów jako monety przetargowej w negocjacjach z moimi klientami! Obiecuję tylko, że uczynię, co będzie w mojej mocy.
Teraz Jacques. Ma to, czego sobie życzył. Jego książka została wydana, on jednak popadł w depresję. Czego tym razem chce? Miłości? To niewiarygodne! Od czasu romansu z Gwendoline jego potrzeby emocjonalne się podwoiły. Kogo by tu podsunąć… Jako że właśnie znajduję się w turkusowym lesie otaczającym jezioro, pytam jednego z moich sąsiadów, czy nie ma akurat na zbyciu wolnej klientki, która mogłaby wypełnić czyjąś pustkę emocjonalną.
Muszę przepytać około dziesięciu aniołów, zanim wreszcie udaje mi się znaleźć śmiertelniczkę, która będzie w stanie znieść szczególne cechy charakteru mojego klienta. Sprawiam, by przyśniła się Jacques'owi. To powinno się udać.
Przyglądam się otaczającym mnie aniołom. Raoul, Marilyn i Freddy szykują się do dalekiej podróży do innej galaktyki. Uprzedzam ich, że tym razem nie będę im towarzyszył, nie biorę więc udziału w lotach próbnych.
Raoul prosi, bym do niego podszedł. Udaję, że tego nie zauważam i kieruję swoje kroki w stronę Matki Teresy. Wygląda na taką, która odnalazła właściwą drogę. Świadoma swoich dawnych nietaktów, gorliwie nadrabia zaległości i obecnie wiedzie prym wśród innych aniołów, a instruktorzy nie mogą się jej nachwalić. Przynosi im kule jak dumna uczennica. Bez wahania doradza swoim klientom, by zwalniali służących kleptomanów albo inwestowali w przedsiębiorstwa wykorzystujące pracę dzieci z Trzeciego Świata. Każdemu powtarza: „Dzięki temu przynajmniej mają jakąś pracę". Zastanawiam się, czy Matka Teresa nie popadła z jednej skrajności w drugą. Zobaczmy, w jakim stanie znajdują się jej klienci. Wszyscy stali się materialistami, zboczeńcami seksualnymi i kokainistami.