Выбрать главу

Męczy mnie migrena. Nie opuszcza mnie właściwie, odkąd byłam małą dziewczynką. Ciągły, pulsujący ból. To schorzenie niszczy moje sprawy prywatne i zawodowe, moją radość życia. W mojej głowie wciąż tkwi małe zwierzątko, które drapie w ściany czaszki, jakby chciało wydostać się na zewnątrz. To nie do zniesienia. Żadnemu lekarzowi nie udało się określić przyczyny mojego cierpienia.

Pora na modlitwę: chciałabym, żeby ból głowy ustał.

160. JACQUES. 23 LATA

Mój wydawca wreszcie do mnie dzwoni. Wyniki sprzedaży nie są porażające. Moje Szczury sprzedały się w liczbie o połowę mniejszej, niż mieliśmy nadzieję. Każdego roku we Francji ukazuje się tyle powieści, że nie jest łatwo ściągnąć uwagę na konkretną pozycję. Żeby moja książka odniosła sukces, Paryż musiałby przeżyć inwazję szczurów, albo musiałby się właśnie rozpocząć chiński Rok Szczura. Ponadto żadna sława nie oszalała z zachwytu po przeczytaniu mojego dzieła.

– Ta historia ze współpracą, wzajemnością i przebaczeniem, jak na to wpadłeś?

– Przyśniło mi się.

– Taa… No więc myślę, że nie był to najszczęśliwszy pomysł. Rozmawiałem ze znajomym krytykiem, który uważa, że to taka mowa-trawa, a to go zawsze denerwuje. Szczur, który głosi konieczność przebaczenia… to wbrew wszelkim naukowo dowiedzionym informacjom na temat zachowania tych zwierząt. Szczury sobie nie przebaczają.

– Próbowałem wyobrazić sobie, jak szczury mogłyby ewoluować, gdyby były obdarzone świadomością. No cóż, krótko mówiąc, popłynęliśmy na tym?

– Hmm… Właściwie to popłynęliśmy we Francji – przyznaje Charbonnier – ale niespodziewanie, Szczury odniosły ogromny sukces w Rosji. W ciągu miesiąca sprzedaliśmy tam trzysta tysięcy egzemplarzy!

To brzmi lepiej.

– Jak to wyjaśnić?

– W Rosji telewizja jest na tak słabym poziomie, że ludzie czytają o wiele więcej niż we Francji.

Ja, który marzyłem o sławie, osiągnąłem ją, lecz nie w ojczystym języku. To prawda, nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, następnym jednak razem, kiedy będę się modlił, sprecyzuję: „Żeby się udało… we Francji".

Dzięki rosyjskiemu sukcesowi Charbonnier zgadza się przyjąć do druku moją drugą książkę. Czy mam już jakiś pomysł?

– Ech… tak… Odkrycie raju.

Nie mam pojęcia, co mi strzeliło do głowy. Słowa same popłynęły z moich ust.

– Dlaczego właśnie to?

– Znów za sprawą snu. Śnili mi się ludzie, którzy latali w przestrzeni kosmicznej w poszukiwaniu raju. Wydaje mi się, że można by z tego zrobić niezłą historię.

Wydawca jest innego zdania. Ludzie nie dojrzeli jeszcze do tego, żeby słuchać opowieści o raju z ust laika. Wszystkie książki na ten temat powstały, by „szerzyć wiarę". To święty temat.

Odpowiadam, że właśnie dlatego zabawne byłoby pozbawienie tego tematu cech świętości; nie można pozwolić, żeby o śmierci i o raju mówiły tylko religie i sekty.

Po chwili namysłu Charbonnier decyduje się mi zaufać. Kilka dni później na wystawie jednej z małych, zakurzonych księgarenek dostrzegam okładkę przecenionej książki: Tanatonauci. Niebieska spirala na czarnym tle oraz nazwisko: Michael Pinson. On także pisze o raju, chociaż tytuł wydaje mi się nieco naciągany – stąd zapewne brak sukcesu tego dzieła. A nawet dla tych, którzy zrozumieli znaczenie neologizmu „tanatonauta", temat śmierci stanowi oczywistą wadę tej pozycji. Kto miałby ochotę kupić książkę o umieraniu?

Ja. Kupuję ją i czytam. Próbuję znaleźć rozwiązanie zagadki, która przewija się przez cały tekst. „Jak narysować okrąg i jego środek, nie odrywając ołówka od papieru?" Rozwiązanie polega na tym, że trzeba zagiąć róg kartki (czyli zmienić jej wymiary), a następnie narysować spiralę biegnącą przez obie części odgiętego rogu… Długo łamałem sobie głowę, zanim się zorientowałem, że jest to dokładnie ten sam motyw, co na okładce.

Biorę się do pracy. Odłączam telefon. Nastawiam symfonię Z Nowego Świata Dvoraka. Wreszcie pozwalam popłynąć moim myślom.

Wymyślić raj nie jest łatwą sprawą. Nawet jeśli wiele mitologii o nim wspomina, miejsce to jest właściwie niesprecyzowane. Jak przedstawić je wiarygodnie? Jako planetę? To zbyt proste. Jako sześcian? Zbyt geometryczny. Grupę asteroid? Zbyt rozdrobnione. Po raz kolejny kot podsuwa mi pomysł. Mona Lisa II bawi się kurkiem przy wannie. Odkręca wodę. Znam jej zwyczaje – zaraz przewróci odkręconą butelkę z płynem do kąpieli, której bąbelkowa zawartość powoli rozleje się po dnie wanny.

Może dusze przypominają bańki mydlane? Wyobrażam sobie, jak wsysa je odpływ (czyli właśnie raj). Zostają porwane przez wir do kanalizacji, a następnie wypływają zupełnie gdzie indziej, w świecie tak złożonym, że trudno to w ogóle pojąć. Jak bańka mydlana mogłaby przeczuwać, skąd zostaje porwana i dokąd? W jaki sposób wyobraziłaby sobie wannę, ludzi, kanalizację, miasto, kraj, Ziemię? W najlepszym wypadku dostrzeże wodę i chłodną masę wanny…

Oto jaki pomysł podsuwa mi Mona Lisa II: odwrócony stożek, wir, wszystko wsysająca spirala…

161. WRESZCIE

Mam wrażenie, że lecimy już od miesięcy. Czuję się, jakbym pływał w oceanie. Na szczęście nie odczuwamy ani głodu, ani pragnienia, nie chce nam się też spać. Freddy opowiada dowcipy, żeby nas rozerwać. Kończy się na tym, że każdy z nich mówi po kilka razy. Udajemy, że tego nie zauważamy.

Od dawna już podróżujemy w kosmosie. Wreszcie, któregoś dnia…

– Galaktyka na horyzoncie! – wrzeszczy Raoul niczym wachtowy.

W oddali dostrzegamy poświatę. Nie jest to gwiazda. Dotarliśmy do Andromedy! Nie ma kształtu spirali, lecz wygląda jak soczewka. Z pewnością jesteśmy jedynymi Ziemianami, a nawet pierwszymi „Drogomlecznymi", którzy patrzą na nią z tak bliska.

Andromeda jest galaktyką młodszą od naszej, jej gwiazdy są bardziej żółte niż te należące do Drogi Mlecznej.

– Tym razem nam się udało.

Marilyn Monroe wskazuje palcem na środek galaktyki. Coś zauważyła – tam także znajduje się czarna dziura. Czyżby była to reguła obowiązująca we wszystkich galaktykach? Czarna dziura pełniąca rolę osi, wokół której kręci się gwiezdna masa?

Pikujemy w dół, w stronę wiru. Przelatujemy koło gwiazd, planet, meteorów, wsysanych przez ten niebieski otwór! Przyglądamy się im, gdy nagle dostrzegamy pędzącą duszę. Gdy mija pierwsze zaskoczenie, próbujemy ją dogonić, lecz niestety leci zbyt szybko.

Stajemy, starając się pojąć znaczenie tego, czego właśnie byliśmy świadkami. To była dusza. A więc mamy tu do czynienia ze świadomością. A zatem też z inteligencją. Otwierają się przed nami ogromne możliwości…

– Czyżbyśmy właśnie zobaczyli jakiegoś boga albo duszę pozaziemską? – zastanawia się na głos Raoul, wciąż przekonany, że uda mu się odkryć królestwo bogów.

Jeśli chodzi o mnie, Freddiego i Marilyn, bylibyśmy w pełni usatysfakcjonowani już samym spotkaniem z istotą pozaziemską…

Mijają nas kolejne ektoplazmy. Próbujemy je zatrzymać, lecz wszystkie nam się wymykają. Jeśli są to zmarli, to muszę przyznać, że nigdy w życiu nie widziałem, żeby dusza aż tak spieszyła się na Sąd Ostateczny.

– Psiakrew, psiakrew, psiakrew! – powtarza Raoul, wciąż oszołomiony.

Wreszcie ktoś nas zauważa i przywołuje.

– Kim jesteście?

To ektoplazma, lecz bijąca od niej poświata różni się od naszej. Nasza aura ma błękitny odcień, jej natomiast wpada raczej w róż.

– Aniołami z Ziemi.

Wygląd tego pozaziemskiego anioła nie jest wcale niezwykły. Chudy jak patyk, przypomina zawiadowcę z prowincjonalnej stacji kolejowej. Najwyraźniej jest równie zaskoczony jak my.