– Doktorze Lewis, powiedziano mi, że będzie pan w stanie rozwiązać pewien problem, z którym borykam się od dzieciństwa. Podobno jest pan jedyną osobą na świecie, która jest w stanie mi pomóc.
Dr Lewis wycofuje się w głąb domu i wpuszcza mnie do środka. Prosi, bym usiadła na kanapie w salonie, wyciąga butelkę whisky, lecz zamiast mnie nią poczęstować, sam sobie nalewa solidną dawkę. Nie zdążam nawet otworzyć ust, gdy mi oznajmia, że jestem kobietą jego życia. Odkąd ujrzał mnie w telewizji, zrozumiał, że to ze mną i nikim innym chce dożyć swych dni. Co wieczór rozmyśla o mnie w pokoju udekorowanym moimi plakatami. Ups. Oby tylko nie miał kalendarza dla kierowców ciężarówek…
Nagle, tknięty podejrzeniem, lekarz pyta mnie, czy aby na pewno jestem prawdziwą Venus Sheridan. Następnie podbiega do okna i szuka ukrytej kamery, myśląc, że uczestniczy w jakimś programie telewizyjnym. Dodaje sobie animuszu dwoma kolejnymi szklankami whisky.
– Nie śmiałem marzyć, że ta chwila kiedykolwiek nastąpi – mówi. – W najśmielszych fantazjach wyobrażałem sobie najwyżej, że podejdę do pani i poproszę o autograf. Nic poza tym.
Nie jestem nieczuła na takie przejawy zainteresowania i szacunku. Ten człowiek mnie wzruszył. Wpatruje się we mnie niczym w zjawę. Kiedy znowu zacznie oddychać, zadam mu moje pytanie.
– Niełatwo przyjdzie panu uwierzyć w okoliczności, dzięki którym trafiłam tutaj do pana. Postanowiłam jednak być z panem szczera – jedynie tak można wszystko wyjaśnić. Za pośrednictwem pewnego medium udało mi się porozmawiać z moim aniołem stróżem, który mi wyjawił, że cierpiał pan z tego samego powodu, co ja i że pan jeden może mi pomóc. Przebyłam więc tysiąc dwieście kilometrów, żeby się z panem spotkać.
Dr Lewis wciąż jest nieco zdezorientowany, chociaż whisky pomaga mu powoli odzyskać równowagę ducha. Mimo to bełkocze:
– Anioł… anioł stróż poradził… pani… spotkanie ze mną!
W tej chwili zdaję sobie sprawę z własnej głupoty. Biedna Venus, naprawdę nisko upadłaś. Wystarczy, że jakiś kiepski jasnowidz podszepnie ci byle co, a ty już jesteś skłonna we wszystko uwierzyć. Prawda, masz dobre usprawiedliwienie – twoje migreny są nie do zniesienia i jak dotąd nikomu nie udało się nic na nie zaradzić.
– Anioł – powtarza z powagą w głosie dr Lewis.
– Oczywiście pan nie wierzy w anioły – mówię.
– Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. Ale to bez znaczenia, najważniejsze jest to, że mogę cieszyć się pani obecnością tutaj.
Pora, by przejść do rzeczy, zanim gość znowu zacznie się rozmarzać. Oznajmiam:
– Jestem chora. Czy może mnie pan wyleczyć?
Na jego twarz powraca wyraz powagi. Lekarz bierze górę nad admiratorem.
– Nie jestem internistą, lecz ginekologiem-położnikiem, ale zrobię wszystko, by pani pomóc. Na czym polega pani problem?
Ponieważ nadal nie mogę doczekać się kieliszka, sama nalewam sobie nieco whisky i wypijam łyk, zanim udaje mi się wypowiedzieć znienawidzone słowo.
– Migrena.
– Migrena?
Lewis wpatruje się we mnie dłuższą chwilę, po czym szeroki uśmiech rozświetla jego twarz, do tej pory nienaturalnie spiętą. To tak, jakby jego umysł doznał olśnienia, a moja trudna do pojęcia obecność w jego domu wreszcie stała się oczywista. Rozmawiamy całą noc.
Od małego, podobnie jak i ja, Raymond Lewis jest ofiarą straszliwych, doprowadzających go do szału migren. Kierując się intuicją albo może natchniony przez osobistego anioła stróża, dostaje się na medycynę, wybierając jako specjalizację ginekologię.
Jako lekarz położnik jest zafascynowany bliźniętami. Jego zdaniem bardzo często dochodzi do zapłodnienia dwóch jajeczek jednocześnie. Rzadko jednak obydwa płody się rozwijają. Zazwyczaj po upływie trzech miesięcy ciało kobiety pozbywa się jednego z nich.
Raymond jest niewyczerpanym źródłem informacji na ten temat. Pewnego dnia wyciągnął z brzucha matki dwoje dzieci, jedno żywe, drugie martwe. Od tej pory zaczął się interesować innym, mniej znanym fenomenem – zespołem TTTS. Określenie to wydaje mi się znajome, ale nie przerywam Lewisowi jego wywodu.
– Zazwyczaj każde z bliźniąt jest połączone pępowiną z rodzicielką, nie istnieje bezpośrednia łączność pomiędzy samymi dziećmi. Od czasu do czasu pojawia się jednak niewielka żyłka je łącząca. Wtedy obydwa płody wymieniają się płynami odżywczymi. Dzięki temu połączeniu tworzy się między nimi bliskość o wiele silniejsza niż między zwykłymi bliźniętami. Jednak około szóstego lub siódmego miesiąca ciąży bliskość ta pociąga za sobą śmierć jednego z dzieci. W tym bowiem okresie jedno z nich zaczyna niszczyć drugie, wysysając z niego wszystkie substancje odżywcze.
Zamieniam się w słuch. Z każdym zdaniem Raymonda coraz mocniej czuję, że istotnie kiedyś czegoś takiego doświadczyłam.
– Jedno z dzieci uzależnia od siebie drugie, możemy wręcz mówić o biorcy i dawcy. Dziecko, które przychodzi na świat żywe, nabywa wszystkie cechy zmarłego płodu i rodzi się w lepszej formie niż większość dzieci. Powinna pani zapytać swoją matkę, czy lekarze nie znaleźli podczas porodu drugiego, martwego płodu.
Czegoś jednak nie rozumiem.
– Ale jaki to może mieć związek z migrenami?
– Już samo słowo dostarcza odpowiedzi. MIGRENA, od greckiego hemikrania, czyli „ból połowy czaszki". Pani cierpienie spowodowane jest wspomnieniem bliźniaczego brata lub siostry – będącego niegdyś pani drugą połową.
177. ENCYKLOPEDIA
CYKL SIEDMIOLETNI. (DRUGI KWADRAT 4 x 7): Pierwszy kwadrat kończy się budową własnego kokonu i wejściem człowieka w drugą serię cyklów siedmioletnich.
Od 28 do 35 lat: Ugruntowanie się ogniska domowego. Po ślubie, mieszkaniu i samochodzie przychodzi czas na dzieci. Jeśli jednak pierwsze cztery cykle nie miały solidnych podstaw, gospodarstwo się rozpada. Jeżeli związek z matką nie został należycie przeżyty, ta będzie dręczyła swoją synową. Jeśli stosunki z ojcem nie układały się najlepiej, ten będzie wtrącał się w sprawy małżeństwa swoich dzieci. Jeśli bunt przeciwko układom społecznym nie został samoistnie rozwiązany, spowoduje konflikty w pracy. 35 lat to często wiek, w którym niedojrzały kokon się rozpada. Rozwód, zwolnienie, depresja i choroby psychosomatyczne. Pierwszy kokon zostaje wówczas porzucony i…
Od 35 do 42 lat: Rozpoczynamy wszystko od zera. Po ustąpieniu kryzysu człowiek zaczyna budowę następnego kokonu, wzbogacony o błędy i doświadczenia z poprzedniego etapu. Konieczne jest ponowne rozpatrzenie stosunku do matki i kobiecości oraz do ojca i męskości. To okres, w którym rozwiedziony mężczyzna odkrywa zalety kochanek, a rozwiedzione kobiety doceniają atrakcyjność kochanków. Obie strony usiłują określić, czego spodziewają się nie tylko po małżeństwie, lecz także po płci przeciwnej.
Na społeczeństwo również należy spojrzeć świeżym okiem. Wybieramy zawód, nie mając już na względzie jedynie zdobycia odpowiedniego zabezpieczenia na życie – oceniamy też, jaką nam sprawia przyjemność oraz ile czasu wolnego nam pozostawi. Po rozpadzie pierwszego kokonu człowieka wciąż pociąga wizja jak najszybszego zbudowania drugiego. Nowe małżeństwo, nowy zawód, nowa postawa. Jeśli skutecznie pozbędziemy się niepotrzebnego balastu, bez trudu stworzymy lepszy kokon. Jeśli jednak nie pojmiemy błędów przeszłości i wykorzystamy do budowy dokładnie tę samą formę – spotkają nas dokładnie te same zawody. Nazywamy to błędnym kołem. Kolejne cykle będą jedynie powielać te same błędy.
Od 42 do 49 lat: Podbój społeczeństwa. Po utworzeniu drugiego, zdrowszego kokonu, człowiek może zacząć cieszyć się swoim związkiem, rodziną i pracą oraz zająć się rozwijaniem własnej osobowości. Zwycięstwo to prowadzi do nowych zachowań.