Выбрать главу

Możemy stać się, na przykład, bardziej żądni oznak sukcesu materialnego: chcemy więcej pieniędzy, większego komfortu, więcej dzieci, więcej kochanek lub kochanków, więcej władzy. Wciąż chcemy powiększać i wzbogacać nasz nowy, zdrowy kokon.

Możemy też wyruszyć na podbój nowego terytorium, jakim jest umysł, i całkowicie oddać się kształtowaniu swojej osobowości. Logicznie rzecz biorąc, okres ten powinien zakończyć się kryzysem osobowościowym, pytaniami egzystencjalnymi. Dlaczego jestem? Dlaczego żyję? Co – poza zdobyciem pieniędzy – powinienem uczynić, żeby nadać sens mojemu istnieniu?

Od 49 do 56 lat: Rewolucja duchowa. Jeśli człowiekowi udało się stworzyć swój kokon i może się realizować w rodzinie i pracy, naturalną koleją rzeczy jest poszukiwanie mądrości. Wtedy też rozpoczyna się najwspanialsza przygoda, jaką jest rewolucja duchowa.

Poszukiwanie duchowe, jeśli przeprowadzone jest szczerze, bez posługiwania się rozważaniami w grupie i gotowymi ideami, nigdy nie może się znudzić. Zajmie nam resztę życia.

KONIEC DRUGIEGO KWADRATU 4x7 LAT.

NB. 1: Ewolucja przypomina kształtem spiralę. Co 7 lat wznosimy się oczko wyżej i przechodzimy przez te same etapy: rozpatrujemy nasz stosunek do matki, do ojca, do społeczeństwa i do konstrukcji własnej rodziny.

NB. 2: Czasami ludzie celowo dążą do porażki w rodzinie lub pracy, by zostać zmuszonymi do powtórzenia cyklu. Opóźniają tym samym chwilę, w której będą musieli przejść w fazę duchową, obawiają się bowiem spotkania z własnym ja.

Edmund Wells,

Encyklopedia wiedzy względnej i absolutnej, tom IV

178. MAŁY KŁOPOT

Marilyn Monroe bardzo zależało na tym, by lecieć na czele naszego rombu w czasie drogi powrotnej. Daje nam znak. W oddali dostrzega podejrzane kształty.

Dobry Boże, przecież to wędrujące dusze! Na horyzoncie dostrzegamy coraz więcej świetlistych punkcików. Cała armia wędrujących dusz! Zgromadziły się tu ich dziesiątki.

– Oj, oj, oj! – niepokoi się Freddy. – Ten komitet powitalny nie wróży nic dobrego.

– Zawracamy? – pyta Marilyn Monroe.

Na czele wrogiej armii widać wiele postaci historycznych. Jest tam Szymon z Montfort, postrach katarów, po jego lewej Torquemada, okrutny inkwizytor, oraz Al Capone i jego gangsterzy w kapeluszach. Niezłe towarzystwo.

Rabin Meyer próbuje negocjacji i pyta, o co im chodzi. Wtedy naprzód wysuwa się postać, którą znam niestety aż nazbyt dobrze: Igor. „Mój" Igor. Co on tu robi? To straszne! Umarł podczas mojej nieobecności!

– Igor, jak mogłeś…

Mierzy mnie wzrokiem bez cienia litości w spojrzeniu.

– To ty jesteś tym słynnym Michaelem Pinsonem. Byłeś moim aniołem stróżem i mnie nie ocaliłeś. Patrz, co się ze mną stało z twojej winy!

Unoszę się gniewem:

– Walczyłem o twoje życie! Spełniałem twoje życzenia! Dzięki mnie uniknąłeś licznych życiowych potrzasków!

– Nie podołałeś swojemu zadaniu. Najlepszym na to dowodem jest moja tu dzisiaj obecność!

– Przestałeś zwracać uwagę na znaki, które ci wysyłałem.

– Trzeba było wyrażać się jaśniej – odpiera zarzut Igor. – Wiem, że porzuciłeś mnie tylko po to, by móc zaspokoić swoje szalone ambicje. Gdzie byłeś, kiedy cierpiałem? Gdzie byłeś, kiedy cię wzywałem? Na jakiejś odległej planecie, ty pyszałku! Mam ci to za złe, nawet nie wiesz, jak bardzo!

Krzywię się z niezadowoleniem. Edmund Wells uprzedzał mnie, że nadejdzie dzień, w którym będę musiał tłumaczyć się przed swoimi klientami.

– Przyznaję, że popełniłem błąd. Ale ty powinieneś nauczyć się przebaczać.

– Przebaczać? A to dobre! Ja nie jestem aniołem, w przeciwieństwie do ciebie.

I pomyśleć tylko, że tak się o Igora martwiłem. Współczułem mu, kiedy matka chciała go zabić, kiedy mieszkał w sierocińcu, w poprawczaku, w szpitalu i kiedy zaciągnął się do wojska. A teraz oto stał się moim bezpośrednim przeciwnikiem.

Igor informuje nas, że wędrujące dusze są zmęczone bezterminowym włóczeniem się po Ziemi. Wyprawa na inną planetę pozwoliłaby im nieco się rozerwać.

– Tam też będziecie tylko wędrującymi duszami – zauważa Marilyn Monroe.

– To nie takie pewne. Jeśli o mnie chodzi, jestem przekonany, że trawa jest tam bardziej zielona.

– O co wam chodzi? – pyta Raoul.

– Chcemy was pokonać i zmienić w upadłe anioły. Mamy już kilku takich w naszych szeregach. Kiedy do nas dołączycie, z radością wskażecie nam drogę do waszej tajemniczej planety.

– Wydawało mi się, że upadłe anioły to takie, które kochały się z Ziemianami.

– To jeden ze sposobów, by popaść w ciemną otchłań, są jednak jeszcze inne…

Upadłe anioły unoszą się nad szereg wędrujących dusz, kierując nimi z wysokości.

– Nie będzie łatwo – mruczy Freddy.

– Może zawrócimy? – sugeruje niepewnie Marilyn Monroe.

– Nie mamy już wyboru – stwierdza Freddy Meyer. – Jeśli uciekniemy, dogonią nas i zaatakują od tyłu. Poza tym nasz strach dodałby im energii. Musimy im stawić czoła.

Zbliżają się. Stanowią dziwaczną armię, która ma w swoich szeregach rycerzy w zbrojach, samurajów, trucicieli z dworu Ludwika XIV, seryjnych morderców, desperatów, którzy nie mają już nic do stracenia. Ci osobnicy nie boją się niczego! W ciągu swoich poprzednich istnień nagromadzili tyle straszliwych zbrodni, że potrzeba by wielu tysięcy reinkarnacji, żeby odzyskać twarz. Na dodatek upadłe anioły stale podjudzają ich przeciwko nam.

Są już bardzo blisko. Szymon z Montfort nawołuje, by dusze ustawiły się w szyku bojowym. Nie rozumiem, dlaczego myślą, że jesteśmy aż tak silni, dlaczego pojawiły się tak licznie? Będziemy musieli stoczyć walkę z setką wojowników!

– To będzie prawdziwy Armagedon – oznajmia Torquemada.

– Do ataku! – rozkazuje Igor.

179. VENUS. 26 LAT

Raymond Lewis. Jeszcze ciągle nie mogę w to uwierzyć, ale ledwie go ujrzałam, wiedziałam, że ten mężczyzna jest stworzony dla mnie. Miły, łagodny, inteligentny i tak bardzo mnie podziwia.

Chcę mieć z nim dzieci. Modlę się o to.

180. BITWA. ARMAGEDON 2

Wędrujące dusze otaczają nas. Tak jak niegdyś postąpiliśmy z Inkami, teraz też próbujemy zrozumieć ich cierpienie i wesprzeć je, niestety one zdają się nieczułe na nasze współczucie. Po pierwszej szarży, mającej na celu przetestowanie naszej odporności, dusze przegrupowują się i szykują do kolejnego ataku.

– Tym razem empatia nie wystarczy – stwierdza Raoul. – Potrzebujemy silniejszej broni.

Freddy Meyer analizuje przez chwilę sytuację i ogłasza:

– Miłość! Wykorzystajmy miłość! Wędrujące dusze są niczym bite dzieci. Nie przyzwyczajono ich do bycia kochanymi. Szaleją, bo jest im wszystko jedno, a cięgi nie robią już na nich wrażenia. Jeśli je pokochamy, zostaną rozbrojone.

Raoul, Freddy, Marilyn i ja stajemy jak najbliżej siebie. Wnętrza naszych dłoni się rozświetlają. Promień światła rzucany przez nasze prawe dłonie (oprócz Marilyn, która jest leworęczna) pozwoli nam dotknąć miłością całą kohortę duchów.

– Do ataku! – woła Igor.

Ruszają zwartym szeregiem. Skierowujemy w ich stronę świetliste promienie niczym dzidy i nasza miłość rzeczywiście zbija je z tropu. Zatrzymują się. Pełny efekt zaskoczenia. Część dusz dołącza do nas. Pozostaje tylko pozwolić im przejść przez nas, by natychmiast wzbiły się do Raju, gdzie zostaną skierowane na drogę reinkarnacji. Udaje nam się usidlić tym sposobem około dziesięciu dusz.

Igor zarządza odwrót. Duchy przegrupowują się i postanawiają użyć własnej broni, by powstrzymać naszą miłość: nienawiści.