Выбрать главу

Czerwone zmieniają zatem taktykę.

Grupa robotnic wspina się na liść dachowy, tworząc łańcuch, który zaczepia się i zwisa z zewnętrznego brzegu rośliny. Łańcuch opuszcza się coraz bardziej, aby dołączyć do żywej drabiny poniżej. Wciąż za daleko, ponadto łańcuch obciążony jest uczepioną na jego końcu kiścią czerwonych mrówek.

Prawie się udało, łodyga liścia ugięła się. Brakuje zaledwie kilku centymetrów z prawej strony. Mrówki tworzące łańcuch próbują rozhuśtać się, by jeszcze bardziej zmniejszyć odległość. Przy każdym ruchu łańcuch naciąga się, zdaje się rozrywać-wytrzymuje jednak. Wreszcie żuwaczki akrobatów z dołu i z góry łączą się – klak!

Kolejny manewr: teraz trzeba skrócić łańcuch. Robotnice jedna po drugiej ostrożnie wychodzą z rzędu, wspinając się na ramiona swych towarzyszek, a wszyscy ciągną, by zbliżyć oba liście do siebie. Liść dachowy powoli zakrywa miasteczko, rozpościerając swój cień nad podłogą.

Teraz, gdy pudełko ma już pokrywkę, trzeba ją dobrze przytwierdzić. Stara czerwona mrówka wbiega do jednego z domków i wraca, trzymając w ramionach dużą larwę: oto narzędzie tkackie. Brzegi liści łączy się równolegle i przytrzymuje, a następnie przynosi larwę. Biedaczysko było właśnie w trakcie konstruowania sobie kokonu, by przeobrazić się w spokoju, lecz nie daje jej się tej możliwości. Jedna z robotnic chwyta nitkę i zaczyna ją odwijać z kłębka. Za pomocą śliny przylepia ją do jednego liścia i przekazuje kokon towarzyszce.

Larwa, czując, że pozbawia się ją nitki, zaczyna produkować jej więcej, by uzupełnić zapas. Im bardziej się ją obnaża, tym silniej odczuwa zimno i produkuje coraz więcej jedwabnego włókna. Robotnice przekazują sobie czółenko z żuwaczek do żuwaczek, nie szczędząc włókna. Gdy ich wycieńczone dziecko umiera, biorą kolejne. Nim dzieło będzie dokonane, poświęcą w ten sposób dwanaście larw.

Połączenie drugiego brzegu liścia jest już prawie na ukończeniu – Miasto przybrało teraz formę zielonego pudełka o białym szkielecie. 103 683 przechadza się po nim, czując się niemal jak w domu. Zauważa gdzieniegdzie czarne mrówki w tłumie czerwonych. Nie może powstrzymać się od zadania pytania:

Czy to są najemnicy?

Nie, to niewolnicy.

Czerwone nie były dotąd znane jako zwolenniczki niewolnictwa… Jedna z nich wyjaśnia wreszcie, że spotkały ostatnio hordę mrówek prowadzących niewolników i wymieniły się z nimi, otrzymując jajeczka czarnych w zamian za utkane, przenośne gniazdo.103 683 wypytuje jednak nadal, czy aby spotkanie nie przeistoczyło się następnie w bójkę. Tamta zaprzecza – straszne mrówki były już zaspokojone, prowadziły aż zbyt liczną grupę niewolników, a poza tym obawiały się śmiercionośnego żądła czerwonych.

Czarne mrówki, które narodziły się z przehandlowanych jajeczek, otrzymały zapachy identyfikacyjne swych gospodarzy i usługiwały im jak własnym rodzicom. Jak mogłyby teraz dowiedzieć się, że z pochodzenia są drapieżnikami, a nie niewolnikami? Nie wiedzą nic o świecie poza tym, co czerwone zechcą im opowiedzieć.

Nie boicie się, że się zbuntują?

Owszem, zdarzały się już zamieszki. Zazwyczaj jednak czerwone zapobiegały incydentom, eliminując krnąbrnych osobników. Dopóki czarne nie dowiedzą się, że zostały porwane z gniazda, że należą do innego gatunku, nie będą miały powodów do buntu…

Noc i chłód powoli ogarniają orzechowiec. Dwóm wędrowniczkom przydziela się kąt, w którym będą mogły zapaść w nocną hibernację.

Chli-pou-kan powoli się rozrasta. Na samym początku urządzono Zakazane Miasto. Nie powstaje ono w pniu, lecz w przedziwnym zakopanym tu przedmiocie – odpadku z pobliskiego sierocińca, zardzewiałej puszce po konserwie, która swego czasu zawierała trzy kilo musu z jabłek. W tym nowym pałacu Chli-pou-kan, cały czas dokarmiana cukrem, tłuszczami i witaminami, składa zapamiętale jajeczka.

Tuż poniżej Zakazanego Miasta pierwsze córki utworzyły żłobek ogrzewany rozkładającym się próchnem. To najskuteczniejszy sposób, zanim zakończy się budowę kopuły z gałązek i solarium.

Chli-pou-ni chce, by jej miasto wykorzystało wszystkie znane technologie: hodowlę grzybów, mrówki-cysterny, stada mszyc, przytrzymujący bluszcz, komnaty do fermentacji spadzi, produkcję mąk zbożowych, sale najemników, szpiegów, komnaty chemii organicznej i tak dalej.

Trwa bieganina. Młoda królowa zdołała przekazać innym swoje nadzieje i entuzjazm. Nie mogłaby pogodzić się z myślą, że Chli-pou-kan miałoby być zwykłym sfederowanym miastem. Ma ambicje być w czołówce, stanąć na szczycie cywilizacji myrmeceń-skiej. I ma na to tysiące pomysłów. Ostatnio, na przykład, oclkryto podziemne źródło. Woda jest żywiołem jeszcze niewykorzystanym – trzeba znaleźć sposób, by móc poruszać się po jej powierzchni.

W pierwszym podejściu powołana zostaje ekipa, która ma za zadanie zbadać owady żyjące w słodkiej wodzie: pływaki, oczliki, rozwielitki… Czy są jadalne? Czy uda się je hodować na strzeżonych kałużach?

Jej pierwsze przemówienie dotyczy mszyc:

Zbliża się okres wojennych zamieszek. Produkowana broń jest coraz bardziej wyrafinowana. Nie zawsze będziemy w stanie nadążyć za postępem. Być może przyjdzie dzień, w którym wynik polowania na zewnątrz zależeć będzie wyłącznie od przypadku. Musimy zapobiec najgorszemu. Nasze Miasto musi rozciągnąć się jak najdalej w głąb. Musimy też zająć się hodowlą mszyc, najważniejszego źródła życiodajnych cukrów. Stada zostaną umieszczone w oborach położonych na najniższych poziomach…

Trzydzieści córek wychodzi na zewnątrz i wraca z dwoma mszycami, które zaraz będą rodzić. Po kilku godzinach pojawia się setka małych mszyc, którym przycina się skrzydła. To zaczątek inwentarza, który jest umieszczany na -23 piętrze, gdzie będzie dobrze ukryty przed biedronkami. Obficie karmią mszyce świeżymi liśćmi i łodygami pełnymi soków.

Chli-pou-ni wysyła swoje badaczki we wszystkich kierunkach. Jedne znoszą spory pieczarek, które zostaną zasadzone przez grzybiarki. Żądna odkryć królowa postanawia spełnić marzenie swojej matki: każe zasadzić rząd ziaren mięsożernego kwiatu wzdłuż wschodniej granicy: ma nadzieję, że w ten sposób uda się jej spowolnić ewentualny atak termitów i ich sekretnej broni.Nie zapomniała bowiem o tajemnicy sekretnej broni, o zamordowaniu księcia 327 i o zapasie żywności ukrytym pod granitową skałą.

Wysyła grupę posłańców w kierunku Bel-o-kan. Oficjalnym powodem jest zawiadomienie królowej matki o budowie sześćdziesiątego piątego miasta i dołączeniu go do Federacji. Nieoficjalnie zaś mrówki te mają za zadanie kontynuację śledztwa na -50 piętrze Bel-o-kan.

Dzwonek u drzwi zadźwięczał w chwili, gdy Augusta wieszała na ścianie swoje cenne fotografie w kolorze sepii. Upewniła się, że łańcuch jest założony, i uchyliła drzwi. Na progu stał mężczyzna w średnim wieku – wyglądał bardzo porządnie. Nie miał nawet śladu łupieżu na kołnierzu marynarki.

– Dzień dobry, pani Wells. Moje nazwisko Leduc, byłem kolegą pani syna Edmunda. Nie będę owijał w bawełnę. Wiem, że pani wnuk i prawnuk zaginęli w piwnicy. W ten sam sposób zniknęło ośmiu strażaków, sześciu żandarmów i dwóch policjantów. Mimo to, proszę pani… chciałbym tam zejść.

Augusta, chcąc upewnić się, że dobrze dosłyszała, podkręciła regulator swojego aparatu słuchowego na maksimum.

– Czy to pan Rosenfeld?

– Nie. Leduc. Profesor Leduc. Widzę, że słyszała pani o Rosenfeldzie. Rosenfeld, Edmund i ja byliśmy wszyscy entomologami. Łączy nas jedna wspólna pasja: badanie mrówek. Edmund znacznie wyprzedził nas w swych pracach. Szkoda by było, gdyby ludzkość nie mogła skorzystać z jego osiągnięć… Chciałbym zejść do jego piwnicy.