Dziewczyna w odpowiedzi wydała z siebie kilka nieartykułowanych dźwięków.
– Światło! – mężczyzna wrzasnął w stronę chłopaka.
Max błyskawicznie podniósł latarkę. Poświecił w stronę Pawła i rannej dziewczyny, po czym przeniósł snop światła na napastniczkę. A ta właśnie podniosła się z ziemi. Chłopak zaświecił jej prosto w twarz, a to, co zobaczył, sprawiło, że automatycznie cofnął się o krok.
Kobieta, która ich zaatakowała, wyglądała jak uciekinierka z szpitala psychiatrycznego. Jej ubranie było postrzępione i brudne, jakby przez tydzień buszowała w śmietniku. Twarz i włosy miała skąpane we krwi. Jednak najgorsze były oczy – tęczówki praktycznie zniknęły, ustępując miejsca czerni, która zajmowała teraz większą część gałki ocznej. I to spojrzenie, dzikie, pierwotne… Wzrok wściekłego drapieżnika, którego nic nie powstrzyma przed zrealizowaniem celu, który nie ma sumienia, nie potrafi współczuć i nie wie, czym jest moralność. Kobieta wyglądała jak sama śmierć.
I w tym momencie śmierć ruszyła w kierunku swojej niedoszłej ofiary.
– Nie podchodź! – krzyknął ostrzegawczo Paweł, wyciągając przed siebie otwartą dłoń.
Kobieta jednak nie zwolniła, tylko dalej, nieustępliwie zmierzała w jego kierunku. Dzieliło ich mniej niż dwa metry, jednak Paweł stał pewnie, wyraźnie nie zamierzając uciekać.
– Stój! – powtórzył raz jeszcze głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Nic to nie dało, bowiem w tym momencie kobieta pochyliła się do przodu i spróbowała pochwycić rękę Pawła, jednocześnie przygotowując się do ugryzienia. Mężczyzna zareagował błyskawicznie – cofnął rękę, po czym pewnym ruchem kopnął kobietę w prawe kolano. Ta zachwiała się i uklęknęła. Mężczyzna bez wahania wykorzystał sprzyjającą pozycję, kopiąc agresorkę tym razem prosto w klatkę piersiową. Na skutek uderzenia ta ponownie znalazła się na podłodze.
Max obserwował wszystko z otwartymi ze zdziwienia ustami, nie do końca wierząc w to, co widzi. Miał wrażenie, jakby oglądał jakiś film science fiction. Tymczasem Paweł wykorzystał nadarzającą się okazję i jednym susem doskoczył do rannej dziewczyny. Tym razem nie pytał, jak się czuje. Po prostu poderwał ją do góry, wziął na ręce i zaczął biec w stronę stacji metra. Po kilku metrach zatrzymał się i odwrócił w stronę Maxa.
– Rusz się, na co czekasz?! – krzyknął do sparaliżowanego strachem chłopaka.
Słowa docierały do niego jak przez mgłę, jednak ciało zareagowało tak, jak powinno – Max zaczął biec, chaotycznie świecąc latarką po ścianach tunelu.
– Co to, kurwa, było?! – wydusił zdyszanym głosem, gdy tylko dogonił uciekinierów.
Mężczyzna spojrzał na chłopca obojętnym wzrokiem. Nie odpowiedział.
Dobiegli na Służew. Paweł położył ranną dziewczynę na peronie, po czym podciągnął się i wskoczył w ślad za nią. Max dopiero teraz zobaczył, że pod szarą koszulką drgały potężne mięśnie. Facet był bardzo dobrze zbudowany, a do tego ruszał się bardzo zwinnie, cicho i pewnie. „Bezapelacyjnie coś ćwiczy” – pomyślał.
Paweł odwrócił się, podał chłopakowi rękę i pomógł mu wejść. Gdy cała trójka była już na bezpiecznym, jasnym kawałku podłogi, Paweł po raz kolejny pochylił się nad dziewczyną. Odwrócił ją na plecy i podłożył rękę pod głowę. Miała zamknięte oczy i delikatnie rozchylone usta. Paweł przyłożył jej dwa palce do szyi, licząc, że wyczuje tętno. Patrzył skupionym wzrokiem w głąb tunelu, z którego przyszli, w myślach licząc sekundy.
– I…? – zapytał cicho Max, nieśmiało przerywając ciężką ciszę.
Paweł w odpowiedzi pokiwał przecząco głową. Chłopak stał i przyglądał się dziewczynie. Pierwszy raz w życiu widział martwą osobę. Często wyobrażał sobie, co w tym momencie będzie czuł – czy będzie się zastanawiał nad sensem życia, nad jego kruchością, przemijaniem, czy też będzie mu po prostu smutno? A może właśnie nie poczuje niczego? W obecnej sytuacji, ku swojemu wewnętrznemu rozczarowaniu, ostatnia opcja była najbliższa rzeczywistości. Prawdopodobnie było to spowodowane szokiem, jaki właśnie przeżywał. Jeżeli powód był inny, chłopak nie chciał go znać.
Mężczyzna podniósł głowę i zaczął się rozglądać.
– Max.
– Tak?
– Stacja jest pusta.
W pierwszej chwili chłopak nie do końca zrozumiał, o co chodzi. Jak zahipnotyzowany wpatrywał się w zwłoki.
– No i co z tego? – zapytał w końcu, z trudem odrywając od nich wzrok. – Stacje często są puste.
Chciał coś jeszcze dodać, ale w tym właśnie momencie uświadomił sobie, że nigdy w życiu nie był na stacji metra zupełnie sam. Zawsze obok była co najmniej jedna lub dwie osoby. Nawet w środku nocy. Spojrzał prosto w szare oczy Pawła.
Podnieśli się i ruszyli szybkim krokiem w stronę schodów prowadzących na powierzchnię. Gdy je pokonali, ich oczom ukazały się zaciągnięte do podłogi kraty. Max podbiegł i zaczął w nie wściekle walić.
– Jest tam kto?! Jeszcze my! Wypuśćcie nas, do cholery! – krzyczał, bezskutecznie łomocząc pięściami w niespodziewaną przeszkodę.
Paweł w tym czasie stał nieopodal. Skupiony, analizował sytuację, szukał wyjścia i logicznego powodu, dla którego stacja metra w środku dnia została odcięta od świata.
– Idę zadzwonić – powiedział, schodząc z powrotem na peron.
– Przecież tu masz lepszy zasięg! – krzyknął za nim chłopak.
– Żółty telefon! – odparł tamten, znikając z pola widzenia.
Max skarcił się w myślach za swoją głupotę. Spojrzał raz jeszcze na zagrodzone wyjście, po czym ruszył po schodach w ślad za towarzyszem.
Dobiegł do Pawła, gdy tamten odkładał słuchawkę na widełki.
– I co? – zapytał.
– Nic. Cisza. Nie ma sygnału.
Przez chwilę mężczyźni patrzyli na siebie. Paweł nie zdradzał najmniejszych oznak zdenerwowania. Co innego Max, który pomimo najszczerszych chęci i ogromnego wysiłku, czuł, że sytuacja zaczyna go powoli przerastać. Najpierw katastrofa pociągu, potem ta szalona kobieta i teraz to. Odczuwał ogromną potrzebę wydostania się na świeże powietrze.
– Co robimy? – chłopak przerwał ciszę.
Paweł rozejrzał się po stacji, zatrzymując wzrok na tunelu, z którego wyszli.
– Idziemy dalej.
– Co? – zapytał zdumiony Max. – Przecież to bez sensu! Musimy tu zaczekać, na pewno ktoś zaraz przyjdzie. Musimy pomachać do kamery, poczekać na ochroniarza, ratowników, albo na… – chłopak zaczął wykonywać nieskoordynowane ruchy, miotając się w panice po peronie.
Paweł popatrzył na niego z politowaniem. W końcu miał chwilę, żeby mu się przyjrzeć. Średniego wzrostu, ewidentny miłośnik ciężkiego brzmienia. Glany, bojówki i czarna koszulka z napisem, który nie sposób było przeczytać. Kudłata głowa i krzaczaste brwi skrywały ciekawe świata, brązowe oczy.
– Słuchaj. Możesz robić, co chcesz, nie będę ciągnął cię ze sobą na siłę. Wiedz jednak, że mamy zaledwie dwa wyjścia z tej posranej sytuacji – albo pójdziemy dalej z nadzieją, że na kolejnej stacji uda nam się wydostać na powierzchnię, albo zostaniemy tutaj, czekając na pomoc, najpewniej do usranej śmierci. Problem polega na tym, że nie wiem, co przyjdzie do nas pierwsze – służby ratownicze czy ta popieprzona babka, którą spotkaliśmy w tunelu. Widziałeś, jak potraktowała ranną dziewczynę. Jesteś gotowy na podobne spotkanie?
Max doskonale to pamiętał. Teraz odwrócił się w stronę zwłok i… zamarł.
Peron był pusty. Oczywiście nie licząc ich dwóch i przeciągu.
Spojrzał na Pawła z paniką w oczach. Mężczyzna odwzajemnił spojrzenie, nieświadomie zaciskając przy tym zęby. „A jednak on też się denerwuje” – stwierdził z pewną ulgą Max. Paweł jako pierwszy ruszył w stronę miejsca, w którym jeszcze pięć minut temu pozostawił martwą dziewczynę.
– Co jest, do cholery? – wyszeptał, bardziej do siebie niż do Maxa. – Przecież położyłem ją daleko od torów. Nie mogła się przeczołgać i spaść.
Max ruszył w ślad za Pawłem, jednocześnie włączając latarkę i świecąc w miejsce, gdzie przed chwilą leżała dziewczyna. Światło odbiło się od kilku świeżych plam krwi, ciągnących się w stronę torów. Kilka metrów od krawędzi peronu Paweł odwrócił się w stronę Maxa.