Выбрать главу

W tym momencie czas nagle jakby przyspieszył. Chłopiec wyciągnął ręce w stronę swojej przyszłej, acz, jak miał pokazać czas, niedoszłej ofiary, otwierając usta i sycząc dziwacznie, niczym wściekły kot prezentujący swoje uzębienie. Kaja wiedziona instynktem i na przekór wszelkiemu poczuciu moralności i współczucia, błyskawicznie kopnęła go w sam środek twarzy. Głowa mu co prawda nie odpadła, ale całe ciało poleciało ładny metr do tyłu i spadło wprost w gąszcz wyciągniętych w górę rąk.

Kaja ciężko oddychała, czując, jak w jej ciele szaleje adrenalina. Wiedziała, że zrobiła dobrze. Albo ona, albo ta mała gnida. Prosty rachunek. Co nie zmienia faktu, że została teraz zupełnie sama.

Metro, godzina 16:50.

Ile czasu tu już siedzimy? – zapytał Max zmęczonym głosem.

Paweł podniósł głowę znad kolan i odpowiedział:

– Będą ze trzy godziny.

Max milcząco kiwnął głową. Po raz setny rozejrzał się po klitce, w której aktualnie przyszło im gnić. Pomieszczenie techniczne, pełne wilgoci na ścianach i gratów nieznanego przeznaczenia. Z sufitu zwisała naga żarówka, spowijając wszystko mdłym, żółtym światłem. Pod ścianą stał regał wypełniony wszelkiej maści narzędziami i podzespołami. Obok niego usytuowany był stół oraz szafka pracownicza, zamykana na zamek. Na szczęście pomieszczenie również można było zamknąć. Odkąd tu wskoczyli, jakiś zombie stał i maniakalnie walił w drzwi, za wszelką cenę starając się wejść do środka. Chociaż zdaniem Pawła działania przeciwnika były niezbyt skuteczne, chłopak przygotował się na najgorsze. Wejdzie pierwszy potwór, wpuści pozostałe i będzie pozamiatane. Na szczęście przez ostatnie kilkadziesiąt minut nic podobnego się nie zdarzyło. Co wcale niekoniecznie poprawiało ich sytuację – owszem, byli teraz względnie bezpieczni, ale też uwięzieni w pułapce. Żaden z nich nie miał pojęcia, przy której stacji metra się aktualnie znajdują.

– Nie sądzisz, że powinni byli już zacząć nas szukać? – zapytał chłopak, szukając choćby promyka nadziei w tej beznadziejnej sytuacji.

– A dlaczego myślisz, że powinni? – odpowiedział pytaniem Paweł.

Max popatrzył na niego zaskoczony. Po chwili zastanowienia odparł:

– To znaczy nie nas osobiście, tylko jakichkolwiek ocalałych ludzi. Z tego całego bałaganu, w sensie.

– Może zaczęli. Tylko my dotarliśmy w takie miejsce, gdzie nikt się nie zapuszcza.

Max zmarszczył brwi, przekrzywiając delikatnie głowę. Po raz kolejny popatrzył pytająco na Pawła, który dodał:

– Chodzi mi o to, że jesteśmy daleko od miejsca wypadku. Jeżeli nawet do tunelu zeszła jakaś ekipa ratunkowa, to ocalałych szukali przy pociągu, a nie na całej linii metra – wyjaśnił.

– No tak… – skwitował chłopak. – I pewnie do tej pory wszystkich już znaleźli. Może niepotrzebnie stamtąd odeszliśmy?

Paweł westchnął ciężko, zerkając na swoje czarne adidasy.

– Już nie pamiętasz, co się tam działo? – zapytał, spoglądając gniewnie na Maxa. – I co dalej się dzieje, tuż za tymi drzwiami? Jak myślisz, co by z nas zostało, gdybyśmy nie wydostali się z pociągu? Bo ja mam wrażenie, że nie za wiele.

Max popatrzył na Pawła, zszokowany jego niespodziewaną agresją. Co go ugryzło? Jezu, żeby tylko nie dziabnął go żaden zombie, bo jeszcze za chwilę się zmieni w jednego z nich. Chłopak zaczął uważnie przyglądać się barczystemu mężczyźnie. W bezpośrednim starciu nie miałby z nim najmniejszych szans.

– Nie, masz rację – odpowiedział ugodowo. – Dobrze, że się stamtąd zabraliśmy.

Mężczyzna spojrzał na chłopaka, zmarszczył brwi i przekrzywił głowę. W tym momencie po plecach Maxa przebiegł dreszcz przerażenia. „Patrzy się na mnie jak głodny pies na swojego pana jedzącego kolację” – pomyślał. „Powstrzymuje się, ale pewnie za chwilę wirus przejmie kontrolę i…”.

– Nie, nie ugryźli mnie – powiedział nagle Paweł. – Widzę, jak na mnie patrzysz. Nie bój się, nie zamierzam ci zrobić krzywdy.

Max wypuścił z ulgą powietrze.

– O ile nie będziesz zadawał durnych pytań – dodał Paweł, uśmiechając się pod nosem.

Twarz Maxa natychmiast się rozpromieniła. Odpowiedział uśmiechem.

– Masz jeszcze coś do jedzenia? – zapytał poważnie mężczyzna.

– Nie.

Paweł kiwnął głową w milczeniu. Max po raz kolejny w życiu poczuł się lepszy od tych wszystkich mięśniaków, z którymi miał do czynienia w szkole. Był chudszy, więc mniej jadł. Poza tym czasami miał wrażenie, że mózgi wielkich sztangistów i gości pakujących maniakalnie na siłowni nastawione są tylko na dwie rzeczy, czyli jedzenie i ćwiczenia. Co w sumie sprowadzało się do jednego – rośnięcia. Jednocześnie dopadła go refleksja, że bez mięśniaka, z którym aktualnie przebywał, nie zaszedłby daleko. Poza tym, Paweł nie był „mięśniakiem” w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ćwiczył regularnie, aby utrzymać dobrą formę, ale do Pudziana było mu daleko. Cóż, dla wysuszonego chłystka spędzającego całe dnie przed komputerem każdy inny samiec, któremu nie widać kości, będzie mięśniakiem. „Co za różnica” – pomyślał Max. „Pewnie sam też bym sobie jakoś poradził”. I weź takiemu przetłumacz.

– Szkoda – westchnął Paweł, wspominając dwie kanapki, jakie znaleźli w plecaku chłopaka.

– Powinniśmy coś wymyślić – stwierdził błyskotliwie chłopak.

Paweł spojrzał w jego kierunku z ironicznym uśmiechem.

– Słucham, jakie masz pomysły, kierowniku? – zapytał.

Max delikatnie się zaczerwienił, zbity z tropu. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Po kilkunastu sekundach zaczął mówić:

– To znaczy, no wiesz… Chodziło mi tylko o to, że chyba nie powinniśmy tu zbyt długo zostawać. Wiesz, nie mamy jedzenia, niby siedzimy tu dopiero dwie godziny…

– Trzy.

– Dobra, trzy, ale nie wiadomo, ile czasu minie, nim jakaś ekipa ratunkowa nas tu namierzy. Siedzenie tutaj nic nie da.

– Brawo – przerwał mu Paweł. – A teraz, proszę, powiedz coś, czego nie wiemy.

W tonie żołnierza nie było grama sarkazmu, jednak chłopak odniósł wrażenie, że mężczyzna jest świadomy czegoś, o czym ten nie ma pojęcia. Ta niewiedza spowodowała, że poczuł lekki niepokój, ale paradoksalnie jakaś jego część czuła się z tym bezpiecznie. Jak z osobą, której można zaufać i powierzyć swój los.

– O Jezu, nie wiem. Po prostu kombinuję – chłopak wzruszył ramionami, nabzdyczając się po raz kolejny.

– Dobra, dobra, już spokojnie – Paweł starał się załagodzić sytuację. – Powiem ci tak… Tylko nie wpadaj w panikę, okej? Przestań liczyć na jakąkolwiek pomoc z zewnątrz. Po pierwsze dlatego, że po drodze trafiliśmy na zamkniętą stację. Sam ją widziałeś. Spotkałeś się kiedykolwiek z tak zamkniętą stacją w środku dnia? – Max niechętnie pokręcił przecząco głową. – No właśnie. To raz – kontynuował Paweł, wystawiając palec. – Do tej pory nie trafiła tu żadna ekipa ratunkowa, żadni medycy, służba ochrony metra, nic, zero. Mógłbyś stwierdzić, że nikt nie wie, gdzie jesteśmy, ale nie jest to zgodne z prawdą. Bo widzisz, chłopaku, każdy pojedynczy kawałek podziemnego tunelu, włącznie z tym pomieszczeniem, jest monitorowany. To dwa.

Max rozejrzał się po rogach salki i faktycznie, po przeciwległej stronie od wejścia, tuż pod sufitem przyczepione było czarne, błyszczące oko kamery. Jak mógł wcześniej tego nie zauważyć?

– Wobec czego, jeżeli kogokolwiek interesowałby nasz los, znalazłby nas bez najmniejszego problemu – kontynuował Paweł. – Dotychczasowy brak reakcji świadczy o dwóch rzeczach: albo boją się otworzyć kraty i zejść na dół, a nas mają w dupie, albo skala zjawiska jest tak duża, że muszą ratować to, co się jeszcze da, a nas mają… w dupie. Tak czy inaczej, mamy przesrane jak w ruskim czołgu.

Chłopak patrzył na swojego towarzysza wybałuszonymi oczami. Jeżeli prawda czasem boli, to on dostał właśnie żelazną pięścią objawienia w sam nos.

– Skąd ty to wszystko wiesz? – zdołał wydusić z siebie.

Paweł westchnął, zbierając myśli.