Выбрать главу

– A pewnie! I dalej będę biadolić! Zobacz, gdzie przez niego wylądowaliśmy! – odkrzyknęła, wskazując palcem na księdza, który skulił się pod jej nienawistnym spojrzeniem.

– Fakt, ale gdyby nie on, to już byśmy nie żyli – odparł Kuba, ostentacyjnie wypuszczając dym w jej stronę. Natalia zrobiła się purpurowa ze złości, ale nie odpowiedziała.

Zapadła niezręczna cisza. W głębi ducha Kuba rozumiał żonę. Tkwili od paru godzin w zatęchłej, wilgotnej piwnicy. W powietrzu unosił się zapach starego drewna i mokrej cegły. Po północnej ścianie nieustannie sączyła się jakaś bliżej nieokreślona ciecz, na szczęście znikając w podłodze i nie zalewając całego pomieszczenia. Inaczej już dawno by się potopili. Kompleks piwniczny był ogromny, przypominał bardziej katakumby niż małą kościelną piwniczkę, w której przechowuje się mszalne wino. Sklepienie i korytarze były wykończone średniowiecznymi, ceglanymi łukami i aż dziw brał, że tyle czasu zdołały wytrzymać. Ksiądz zapewnił ich, że wejście, którym się tu dostali, jest jedynym, a stalowe drzwi wyglądały bardzo solidnie. Policjant zapytał go, po co aż takie zabezpieczenia w starym kościele. W odpowiedzi usłyszał, że wcześniej bezdomni wykradali zapasy, jakie były tu składowane, i że z datków udało się im drzwi zakupić właśnie takie. Dodał też, że nie tylko wino jest tu przechowywane, ale Kuba nie ciągnął dalej tematu.

– No dobrze… jest ksiądz stuprocentowo pewien, że nie ma stąd żadnego innego wyjścia? – zapytał Kuba, spoglądając w stronę kapłana.

– Tak – odparł, ale w jego głosie słychać było niepewność. Widać, sam zorientował zauważył, bo błyskawicznie dodał znacznie pewniejszym tonem – Tak, jestem tego absolutnie pewien.

Policyjny instynkt podpowiedział Kubie, że ksiądz kłamie. Zdecydował się jednak poczekać, aż ten się wygada, choćby przypadkiem.

– No to świetnie – stwierdziła Natalia, ostentacyjnie krzyżując ręce na piersi.

– Nati! – krzyknął Kuba. – Nie pomagasz – dodał nieco łagodniejszym tonem.

Ta tylko z fochem wypuściła powietrze i uciekła spojrzeniem w kierunku ściany.

– Może jeszcze nie wszystko stracone – powiedział delikatnie ksiądz.

Małżeństwo popatrzyło na niego czujnie, a policjant w duchu się uśmiechnął. Poszło łatwiej, niż myślał. Obrażona Natalia nie zamierzała się odzywać, a Kuba swym milczeniem chciał dać księdzu nieco czasu. Może sam zacznie mówić i nie trzeba będzie go ciągnąć za język? Kapłan jednak zdawał się odpłynąć myślami gdzieś daleko, jak już wielokrotnie mu się to wcześniej zdarzało. „Ciekawe, czy ja też będę łapał takie zawieszki, gdy będę w jego wieku” – zastanawiał się policjant. Po chwili dotarło do niego, że w świetle ostatnich wydarzeń jest raczej mało prawdopodobne, że pożyje na tyle długo. Mimo to na twarzy Kuby zagościł delikatny, ledwo zauważalny uśmiech. Pogodził się ze śmiercią. Oczywiście na tyle, na ile wydawało się to możliwe. Przerażenie, które wcześniej trawiło go od środka, gdzieś się ulotniło, ustępując miejsca spokojowi. Czyżby wpływ na to miał uświęcony charakter kościoła?

– Co ma ksiądz na myśli? – zapytała Natalia. Jej głos nieco się uspokoił i stał się niezwykle czujny, jakby znalazła cień szansy na wydostanie się stąd żywa i nie chciała tego zaprzepaścić niesnaskami powstałymi między nią a kapłanem. Takim zachowaniem zaskoczyła nawet Kubę.

Stary człowiek popatrzył w jej stronę i uśmiechnął się życzliwie. Wiedział, że zdobył punkt przewagi.

– Chyba mógłbym wam pomóc stąd się wydostać – odparł dumnie.

– Jak…? – zapytał Kuba, opuszczając czujnie głowę. Kapłan trzymał asa w rękawie, a policjant miał dziwne przeczucie, że tak łatwo nie odkryje przed nimi wszystkich kart.

– Jest jeszcze jedno wyjście – stary tunel łączący katedrę z Barbakanem. Zbudowali go powstańcy w tysiąc dziewięćset czterdziestym czwartym roku. Może go wam pokażę, ale nie jestem jeszcze pewien – odpowiedział.

– Pewien czego? – Natalia zadała pytanie, jeszcze zanim ksiądz skończył odpowiadać na poprzednie.

– Pewien tego, że na to zasłużyliście – mówiąc to, spojrzał Kubie prosto w oczy. Jego spojrzenie było zadziwiająco silne i wyraziste, ale było w nim coś jeszcze, coś, co policjant widywał wielokrotne na sali przesłuchań. I wcale mu się to nie podobało. Wcześniej duchowny zdawał się błądzić nieobecnym wzrokiem po piwnicy, a teraz jego szare oczy niemalże błyszczały. Policjant, mimo zalewającej go złości, pozostał niewzruszony. Wiedział, że siłą nie przekona go do wyjawienia tajemnicy. Musiał go zrozumieć i zagrać w jego grę, inaczej mogą mieć z żoną spore kłopoty. Wolno wypuścił powietrze, starając się opanować nerwy.

– Nie rozumiem. Na co nie zasłużyliśmy? – ponownie zapytała Natalia. W jej głosie było słychać tylko panikę, po wcześniejszym spokoju nie został najmniejszy ślad.

– Na to, żeby się stąd wydostać i żyć – powiedział ksiądz, nie ruszając się z miejsca.

Kuba nie uwierzył w to, co przed chwilą usłyszał. Już nieraz był świadkiem gróźb skierowanych pod swoim adresem, także tych wieszczących rychły zgon, ale nigdy żadna z nich nie została wypowiedziana z taką pewnością i obojętnością. Ksiądz miał nad nimi druzgocącą przewagę, co zademonstrował swoją niewzruszoną postawą. Mężczyzna odniósł wrażenie, że ksiądz lada moment zamieni się w jakieś mitologiczne stworzenie, może nawet w samego diabła, szyderczo się zaśmieje i wyfrunie z piwnicy Bóg wie gdzie. Kuba wstał i zaczął chodzić po ciasnym i zimnym pomieszczeniu. Wyglądał teraz jak zwierz szykujący się do ataku – brakowało tylko piany kapiącej z pyska i czerwonych ślepi. Natalia siedziała nieruchomo z wybałuszonymi oczami, jakby ktoś wbił jej sztylet w brzuch. Przez kilkadziesiąt ciągnących się niczym guma sekund nikt nie odezwał się nawet jednym słowem. W końcu Kuba nie wytrzymał. Ruszył w kierunku księdza, zatrzymując się tuż przed nim.

– Jak to, kurwa, nie zasłużyliśmy na to, żeby żyć?! Cośmy ci zrobili? – wrzasnął, trzęsąc się ze złości. Zrobił się czerwony na twarzy.

– No?! Mów, starcze! – poganiał księdza.

Duchowny wstał i stanął przed policjantem, nie pokazując po sobie nawet cienia strachu. Patrzył natomiast na Kubę z politowaniem, jak na dziecko, które pomimo wielokrotnych upomnień znowu ufajdało się zupą. Wziął głęboki oddech i powiedział:

– Czy naprawdę nie widzisz, co się dzieje na zewnątrz?

– Widzę. Bardzo, kurwa, dobrze widzę. Musiałem strzelić młodemu gościowi w łeb z odległości metra, wcześniej moja żona prawie zginęła na moście, zbombardowana odłamkami wysadzonego w powietrze centrum stomatologicznego, a potem bawiliśmy się w berka na naszej zasranej, kurwa jej mać, Starówce, po której ganiały nas hordy żywych trupów. Wobec tego cholernie dobrze widzę, co się dzieje na zewnątrz! – Kuba aż dyszał z wściekłości. Miał ochotę złapać klechę za głowę i roztrzaskać ją o ścianę. Właściwie to poważnie zaczął się zastanawiać, dlaczego jeszcze tego nie zrobił.

– Jesteś głupcem – odpowiedział ksiądz. Po tonie jego głosu było słychać, że niemalże brzydzi się Kuby i Natalii. – To nastał Dzień Sądu.

„Oho, pięknie” – pomyślał Kuba, unosząc brwi i mimowolnie kiwając głową. Trafił się prorok i teraz będzie prawił swoje morały. Jednak pierwsze wrażenie było słuszne – ksiądz nie jest do końca normalny.

– Jeżeli tak, to nie ksiądz powinien nas osądzać. Bóg to zrobi – zauważyła przytomnie Natalia. Kuba odwrócił się i skinął jej głową z uznaniem. Nieźle.

Księdzu drgnęła powieka. Widać, nie spodziewał się tak błyskotliwej riposty. Jednak nie pozostał dłużny.

– Jesteście zbyt plugawi, żeby stanąć przed Jego obliczem – obwieścił, zaczepnie wypinając swoją starą, żałosną pierś.

– A czym to niby się splugawiliśmy? Nic o nas nie wiesz – stwierdził Kuba, robiąc krok w stronę księdza, co jeszcze bardziej zmniejszyło dzielący ich dystans.

– Dzień Sądu! – odparł natychmiast ksiądz, lekko nawiedzonym tonem. – Przetrwają tylko najczystsi, żeby mogli zacząć wszystko od nowa. Bóg się rozgniewał za grzechy, takich jak wy i dlatego zesłał apokalipsę. I dobrze – mówiąc to, wytykał Kubę i Natalię małym, tłustym palcem. – Nie będzie więcej aborcji, wojen, pornografii, czczenia innych bóstw! Koniec klonowania! Precz z in vitro! Chcieliście bawić się w Stworzyciela…? Grzeszyliście od dwóch tysięcy lat, ale oto przebrała się miarka. Dostaliście szansę, której nie wykorzystaliście, więc poniesiecie teraz karę. Chociaż to zróbcie z godnością.