Ksiądz dosłownie się trząsł, ale trudno było stwierdzić czy ze złości, czy z podniecenia wywołanego kazaniem. Pewnie czuł się teraz jak prawdziwy boży wojownik, który trzyma w ręku narzędzie, mogące naprawić świat. „Smutne” – pomyślał policjant, cały czas zbliżając się do starego człowieka. Nic nie jest tak proste, jakby się mogło wydawać. Zatrzymawszy się, policjant wyszeptał w ucho duchownego:
– Jeżeli jest stąd inne wyjście, pokażesz nam je – mówiąc to, klepnął delikatnie kaburę z bronią. Mogło się wydawać, że przemówienie księdza nie zrobiło na nim większego wrażenia. W pracy spotkał już paru Napoleonów, kilku Elvisów i kilkunastu fanatyków religijnych.
Ksiądz nie mógł tego przeoczyć. Podniósł wzrok i spojrzał prosto w oczy Kuby.
– Nie – powiedział tylko jedno słowo.
Kuba poczuł, jak całe życie przelatuje mu przed oczami. Dzieciństwo, huśtanie się przy zachodzącym słońcu na oponie zawieszonej na drzewie za domem, pierwsza miłość w podstawówce i pierwszy pocałunek z tą, oczywiście najpiękniejszą, dziewczyną w klasie. Pierwszy papieros w środku lasu ze starym już teraz kumplem i strach po powrocie do domu, że rodzice wyczują smród dymu i spuszczą mu manto. A teraz to wszystko miało pójść w diabły przez jednego starego pierdziela w habicie, który poczuł się prawą ręką Pana. Problem polega na tym, że ten stary gość ma jego i Natalii życie w swoich rękach. Kuba zastanowił się, czy aby na pewno?
– Nie wystraszysz mnie – ciągnął ksiądz, jednak policjant wyłapał w jego głosie drżenie. – Możesz mnie zabić, ale nic ci to nie da.
– W sumie to niezła myśl – odpowiedział Kuba, wyciągając pistolet z kabury. Wycelował w twarz księdza. – Gdzie jest drugie wyjście? – powiedziawszy to, odbezpieczył broń.
Ksiądz, zgodnie ze wcześniejszą deklaracją, stał niewzruszony. Nie był nawet łaskaw spojrzeć na pistolet, cały czas wpatrywał się w bliżej nieokreśloną przestrzeń za policjantem.
– Już mówiłem. Dla was nie ma drugiego wyjścia.
– Gówno! – krzyknął Kuba, pociągając za spust.
Huk wystrzału wprawił w drżenie betonową posadzkę. Natalia krzyknęła, przykładając ręce do uszu. Pocisk przeleciał parę centymetrów obok głowy księdza i wbił się w ścianę tuż za jego plecami. Pomarańczowe odłamki zasypały kapłana, który mimowolnie skulił się ze strachu, chowając głowę w ramionach. Tylko Kuba pozostał niewzruszony. Ciężko oddychał, serce waliło mu jak oszalałe, ale jako jedyny z całej trójki nie dawał tego po sobie poznać. Złapał przerażonego księdza za kark i brutalnie podniósł. Ponownie przystawił mu broń do twarzy, zaglądając jednocześnie w oszalałe ze strachu oczy.
– Po pierwsze, patrz na mnie, jak do ciebie mówię – zaczął spokojnie – po drugie, kolejny pocisk również zatrzyma się w ścianie, ale przechodząc przez twoją starą, durną czaszkę. Po trzecie, teraz grzecznie pokażesz nam, gdzie jest to cholerne wyjście.
Kapłan patrzył na niego w milczeniu, pocąc się ze strachu. Kuba poczuł także ostry zapach moczu, ale wolał nie spoglądać w dół.
Mierzyli się wzrokiem, gdy usłyszeli krzyki i kroki. Mnóstwo kroków, zbliżających się do nich wąskim korytarzem, którym zeszli do piwnicy. Po paru sekundach pierwsi zombie naparli na drzwi. Potem kolejni i kolejni. Dudnienie w kawał stali, który akurat ratował im życie, narastało z każdą sekundą. Małżeństwo wymieniło porozumiewawcze spojrzenia. Kuba wiedział, że Natalia nie była zachwycona jego zachowaniem, ale powinna to zrozumieć. Musiał przejąć kontrolę nad sytuacją.
– Radzę ci się pośpieszyć – powiedział Kuba, dla dodania efektu przyciskając gorącą lufę do czoła księdza tak, że tamten musiał zrobić krok w tył.
– Dobrze już, dobrze… Pokażę wam – powiedział w końcu, patrząc spode łba na swojego oprawcę. – Chodźcie za mną – rzekł i ruszył przed siebie, omijając Kubę szerokim łukiem.
Zmierzał w stronę Natalii. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie dopadł do drzwi, odsunął zasuwę i otworzył je na oścież.
Małżeństwo zareagowało błyskawicznie, rzucając się w kierunku przełamanej barykady, niczym kupujący, którzy polują na ostatni telewizor z wyprzedaży w supermarkecie, ale i tak mieli wrażenie, że poruszają się przeraźliwie wolno.
– Wypchnij go! – krzyknął Kuba, biegnąc do drzwi.
Natalia dopadała do pleców księdza i naparła na nie całym swoim smukłym ciałem. Starała się wypchnąć go na korytarz, ale z drugiej strony kilkunastu zombie za wszelką cenę chciało się dostać do środka. W tym czasie Kuba zablokował drzwi, nie pozwalając im bardziej się uchylić. Od śmierci dzieliły ich sekundy.
– Nie… mogę! – wydusiła Natalia, starając się przekrzyczeć wrzaski i powarkiwania potworów z korytarza.
Kuba panicznie szukał wyjścia z sytuacji. Ręce mu drżały, tak samo jak nogi, które ledwo wytrzymywały napór przeważającej liczby przeciwników. W międzyczasie zombie zaczęli dobierać się do księdza. Widać ten fan apokalipsy nie spodziewał się takiego obrotu spraw, bo jego wrzask był nawet głośniejszy od krzyku oprawców. Lewa ręka duchownego zniknęła wciągnięta w tłum, gdzie dobrały się do niej co najmniej trzy pary złaknionych krwi szczęk. Kapłan ostatkiem sił trzymał się drzwi drugą ręką, ale najwyraźniej zdawał sobie sprawę, że długo tak nie pociągnie. Zombie, który stał najbliżej drzwi, wgryzł mu się w szyję, obejmując go rękami, niczym dawno niewidzianego kochanka.
Wtedy Kuba doznał olśnienia. Oni nie przyszli po nich. Oni przyszli po mięso, po kogokolwiek. Są durni jak kilo gwoździ, usłyszeli strzał, więc zleźli na dół. Nie wiedzą jednak, ile osób jest w środku piwnicy. Wezmą księdza i istnieją duże szanse, że dadzą im spokój.
– Natalia – powiedział cicho, pochylając się ku żonie – odsuń się od księdza, stań za mną i pchaj drzwi.
Natalia uniosła wymuskane brwi, ale ostatecznie, z niemałym wahaniem, posłuchała męża. Gdy już stała obok, Kuba zwolnił jedną rękę, przełożył broń i zaczął tłuc księdza w palce trzymające drzwi. Jednak wola życia duchownego była bardzo silna. Pomimo bólu, jakiego doświadczał, nie zamierzał ich puścić. Była to ostatnia rzecz, jaka łączyła go z doczesnym życiem.
– Pieprz się – powiedział Kuba, przełożył broń i strzelił księdzu w sam środek dłoni.
„Masz teraz nawet własny stygmat, popaprańcu” – pomyślał. Kapłan wrzasnął z bólu i z zaskoczenia, puścił drzwi i zniknął wciągnięty w tłum. Kuba i Natalia wykorzystali jedyną daną im szansę i dopchnęli drzwi, zatrzaskując je i zamykając ponownie zasuwę. Oparli się o nie plecami. Oboje ciężko dyszeli.
– Szybki skurwiel – wysapał Kuba po kilkunastu sekundach. Zza kawałka stali docierały do nich odgłosy makabrycznej uczty. Zombie zdawali się zapomnieć o tym, że przecież widzieli Natalię. Kuba przyłożył palec do ust.
– Musimy być bardzo cicho – wyszeptał.
Natalia kiwnęła głową, wprawiając długie blond włosy w lekkie drżenie. Jej mąż kiwnął ręką w stronę jednego ze sklepień, sugerując, że powinni się tam udać. Natalia ponownie przytaknęła, cicho wstała i na palcach podreptała we wcześniej wskazanym kierunku. Przypomniała teraz Leeloo z Piątego elementu – taka krucha, wystraszona i niepewna. Po chwili, upewniwszy się, że drzwi nie są atakowane, dołączył do niej Kuba.
– Jak tam? – zapytał, przytulając dziewczynę.
Natalia drżała. Chciała się rozpłakać, ale wiedziała, że wtedy ją usłyszą. Musiała zebrać się w sobie i nie dać się złamać.
– Ciii… Już wszystko dobrze – mówił mężczyzna, głaszcząc ją po włosach. Miał nadzieję, że z tonu jego głosu nie da się wychwycić, jak bardzo nie wierzy w to, co sam mówi.
– Znajdziemy ten tunel i wydostaniemy się stąd – dodał.
– Ile zostało ci naboi? – zapytała cicho Natalia, nie komentując deklaracji męża.
Kuba doskonale zrozumiał podtekst pytania. Zwlekał chwilę z odpowiedzią. Zastanawiał się, na co Natalia zareaguje gorzej – czy na prawdę, że nie został mu nawet jeden pocisk, czy na kłamstwo i stwierdzenie, że zostało mu jeszcze parę sztuk? Może wtedy łatwiej będzie jej to wszystko przełknąć, może wykrzesze dzięki temu odrobinę więcej woli walki.