Выбрать главу

Kiwnął pytająco głową. Max odpowiedział mu również kiwnięciem, jednak jego ruch wskazywał ścianę. Paweł wyciągnął rękę i z olbrzymią ulgą dotknął zimnych, stalowych drzwi. Od trzech godzin nie marzył o niczym innym. Mógł teraz umrzeć szczęśliwy. Wziął głęboki oddech, niestety, niezbyt świeżego powietrza. Stał tak, trzymając rękę na wrotach i delektując się chłodem stali. Wiele razy w swoim życiu ocierał się o śmierć, jednak nigdy nie był tego tak świadomy jak w tym momencie. Refleksja zawsze przychodziła już po danym wydarzeniu. Teraz jednak miało ono dopiero nastąpić i to, w jaki sposób się skończy, będzie decydowało o jego dalszym losie. Jego i tego młodego chłopaka, którego przypadkowo poznał, a którego już zdążył polubić. Wychodzi na to, że takie tragiczne wydarzenia naprawdę zbliżają ludzi, nawet jeżeli są oni sobie totalnie obcy.

Mężczyzna zaczął delikatnie macać drzwi, kierując rękę w stronę, gdzie powinna znajdywać się klamka. Po chwili znalazł ją i bardzo powoli nacisnął, uważając, żeby zrobić to bez najmniejszego skrzypnięcia, które w ciemnym i cichym tunelu rozniosłoby się niczym potępieńczy jazgot. Niestety drzwi nie ustąpiły. Potrzeba było klucza, którego nie posiadali. „Jasne, to by było zbyt proste” – pomyślał żołnierz. Zważył w dłoni łom i zastanowił się chwilę. Czuł na sobie błagalne spojrzenie Maxa i wiedział, że musi coś zrobić. I to szybko, bo im dłużej tu stoją, tym większe szanse, że jeden z tych popaprańców na nich wpadnie, choćby przypadkiem, i skończy się ich bohaterska walka o przetrwanie. Musi znaleźć sposób, żeby otworzyć drzwi, inaczej obaj zginą w tym przeklętym metrze, a później z kretyńskim wyrazem twarzy będą się błąkać w ciemnościach aż do końca świata. Nie, taki finał niezbyt mu się podobał. Wsunął kilof między framugę, najciszej jak się dało, tuż przy samym zamku. Subtelnie naparł na narzędzie, wykorzystując siłę przeciwwagi.

Drzwi delikatnie skrzypnęły, a Paweł zamarł w połowie ruchu. Cisza, jaka teraz zapanowała, była, najprościej rzecz ujmując, przerażająca. Obaj wiedzieli, że ich usłyszano, a ich przeczucie darło się spanikowane wniebogłosy. Jakaś część ich świadomości starała się to wszystko wyprzeć. „Będzie dobrze” – szeptały głosy w ich głowach. „Tak, stoicie w przedsionku piekła, wokół was krząta się kilkunastu nieumarłych chcących skosztować waszego mięsa, nie macie broni i w ogóle macie dość marne perspektywy wybrnięcia z tego gówna. Ale będzie dobrze. Tak, wprost kwitnąco”.

Nagle do ich uszu dotarło jęknięcie jednego z umarlaków.

Paweł zareagował błyskawicznie, niczym chart zrywający się do pościgu za królikiem.

– Max! Świeć! – krzyknął do chłopaka.

Tunel rozświetlił blask, niemalże zwiastujący nadejście Królestwa Niebieskiego. Brakowało tylko trąb i małego baranka z czerwoną wstęgą. Snop światła trafił najbliższego zombie prosto w twarz, a jego reakcja była błyskawiczna – rzucił się na chłopaka z wyciągniętymi łapami i rozwartą szczęką. Paweł odwrócił się i jednym idealnie wymierzonym ruchem wbił kilof prosto w czaszkę maszkary. Wokół trysnęła krew, a zwłoki osunęły się na tory. Na reakcję reszty towarzystwa nie trzeba było długo czekać. Wąski tunel wypełniły jęki i wrzaski potworów, pędzących w stronę kolacji. Żołnierz, nauczony pracy w ekstremalnie stresujących sytuacjach, zachował zimną krew. Błyskawicznie wyciągnął drugi kilof, wsadził między drzwi a framugę i wyważył zamek. Ich oczom ukazał się ciemny i wąski korytarz. W sumie nic, czego by nie znali.

Max wskoczył pierwszy do środka, Paweł zrobił to tuż za nim. Zdążył w ostatniej sekundzie, dosłownie wyrywając się śmierci z rąk. Zatrzasnął drzwi z hukiem, nie zdejmując jednak ręki z klamki. Obaj ciężko dyszeli, ale byli żywi. Przynajmniej na razie.

– Max. Sprawdź, czy jest drabina, ta, którą widzieliśmy na planach – powiedział Paweł, nie tracąc ani sekundy cennego czasu.

– Dobra – wydyszał z siebie chłopak i było to wszystko, na co mógł sobie w tym momencie pozwolić. Ze słabo oświetlonej twarzy biło przerażenie, ale i duma, że udało się im przeżyć kolejny raz. Dawało to nadzieję na najbliższy czas, delikatne światełko w mrocznym tunelu metra, mówiące, że może faktycznie uda się im z tej kabały wydostać. Poza tym, dopóki żyją, dopóty jest nadzieja. Każda dodatkowa minuta to ich małe, osobiste święto.

Max popędził w głąb tunelu, odganiając mrok latarką. Paweł został na posterunku, trzymając drzwi i zastanawiając się, w jaki sposób mógłby je zablokować. Jeżeli nie uda mu się zrobić sprawnego i działającego klina, to zombie, w momencie w którym mężczyzna puści klamkę, wparują do środka. A to oznacza spory problem.

– Max! – zawołał, starając się przekrzyczeć maszkary z tunelu. Kakofonia demonicznych dźwięków, jakie z siebie wydawały, przyprawiała o dreszcze bardziej niż słuchanie koncertu Enrique na żywo. Niestety, Paweł nie doczekał się odpowiedzi chłopaka. Przez umysł mężczyzny przeleciała okropna wizja – Max zaatakowany w środku tunelu przez zombie, którzy znaleźli się tu przed nimi. Oznaczałoby to niechybną śmierć Pawła i koniec ich dzielnej walki o przetrwanie. Dość marny koniec. Paweł błyskawicznie wyrzucił tę myśl z głowy, poprawił chwyt na klamce i ponownie zawołał chłopaka.

W odpowiedzi tunel rozświetlił blask latarki. Max podbiegł do Pawła, a ten nie musiał już o nic pytać – chłopak miał wszystko wypisane na twarzy.

– Jest – powiedział, uśmiechając się jakby odkrył Świętego Graala. – Tam, gdzie myśleliśmy, drabina prowadzi na samą górę. Właz jest zakryty, ale przebija się światło. Udało się! – krzyknął triumfalnie, jednak brak równie entuzjastycznej reakcji ze strony Pawła sprowadził Maxa na ziemię. Przyjrzał się mężczyźnie w skupieniu.

– Co…? – zapytał powoli.

Na twarzy Pawła pojawił się smutny uśmiech.

– Jak puszczę drzwi, wparują tu całą watahą – powiedział.

– Świetnie… Nie możemy ich zablokować? – zapytał chłopak, rozglądając się wokół. – Może jakaś szafka, może inne drzwi, wyjmiemy je z zawiasów i coś wymyślimy.

– Nie, nie mamy jak. Ale mam pewien pomysł… – powiedział konspiracyjnie Paweł.

– Jaki?

Max nie zdążył usłyszeć odpowiedzi, ponieważ Paweł zrobił coś, co przeczyło wszelkiej logice i zdrowemu rozsądkowi. Chociaż, jeżeli sytuacja, w której się znaleźli, również przeczyła jakiejkolwiek logice, może ratunek leży właśnie w nielogicznym działaniu.

– Biegiem, jakby cię sama śmierć goniła! – krzyknął mężczyzna, puszczając klamkę i popędził przed siebie. Po drodze złapał chłopaka za rękę i ciągnąc za sobą, wlókł w głąb tunelu. Po kilkunastu sekundach dotarli do wnęki z drabiną.

– Nie oglądaj się – powiedział Paweł i rozpoczął mozolną wspinaczkę. Max szedł tuż za nim, trzymając się tak blisko, jak to było tylko możliwe, jednocześnie zważając na to, żeby nie oberwać piętą w twarz.

Usłyszeli, jak wąski korytarz wypełnia się jęczeniem i innymi, bliżej nieokreślonymi dźwiękami, wydawanymi przez nacierającą hordę. Max poczuł, jak mroźny jęzor strachu muska jego ciało. Metalowe podbicie glanów chłopaka odbijające się głośnym echem od szczebli drabiny nabrało tempa. Przyspieszyli. Zdecydowanie nie potrzebowali lepszej motywacji. Byli tak blisko zbawienia, lecz rozumieli, że najmniejszy błąd mógł ich kosztować życie, co uważali za nie do końca sprawiedliwe. Po kilku sekundach Paweł dotarł pod właz, zostawiając Maxa kilkanaście stopni niżej. „W końcu to komandos” – pomyślał chłopak, zazdroszcząc mu zarówno umiejętności, jak i kondycji. „Jak z tego wyjdę, zapisuję się na siłownię” – obiecał sobie w duchu.

Paweł podszedł maksymalnie blisko włazu i naparł na niego barkami, jednocześnie prostując nogi umieszczone na metalowych szczeblach. Optymalnie wykorzystał siłę całego swojego ciała i ciężka, żeliwna pokrywa ustąpiła za pierwszym razem. Gdy tylko wyskoczyła z miejsca, mężczyzna wyślizgnął się przez powstałą szczelinę i szorując pokrywą po asfalcie, odepchnął ją na bok. Po chwili był już na zewnątrz, sięgając ręką do wnętrza otworu, żeby pomóc chłopakowi wyjść.

– Dawaj, szybko – powiedział cicho. Maxa zaskoczyło, że ten był taki poważny i… zdenerwowany? Można by rzec, że szept brzmiał niemal konspiracyjnie. A przecież udało im się wydostać. Swoją drogą, żaden z nich już pewnie nigdy nie odważy się jechać metrem.