Выбрать главу

Minęli warsztat samochodowy i wtoczyli się na pusty parking. Policjant oszacował, że od budynku dzieli ich około trzystu metrów. „Czego tak się boisz?” – zganił się w duchu. „Przecież dotarliśmy”. Kuba zatrzymał samochód i wyłączył silnik. Cała trójka siedziała bez ruchu, jakby czekała, aż z mroku wypadnie horda zombie i się na nich rzuci. Policjant obejrzał się na towarzyszy, szukając w nich siły, której jemu najwyraźniej zabrakło. Oczy tak Natalii, jak i Tomka świeciły w ciemności niczym ślepia dzikich, wystraszonych kotów.

Kuba nacisnął klamkę i uchylił drzwi. Do środka samochodu natychmiast wpadło świeże, wieczorne powietrze. Odetchnął nim głęboko, wpatrując się czujnie w mrok. Cisza. Pusto. Brak jakiegokolwiek ruchu czy dźwięku, nie licząc echa dalekich i sporadycznych wybuchów oraz wystrzałów, niesionych przez wiatr. Zupełnie jakby znaleźli się w samym sercu pustkowia, a nie w centrum olbrzymiego miasta.

– Jak stoimy z amunicją? – zapytał policjant, cały czas uważnie się rozglądając.

– Mamy dwa pełne magazynki do karabinku i kilkanaście pocisków do strzelb. Nie wiem dokładnie ile, ale tak około dwudziestu – odpowiedział energicznie Tomek. Zdecydowanie lepiej czuł się ze świadomością, że jest w grupie. Dodatkowo dowodzonej przez tak, zdawałoby się, ogarniętą osobę.

– Dobra, to chodźmy – powiedział Kuba, wziąwszy ciężką strzelbę w ręce i przerzuciwszy sobie glauberyta przez plecy. Tomek sięgnął po drugą strzelbę. Natalia popatrzyła zaskoczona na obu facetów.

– Chyba nie zamierzasz puścić mnie bez broni? – pytanie zabrzmiało bardziej jak warknięcie, toteż Kuba popatrzył zaskoczony na żonę, unosząc nieznacznie brwi.

– Przecież zawsze unikałaś broni palnej, mówiłaś, że…

– Tak, ale to było przed tym, jak ludzie zaczęli skakać sobie do gardeł – weszła mu w słowo, głosem nieznoszącym sprzeciwu.

Tego argumentu Kuba nie mógł odeprzeć. Natalia zawsze polegała na innych, nie była specjalnie samodzielną osobą – jednak widać, że człowiek postawiony pod murem zniesie wiele, żeby przetrwać. Pokona nawet swoje własne demony.

– Okej, jasne – powiedział, spuszczając wzrok. – Wybacz, masz rację. Proszę, weź to – powiedział, podając żonie glauberyta.

Natalia wzięła niezdarnie broń, robiąc przy tym minę, jakby trzymała w rękach obsranego dzieciaka. Po chwili jednak wzięła głęboki oddech i wyprostowała się. „Powiedziałam A, to teraz muszę powiedzieć B” – pomyślała.

– Dobrze. Jak to działa? – zapytała, kładąc wyraźny nacisk na „to”.

– To PM-84P Glauberyt – zaczął Kuba, patrząc na broń. – Pistolet maszynowy, strzelający standardową dziewięciomilimetrową amunicją. W magazynku masz trzydzieści naboi, odbezpieczasz poprzez naciągnięcie tej wajchy, a jak ci się skończy amunicja, to wciskasz ten guzik – wtedy wyskakuje magazynek, zabierasz go i wkładasz następny, aż usłyszysz ciche kliknięcie. Następnie odbezpieczasz i możesz walić dalej. Ma niewielki odrzut, ale polecam trzymanie go obiema rękami. Nie, lewą połóż pod lufą. Tak, tutaj. I złap mocno. Przełączyłem ci tryb prowadzenia ognia na pojedyncze strzały, więc jedno pociągnięcie za spust równa się jeden strzał. Inaczej w parę sekund wywaliłabyś cały magazynek w niebo. Albo w nas.

Natalia wpatrywała się bez słowa w trzymany w rękach kawał metalu.

– I trzymaj się blisko mnie. Ruszamy – powiedział Kuba, nie dając jej dojść do słowa i zadać jakiegokolwiek pytania – jak bowiem powszechnie wiadomo, człowiek najlepiej uczy się poprzez praktykę.

Poruszali się powoli i metodycznie, sprawdzając każdy podejrzany cień, których w niewielkim parku nie brakowało. Kuba, jako lider grupy, odbił na północ, kierując się w stronę Muranowa. Natalia szła w środku, Tomek zamykał tyły, cały czas uważnie się rozglądając. Bacznie stawiali każdy krok, starając się zachować ciszę. Przeszli kilkadziesiąt metrów i zatrzymali się za ścianą restauracji. Przed nimi rozciągała się niewielka polana, następnie ulica generała Władysława Andersa i sama komenda – majestatyczny budynek z żelaznymi kratami w oknach i wysokimi, niedostępnymi ścianami.

– Coś tu jest cholernie nie tak… – wyszeptał Kuba.

Nie zdążył dokończyć zdania, gdy usłyszeli jęk. Tomek jako pierwszy odwrócił się i zobaczył zombie mozolnie idącego w ich kierunku. Za pierwszym monstrum widać było dziesiątki kolejnych kreatur. Z parku wyłaniały się coraz to nowe postaci, wszystkie bezsprzecznie zmierzające w ich kierunku. Naraz jeden zombie wydał gardłowy okrzyk i ruszył biegiem. Sekundę później kilkunastu innych poszło w jego ślady. Zwietrzyli zapach krwi lub wyczuli mięso – ich motywacja nie miała dla całej trójki najmniejszego znaczenia. Bez względu na nią, czuli się niczym zwierzyna łowna.

– Biegiem! – krzyknął Kuba, unosząc strzelbę i oddając strzał do najbliższego przeciwnika. Huk był ogłaszający, ale żadne z nich się tym nie przejęło. Udało mu się trafić. Zombie upadł na ziemię, tylko po to, by za chwilę znów zacząć wstawać.

– Co jest, kurwa… – zapytał sam siebie Kuba.

– Musisz strzelać w głowę! – krzyknął Tomek. Razem z Natalią byli już dobre dwadzieścia metrów przed nim.

– Kuba! – krzyknęła Natalia głosem pełnym rozpaczy.

„Dobra. Muszę być przy niej”. Kuba spiął się, jakby dostał ostrogami pod żebra, i ruszył z kopyta w kierunku pozostałej dwójki. Biegli, ile sił w nogach, jednak zombie byli coraz bliżej. Kuba odwrócił się na chwilę, żeby ocenić liczbę przeciwników. Na pierwszy rzut oka było ich z piętnastu, jednak w oddali widział kolejnych. Nie zdążą przeładować broni, a każdy niecelny strzał może przesądzić o ich życiu.

Krzyk Natalii wyrwał go z zamyślenia. Okazało się, że od strony Muranowa również naciera grupa zombie. Byli odcięci.

Tomek chaotycznie oddał parę strzałów, niestety niezbyt celnych. Trafiał co prawda w korpusy, ale w głowę już raczej niezbyt. A to nie wykluczało zombie z dalszej rozgrywki.

Natalia i Tomek wyraźnie zwolnili, aż dobiegł do nich Kuba.

– Musimy się przebić, nie mamy wyjścia! – wykrzyczał i pognał do przodu, w stronę budynku komendy. Natalia zdążyła tylko zobaczyć błysk w oku męża i poczuć ciepło nadziei, kiełkujące gdzieś w dole żołądka.

Od wejścia dzieliło ich mniej niż dwadzieścia metrów. I mniej więcej tyle samo od zombie nadciągających od strony Muranowa. O tych za plecami nie wspominając. „Mamy przesrane” – pomyślał policjant. „Jesteśmy już tak blisko, a zdechniemy rozszarpani pod samym wejściem na komendę”. Kuba przyglądał się biegnącym w jego stronę kobietom i mężczyznom. Wszyscy wyglądali tak samo, jak żołnierze odlani z jednej formy. Tak samo zakrwawione twarze. To samo wściekłe szaleństwo wypisane w oczach. „Nie tak miała wyglądać moja śmierć” – pomyślał, mimowolnie godząc się z tym, co nieuniknione. Nagle zobaczył obok siebie idącą powoli Natalię. Trzymała wyciągniętego przed siebie glauberyta i miarowo naciskała na spust. Drobna twarzyczka jego żony była blada z determinacji.

Kuba poczuł się, jakby ktoś przewijał film, stopniowo uruchamiając dźwięk. Wszystko nabrało tempa i kolorów. Dopiero teraz usłyszał, że Tomek z tyłu coś wrzeszczy i równie miarowo pociąga za spust. Mężczyzna zdecydował, że zrobi to samo. Podbiegł parę kroków w stronę zombie, zatrzymując się co kilka metrów i oddając idealnie wymierzone i celne strzały. W głowie liczył, ile pocisków mu zostało. Położył sześciu przeciwników, gdy nagle zza murku wyskoczył na niego kolejny zombie. Kuba odruchowo zdzielił kreaturę kolbą w twarz, a gdy ta leżała na ziemi, odwrócił broń i pociągnął za język spustu.

Usłyszał najbardziej złowieszcze kliknięcie w swoim życiu. Iglica nie trafiła w spłonkę, a z lufy nie wyleciało nic poza powietrzem.

– Oż kurwa – zdążył wycedzić, bo huk pistoletu maszynowego nie pozwolił mu na dokończenie zdania. Natalia zabiła potwora strzałem w głowę z przyłożenia. Kuba spojrzał na nią z wdzięcznością. Po jej policzkach spływały łzy.