Выбрать главу

– Tomek, dawaj! – krzyknął, powracając do rzeczywistości.

W międzyczasie chłopak cały czas pruł do zombie, biegnących od strony lasu. Położył wielu z nich, jednak jemu również skończyła się amunicja.

– Nie mam naboi! – krzyknął z paniką w głosie.

– Już prawie jesteśmy! – Kuba dopadł do drzwi jako pierwszy.

Te, o dziwo, okazały się być otwarte. W pierwszej sekundzie Kuba nie wierzył, że naprawdę stanęły przed nim otworem, jednak wpychający go do środka Natalia i Tomek, nie dali mu się długo zastanawiać. Młodziak wpadł weń w takim pędzie, że jak długi przewrócił się na zabrudzoną podłogę, wypuszczając z rąk strzelbę, która potoczyła się ze zgrzytem po korytarzu. Natalia błyskawicznie odwróciła się i zatrzasnęła drzwi. Sekundę później dziesiątki rąk zaczęły w nie wściekle walić, domagając się wpuszczenia do środka.

Nikt się nie odzywał. W cichym komisariacie słychać było tylko powarkiwania zawiedzionych zombie i ciężkie, urywane oddechy trójki osób, którym cudem udało się ujść z życiem.

– Musimy się ruszyć – powiedział Kuba, po kilkudziesięciu sekundach odpoczynku. – I sprawdzić, czy komenda jest bezpieczna.

Krew w głowie buzowała mu od nadmiaru emocji, całe ciało drżało od krążącej adrenaliny. Jednak wiedział, że nie może odpuścić. Musi pozostać czujny. Sięgnął do kieszeni po paczkę czerwonych lucky strike’ów, wyciągnął jednego i podpalił go trzęsącą się ręką. „Jestem na to, kurwa, za stary” – pomyślał policjant, głęboko zaciągając się dymem.

– No dobrze… – odpowiedział niechętnie Tomek, gramoląc się z podłogi. Nikt nie miał ochoty się ruszać. Po prostu tkwili zawieszeni w próżni i czekali, aż ktoś przyjdzie i zmusi ich do działania.

Kuba dopalił, podszedł do Natalii i złapał ją delikatnie za kark.

– Wszystko okej? Jak się czujesz? – zapytał z troską w głosie, zaglądając żonie w oczy.

– Strzelałam do nich… zabiłam… – odpowiedziała, patrząc szklistym wzrokiem w podłogę.

– Kochanie, to już nie byli ludzie – zaczął mówić Kuba, zabierając z jej ręki broń. „No tak” – pomyślał. „Mogłem się tego spodziewać”. Nie był zły na żonę, było mu jej po prostu żal.

– Byli! Strzelałam do ludzi! Skąd wiesz, czym oni są? Może da się ich wyleczyć? Może to chwilowa zmiana? – wykrzykiwała Natalia, nie dając Kubie dokończyć zdania. W niebieskich oczach jego pięknej żony zamieszkało szaleństwo. Kuba zrozumiał, że jakkolwiek to się skończy, jego Natalia już nigdy nie będzie taka sama. Wziął głęboki oddech.

– Wiem to, bo człowiek trafiony ze strzelby z odległości pięciu metrów, prosto w klatkę piersiową, nie ma prawa wstać – powiedział spokojnie, zważając na każde wypowiedziane słowo. – Nie wiem, czym „oni” są, ale wiem, że na bank nie są ludźmi. Nie obchodzi mnie, czy to wirus, gniew Boży, czy to ruscy nas zaatakowali bronią biologiczną, wyhodowaną w Czarnobylu. Mam to w dupie. Zależy mi jedynie na tym, żeby wydostać nas stąd żywych. Rozumiesz?

Natalia zajrzała głęboko w oczy męża. Dostrzegła w nich siłę i determinację, której tak bardzo jej w tym momencie brakowało.

– Tak – wyszeptała, uśmiechając się delikatnie.

– No. Grzeczna dziewczynka – powiedział Kuba, również się uśmiechając.

– Fajnie. Mogę się z wami zabrać? – zapytał retorycznie Tomek, przyglądając się całej scenie. – To słodkie i w ogóle, ale chodźmy zobaczyć, dlaczego komisariat jest pusty, okej? Jak mamy tu zostać, wolałbym, żebyśmy byli sami, a nie z tymi popaprańcami – dodał chłopak, wskazując lufą drzwi.

Pozostała dwójka przytaknęła i z odrobinę podbudowanym morale ruszyła w głąb budynku. Nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia zza rogu ściany wyskoczył zombie i rzucił się na Tomka. Ten, nie mając za wiele czasu na reakcję, odskoczył niezgrabnie w bok. Na niewiele się to zdało – zombie przywarł do chłopaka, zaciskając ręce na jego karku i próbując odgryźć mu co najmniej pół twarzy. Tomek wypuścił broń i chwycił martwego policjanta za czoło oraz szyję, całą siłę wkładając w to, żeby nie dać się chociażby drasnąć. W tym cudownie niezgrabnym uścisku odbili się od ściany i zaczęli się szamotać, rozwalając wszystko wokół. Chłopak przeraźliwie krzyknął, w jednym dźwięku wyrażając zarówno zaskoczenie, jak i wolę walki, bo wiedział, jak blisko śmierci się znalazł. Zombie warczał niczym wściekły pies.

– Kurwa! Zdejmijcie go ze mnie! – wołał Tomek, nie odrywając wzroku od przeciwnika. Teraz nie uważał wołania o pomoc za coś uwłaczającego jego męskości.

Kuba zareagował instynktownie i błyskawicznie rzucił się na pomoc. Niemniej szamotanina sprawiała, że miał bardzo ograniczoną możliwość oddania strzału.

– Nie ruszaj się przez chwilę! – krzyknął do Tomka, chociaż zdawał sobie sprawę, jak kretyńsko to zabrzmiało.

Sytuacja coraz bardziej wymykała się spod kontroli – Tomek znalazł się pod zombie, a nie, co by było o niebo lepsze, na nim. Ciężar kreatury przygniótł chłopaka do ziemi, dosłownie wyduszając mu dech z piersi, a ich głowy były zbyt blisko siebie, żeby Kuba mógł się zdecydować na oddanie czystego strzału. Tomek spojrzał w źrenice potwora i zamarł. Poczuł, że cała siła, cała wola niszczenia zombie jest skierowana na niego. Że jest nic niewartym, kolejnym posiłkiem. I tego właśnie potrzebował. Obudziła się w nim jakaś iskra, która nie chciała pogodzić się z tym, co nieuniknione. Chłopak naprężył muskuły i z całej siły wyprostował ramiona, odpychając od siebie zombie najdalej, jak to było możliwe. Krzyknął z wysiłku, a kątem oka dostrzegł jakiś ruch…

To Kuba rozwiązał spór kopniakiem, jakiego nie powstydziłby się sam Roberto Carlos. Zombie, trafiony w głowę, puścił chłopaka i poleciał w głąb korytarza, a policjant, idąc za ciosem, wycelował PM-84P i bez zbędnych ceregieli pociągnął za spust. Budynek wypełnił huk strzału, a głowa jego byłego kolegi po fachu eksplodowała, dekorując korytarz w piękne, jasnoczerwone plamy. „Zupełnie jakby ktoś rozlał wazę wigilijnego barszczu” – pomyślał mężczyzna.

– Jesteś cały? – zapytał Kuba, pomagając Tomkowi podnieść się z ziemi.

– Tak. Chyba tak – powiedział chłopak, oglądając swoje ciało w poszukiwaniu ran. W jego oczach dalej mieszkało przerażenie. – Ale chyba się zesrałem…

– Dobrze, że tylko tyle – zaśmiał się mężczyzna i poklepał Tomka po plecach.

– Krew ci leci – wyszeptała Natalia, stojąc w dalszym ciągu pod drzwiami, jakby nogi wrosły jej w linoleum.

Tomek zrobił się blady niczym kartka papieru.

– Gdzie…? – wyszeptał przerażony.

Był doskonale świadom tego, co dzieje się z osobami ugryzionymi przez zombie. Zapadła cisza.

– Gdzie?! – tym razem krzyknął, oglądając swoje ubranie. Niczego nie dostrzegł, chociaż na i tak brudnym ubraniu pojawiło się parę plam krwi, których – mógłby przysiąc – nie było tam wcześniej. Panika sprawiła, że był gotów natychmiast strzelić sobie w głowę, nawet nie widząc potencjalnego zranienia. Wolał nie widzieć pewnie już ropiejącej bruzdy, która zmieni go w bezmózgiego yeti zjadającego mózgi młodych dziewic.

– Nie wierć się, na miłość boską – powiedział Kuba, łapiąc go za ramiona. Dopiero teraz Tomek uświadomił sobie, że szamotał się i tańczył wokół własnej osi niczym Indianin podczas tańca wywołującego deszcz.

– Daj, obejrzę cię – powiedział spokojnie policjant. – Natalia, gdzie widziałaś krew?

– Na plecach – odparła cicho.

Kuba spojrzał na żonę. Wyglądała jak świeczka, która lada moment się dopali. Dosłownie gasła w oczach. „Jezu, żeby to tylko było przemęczenie i nadmiar emocji” – pomyślał Kuba. W tym momencie zreflektował się, że w ciągu paru sekund dwukrotnie odwołał się do Stworzyciela. Ciekawe.

– Ej! Natalia! – powiedział podniesionym głosem. – Kochanie, podejdź na chwilę. Musisz mi pomóc.

Oczywiście niczego od niej nie potrzebował, poza tym, że chciał ją mieć obok i to przytomną oraz myślącą, przynajmniej do momentu znalezienia bezpiecznej kryjówki. Wobec tego musiał ją czymś zająć, bo podpieranie drzwi wyraźnie jej nie służyło.